8

632 35 15
                                    

Jak Carla postanowiła tak zrobili. Po północy spotkali się przed domem rodziny pierwotnych razem z bagażami na podróż. Wyszło, że najwięcej rzeczy wziął Klaus, bo miał dwie walizki i trzy napchane torby. Jednak Kol wcale lepszy nie był, bo wziął tylko jeden bagaż mniej.

-Wy wiecie, że może nam się to wszystko nie pomieścić?

-Nie przesadzaj wiedźmo po za tym czego się spodziewałaś wyjazd jest zaplanowany na prawie miesiąc a ja w śmierdzących łachach chodził nie będę. I tak autem jedziemy tylko na lotnisko.- powiedział nonszalancko Klaus 

Carla chciała się odgryźć w jakiś sposób hybrydzie lecz przeszkodził jej w tym Elijah z jak zawsze dyplomatyczną gatką.

-Mówiąc o lotnisku i waszym locie musimy się już zbierać, bo samolot wam odfrunie bez was w środku.

Po tych słowach wszyscy wsiedli do dużego jeepa należącego do Mikaelsonów i ruszyli w stronę lotniska.

Mieli oni przed sobą jakąś godzinę drogi więc powinno zlecieć to szybko i bez żadnych niespodzianek .- pomyślała sobie Carla w głowie.

Jednak było inaczej, bo siedziała obok Kola, który po jakiś dziesięciu minutach kompletnie odpłynął kładąc dodatkowo głowę w jej zagłębieniu szyi. Zdziwiło to trochę dziewczynę, bo wiedziała, że wampiry nie mają w naturze snu tylko robią to jeżeli już z nudów ewentualnie dla lepszego samopoczucia. Jednak nie wiedziała, że Kol ma aż tak twardy sen. Sama po zostaniu wampirzycą w noc po przemianie zauważyła, że jej sen jest lekki i łatwo ją rozbudzić. A on? 

Sen Kola dało się zdzierżyć, ale po chwili czuła, że coś a raczej ktoś kopie jej siedzenie. Był to Klaus, który jak widać miał niezły ubaw z robienia na złość dziewczynie. 

-Naprawdę czasem ciężko mi uwierzyć, że jesteś pierwotną hybrydą i ojcem a czasem zachowujesz się gorzej niż rozkapryszone dziecko.- rzuciła rozłoszczona Carla.

-Miło by było Klaus jakbyś uspokoił swój zespół niespokojnych nóg przynajmniej na te jeszcze czterdzieści minut drogi.

-Nie.- powiedział z satysfakcją Klaus.

Nie chcąc się już z nim użerać Carla rzuciła na niego zaklęcie unieruchamiające i uciszające. W ten sposób reszta drogi dla dziewczyny minęła w błogim spokoju i bez problemu. Nie licząc oczywiście głowy Kola.

~~~~~~~~~~~~~~~

Po pożegnaniu się z wszystkimi i wyjęciu bagaży dwójka Mikaelsonów i heretyczka ruszyła na lotnisko, które o tej porze na ich szczęście nie było zaludnione. Na szczęście Kol i Klaus nie zachowywali się w żaden sposób dziwnie na lotnisku ani nie odstawiali cyrków. Jedyne co zrobili ,,w ich stylu" to wszyscy w trójkę pożywili się paroma przypadkowymi ludźmi. Nawet Kol się opanował.

~~~~~~~~~~~~

Lot minął całej trójce bardzo przyjemnie, bo wybrali sobie miejsca oddalone od siebie. Do tego dostali dobrą informację od Freyi, że udało się wskrzesić Esther i po przedstawieniu całego planu egzekucji jej siostry ta nie mając za bardzo pola manewru weszła z nimi w układ. Ucieszyło to całą trójkę, że już jeden problem z głowy jednak Carle bardzo zastanawiał fakt czy matka pierwotnych wampirów na pewno ma czyste intencję, bo po tym do czego jest zdolna i co robiła w przyszłości zgodziłaby się od tak?

Złe przeczucia co do Esther rozwiał kolejny s-ms  Freyi.

Freya: No i nie musisz się martwić tym czy moja matka czegoś nie planuje, bo od razu po jej wskrzeszeniu związałam ją z zaklęciem, które zatruwać będzie powoli jej organizm.

Kamień spadł dziewczynie z serca gdy to przeczytała i nie musiała się już martwić resztę lotu do Seville. 

~~~~~~~~~~~~

Po przylocie cała trójka udała się na cmentarz gdzie miała leżeć praprababka Carli - Yolanda Sanchez. Mikaelsonowie proponowali najpierw odpoczynek i rozpakowanie się na spokojnie, bo w końcu będą tu prawie miesiąc i mają czas. Jednak dziewczyna postawiła na swoim mówiąc, że trzeba dziś zabezpieczyć grób gdyby jakimś trafem taka Davina czy inny padalec nie chciał się dobrać do księgi.

Faktycznie na tym cmentarzu był grób praprababci heretyczki co ułatwiło im sprawę, bo zakładali początkowo, że minie dopiero kilka dni, gdy w ogóle znajdą właściwy grób. Carla zabrała się do działania. Stanęła nad nagrobkiem, zapaliła świece i wypowiedziała kilka razy zaklęcie.

-Dobra teraz mamy pewność, że nikt nie tknie księgi ani kości praprababki, ale one chyba mało komu są potrzebne. Teraz możemy iść do hotelu się rozpakować i odpocząć a wieczorem pokażę wam uroki Seville.- powiedziała Carla z uśmiechem.

-To ty nie mieszkasz w tutaj?- zapytał Kol.

-Przeprowadziłam się tutaj dopiero dwa miesiące przed śmiercią matki więc nie mam jeszcze własnego domu. Od dziecka mieszkałam w Madrycie a do Seville się przeprowadziłam, bo chciałam się wreszcie usamodzielnić. W domu rodzinnym bywam okazjonalnie lub w sprawach członków sabatu, którzy tam mieszkają.

~~~~~~~~~~~~~

Cała ich trójka gdy dotarła z bagażami do hotelu doznała nie małego szoku. Otóż problem polegał na tym, że owszem dostali trzyosobowy pokój jednak łóżko było jedno dla dwóch osób i marna kanapa.

-Rozumiem, że żadne z nas nie jest chętne do spania na tej kanapie?- zapytała po długiej ciszy.

Nie dostała jednak odpowiedzi od żadnego z nich.

-A więc ja będę spać sobie na łóżku a wy sobie ogarnijcie jakoś podłogę.- powiedziała zadowolona z siebie Carla i walnęła się na łóżko.

-No raczej nie wiedźmo.- odpowiedział Klaus.

-Macie jeszcze kanapę możecie tam spać.- powiedziała zadziornie.

-Chyba sobie nie wyobrażasz mnie z tym pacanem w jednym łóżku! Do tego jesteśmy braćmi i nie nasza wina to, że wybrałaś zwalony hotel.- oświadczył oburzony Kol.

-Hotel wcale nie jest zwalony Kol tylko pewnie dla nas nie było akurat innego pokoju. No i nie użalajcie się aż tak nad tym łóżkiem. Robi się ciemno więc to odpowiedni czas by pokazać  wam Seville w nocy i jego uroki.

Bracia Mikaelson nagle przybrali uśmiechnięte postawy, bo wiedzieli co to oznacza-. Kochali oboje alkohol i imprezy nocą. Domyślali się, że w tym mieście może być ciekawie nocą.

-O czyli jednak wiedźma umie się bawić zawsze wiedziałem, że nie jesteś aż tak nudna na jaką wyglądasz. To co zbieramy się?- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Klaus.

-Jestem za.- powiedział równie uśmiechnięty Kol.

-Wiedziałam, że to was przekona. W takim razie chodźmy.- i wyszli wszyscy razem z pokoju.

~~~~~~~~~~~~~~

-Więc tak  tutaj macie bar z najlepszym bourbonem i naszą regionalną whisky.- powiedziała Carla wskazując na mały bar, który leżał w hiszpańskiej dzielnicy czarownic.-Tutaj za to są najlepsze kluby a w nich najlepsze drinki.- tym razem wskazała na trzy kluby z neonowymi szyldami.-No a na samym końcu uliczki serwują najlepszą wódkę i mają w ofercie całkiem niezłe wina.

-No to zapowiada się całkiem ciekawy wieczór.- przyznał Klaus.- To idziemy się napić na dobry początek tej waszej regionalnej whisky?

-No to chodźmy.

I cała ich trójka ruszyła do jednego z hiszpańskich barów.


Hejka!  

Rozdział na ponad 1000 słów. Szczerze powiem jestem z niego średnio zadowolona, ale liczę, że wam przypadnie do gustu.

I jak myślicie jak się skończy ten wieczór? 

Jeżeli się spodoba to mile widziana gwiazdka i koniecznie napiszcie co sądzicie w komentarzu.

@hersadnesssun - mój twitter

Do następnego, buźka!

My darling witch ll Kol Mikaelson ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz