Rozdział 7

100 12 82
                                    

Obudziłem się wraz z budzikiem. Chciałem sięgnąć i go wyłączyć, ale każdy ruch, nawet najmniejszy sprawiał mi ból. Jest źle. Przeleżałem jeszcze chwilę męczony melodią, po czym zmusiłem się do siadu i wyłączyłem budzik.
Wyszedłem z łóżka i podeszłem do lustra. Podciągnąłem koszulkę. Mój brzuch i klatkę piersiową wciąż pokrywały sporych rozmiarów siniaki i miliard większych i mniejszych zadrapań. O zabandażowanej ranie nie wspomnę.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Podszedłem obolały i otwarłem je. Na korytarzu stała Mia.
- Ty jeszcze nie gotowy? - zapytała wchodząc do środka.
- Nawet mnie nie denerwuj - rzuciłem.
- Co jest? - spytała, a ja dopiero teraz zauważyłem, że przyszła z całą apteczką.
- Tego nie powinno już być - oznajmiłem podciągając koszulkę i ukazując rany - Coś jest nie tak. Bardzo.
- Usiądź - powiedziała - Zmienię opatrunek.
- Nie musisz. Dam radę.
- Nie sam. Widzę, że ledwo się ruszasz. Daj sobie pomóc.

Usiadłem na krześle, wiedząc, że dalsza kłótnia nie ma sensu. Nie z nią. Mia usiadła naprzeciwko mnie, rozkładając na stole apteczkę. Zacząłem odwijać bandaż.

- Może zaczyna się dziać z tobą to, o czym mówiłeś wczoraj? - zauważyła, ściągając gazę. Naszym oczom ukazała się okrągła rana, nie grubsza od palca. Skąd się wzięła? A stąd, że jak w nocy przywaliłem w asfalt podczas walki z rodziną, nadziałem się na jakiś pręt. Przebił mnie na wylot, ale na szczęście z samego boku brzucha, dzięki czemu żadne organy wewnętrzne nie zostały uszkodzone. Gdy powiedziałem o tym Mii, ta prawie zeszła.

- Nie mam pojęcia - oznajmiłem - Nie wiem po jakim czasie się to dzieje i czy można to jakoś poznać. Wczoraj wszystko było dobrze.
- To sprawdź teraz - powiedziała, przemywając ranę, co swoją drogą piekło jak cholera. Ze mną naprawdę coś się dzieje.
- Niby jak to mam sprawdzić, powiesz mi?
- No nie wiem - zastanowiła się - Sprawdź czy masz nadal demoniczny wygląd.
- Przecież go nie cierpisz - przypomniałem jej - Nie zamienię się przy tobie.
- Przeżyję. No dajesz.

- Mam lepszy pomysł - powiedziałem, po czym sięgnąłem po leżące na stole nożyczki i rozciąłem skórę po wewnętrznej stronie przedramienia.
- Kurwa Raf - krzyknęła Mia, wyrywając mi nożyczki z ręki - Co się z tobą dzieje?!?
- Wszystko mam pod kontrolą - oznajmiłem, patrząc na ranę, z której zaczęły wypływać niewielkie kropelki krwi - Taka rana powinna się zagoić w... 10 minut? Ogarniemy się i przed wyjściem sprawdzimy co i jak.
- Ty się ogarniesz - powiedziała biorąc gazę i przykładając do rany - Ja już jestem gotowa. To ty jesteś dalej w piżamie.
- Nie przesadzaj - powiedziałem, przytrzymując gazę, a ona zaczęła owijać mi brzuch bandażem - Mamy czas.
- Nie jakoś dużo, ale mamy.

- Dzięki - oznajmiłem, gdy skończyła.
- Luz - powiedziała - Idź się ubierać, bo naprawdę nie zdążymy.

Ruszyłem w stronę łazienki. Bolał mnie każdy, nawet najmniejszy mięsień. Miałem nadzieję, że tego nie widać, ponieważ dzieje się tak pierwszy raz w moim życiu. I wtedy odezwała się Mia.
- Nie wolisz zostać? Gdybym to ja była w takim stanie to bym została.
- Nie mogę - oznajmiłem - One się skapną.
- Kto? Raf o co ci chodzi.
- Nie mówiłem Ci co się wczoraj działo, po tym jak odjechałaś? - potwierdziła - Daj mi się tylko ogarnąć. Opowiem Ci.

Piętnaście minut później siedzieliśmy w kuchni, a ja jadłem szybkie śniadanie.
- Po twoim odjeździe zjawili się ninja i....
- Kto?
- Moje rodzeństwo z kuzynkami - wydusiłem.
- Rodzeństwo - zakrztusiła się - Jeszcze oni tu są?
- Na to wygląda - zgodziłem się - Pokonałem ninja lecz z rodziną nie miałem szans. Może gdybym był w pełni sił to tak, ale nie wtedy. Na szczęście udało mi się uciec.
- Widzieli cię? Rozpoznali?
- Nie sądzę - oznajmiłem - Nie ściągałem maski.
- Skoro jest tu także twoje rodzeństwo, to tym bardziej powinieneś zostać - naciskała Mia.
- Zostając narażę się jeszcze bardziej - wyjaśniłem - Harumi i Vania napewno będą. A jeśli mnie nie będzie, to zaczną podejrzewać.
- Ale jesteś mocno pobity. Też się zorientują.
- Nie bo mam dobre wytłumaczenie - oznajmiłem i wrzuciłem talerz do zlewu i zerknąłem na telefon - Jest siódma czterdzieści. Idealny czas. Zbieramy się?
- Nie dasz się przekonać?
- Nie ma do czego - oznajmiłem, przechodząc do salonu i zabierając plecak.
- Ehh... - westchnęła - Widzimy się za pięć minut na parkingu.
Po tych słowach wyszła.
Zabrałem klucze i kask, po czym ruszyłem do wyjścia. Zatrzymałem się jednak przy drzwiach. Nie chętnie podwinąłem rękaw bluzy i popatrzyłem na rękę.
Rana od nożyczek dalej tam była. Nic się nie zagoiła.
- Kurwa zaczyna się. W najgorszym momencie.

Pod salą byliśmy za pięć ósma. Wszyscy już byli, ale coś było nie tak. Wszyscy, oprócz moich kuzyneczek wyglądali jakby ich coś potrąciło. Mieli jakieś siniaki i drobne zadrapania. Stanąłem wraz z Mią gdzieś z boku i udając rozmowę obserwowałem.
Akita i Cole wyglądali jakby mieli okropny ból pleców i głowy. Rozmawiali w rogu korytarza z Morro, który miał rozciętą brew i wargę oraz podbite oko.

Zaraz obok drzwi do sali cztery osoby rozmawiały ze sobą. Jay trzymał się za brzuch, jakby w nocy ktoś mu nieźle przywalił. Kai miał jakieś tycie siniaki lecz nie to przykuło moją uwagę. Na szyi zawiązaną miał czerwoną chustę, która zasłaniała ją całą. Interesujące. Nya i Skylor wyglądały jakby ktoś naprawdę je potrącił. Miały lekko zadrapane twarze, czego nie udało im się ukryć makijażem oraz nie stały wyprostowane. Były lekko przygarbione i tak jak Jay, trzymały się za brzuch. Wyglądały jakby ktoś sprzedał im potężnego kopa, możliwe, że łamiąc przy tym żebra.

Kawałek dalej stał Zane i Pixal. Dziewczyna nie wyglądała na pobitą czy coś więc zapewne się pomyliłem i ona nie brała udziału w tej całej akcji, przez którą reszta jest cała poturbowana. Chłopak na oko też nie był ranny, ale coś było z nim nie tak. Nie wiem dokładnie co, ale coś się działo.

Najbliżej nas stał Lloyd. Rozmawiał z Harumi i Vanią. No dobra nie rozmawiał. Był wściekły i starał się nad sobą panować. Zauważyłem, że pod jego blond włosami na skroni miał opatrunek. Mimo tego zajadle kłócił się z moimi kuzynkami. Wyjąłem zeszyt od fizyki, cały zapisany, gdyż przypominam, że powtarzam klasę, więc teoretycznie mam wszystko. Zacząłem go przeglądać, żeby nie wyglądało, że ich podsłuchuję. Mia chyba zrozumiała co mam w planach, gdyż stanęła zaraz obok i również zaczęła gapić się w zeszyt.

- Można wiedzieć co wy odpierdalacie? - Lloyd starał się być spokojny, ale nie wychodziło mu to - Mieliśmy współpracować. A wy nic nie robiliście.
- Nie tym tonem dzieciaku - rzuciła sucho Harumi. Typowa ona. Gdy ktoś ją zdenerwuje, zaczyna być wredna - Wyście sobie z nim nie dali rady. Rozbił was jak muchy. I wy niby jesteście tymi wielkimi wojownikami?
- A powiedz mi co wyście zrobili - nie dawał za wygraną - Wam też uciekł. A mówiliście, że razem sobie damy radę. To jak to wkońcu jest?
- Wkurwiasz mnie gówniarzu - wysyczała Vania - Pamiętaj, że nie macie z nami żadnych szans. Pokonaliśmy w nocy naszego brata. On pokonał was. Jak myślisz, jak zakończy się walka z nami?
- Chyba nie myślisz, że się boję?
- A powinieneś - stwierdziła Harumi - Popatrz na swoich przyjaciół. Wielcy ninja, a ledwo chodzą.

Popatrzyłem na Mię z szeroko otwartymi oczami. Zrobiła to samo. W tym momencie nas zamurowało.
- Powiedz mi, że się przesłyszałam - wyszeptała Mia. Widziałam, że zaczyna się załamywać
- Mia - powiedziałem stanowczo, ale nie agresywnie - Proszę Cię nie myśl o tym teraz. Nie w szkole.
- A-ale...
Przerwałem jej, przytulając ją, co mocno mnie zaskoczyło. Nie jestem emocjonalną osobą, ale ostatnimi czasy, coraz mniej się kontroluję. Zwłaszcza przy niej.

Popatrzyłem jeszcze na Lloyda i moje kuzynki. Harumi właśnie groziła blondynowi palcem, po czym odeszła z Vanią.
Lloyd wkurzony przywalił pięścią w ścianę.
Był to mój największy wróg, ale teraz nie czułem nienawiści, czy chęci zmieszania go z błotem. Wiedziałem co czuje. Miałem doczynienia z kuzynkami i wiem do czego są zdolne. I rozumiałem gniew chłopaka. Choć przez ułamek sekundy uważałem, że chodzi tutaj o coś jeszcze.

W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Mia odsunęła się ode mnie i ruszyła w stronę sali. Ja podszedłem do Lloyda. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Nie przejmuj się nimi - powiedziałem mając na myśli dziewczyny, z którymi się kłócił - Są mocne tylko w gębie, a gdy przyjdzie co do czego, ich kuzyni odwalają całą robotę.
Lloyd spojrzał na mnie zaskoczony, a ja ruszyłem za Mią, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Upadły Demon ~ Ninjago [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz