Rozdział 6

117 11 78
                                    

- Widzę, że znaleźliście sobie najemników - rzuciłem przenosząc wzrok po aniołach i diable - Zresztą zawsze tacy byliście. Zwłaszcza ty bracie. Powiedz siostro, czy wielki Lucyfer żądził się pod moją nieobecność?
- Rahemaaelu przestań - oznajmiła starsza kuzynka. Flora. Tutaj znana jako Harumi - Czy ty zawsze musisz tak mieszać?
- Po pierwsze to Raf do jasnej cholery, a po drugie, ja mieszam? - spytałem zaskoczony.
- Tak ty - wtrąciła się druga kuzynka. Terra. Tutaj ta Vania - Tyś to wszystko zaczął swoją ucieczką.
Przewróciłem oczami. Zaczyna się.

- Ciężarówki nam uciekają - oznajmił nagle zielony ninja.
- To je gońcie - oznajmiła moja siostra - Nim też trzeba się zająć. Jest szefem.
- Skąd wogóle pomysł, że was przepuszczę? - spytałem, rozpościerając skrzydła i uniosłem się lekko w powietrze.
- Jesteś jeden przeciwko trzynastu - poinformował Lucyfer - Nawet ty bracie nie masz szans.
Użyłem magii i w mojej dłoni pojawił się miecz.
- W takim razie przekonajmy się.

Od razu rzucił się na mnie czarny ninja i wilkołaczka. Wytworzyłem skrzydłami potężny podmuch wiatru, który zmiótł ich na ściany budynku. Moje rodzeństwo i kuzynki wzniosły się w powietrze i przywołali swoje kostury.
Mój brat trzymał kstrur wykonany z ciemnego kryształu, z obu stron zakończony ostrzem. Siostra miała identyczny lecz wykonany z jasnego kryształu. Władca zła i Władczyni dobra. Nienawidzące mnie rodzeństwo.

Kostur Flory wyglądał jak duża gałąź, która zwija się w spiralę na szczycie i z którego wyrastają liście. Natomiast Terry był zrobiony z delikatnie porośniętego mchem kamienia. Władczyni natury i Władczyni ziemi.

Kolejny zaatakował mnie czerwony i niebieski ninja. Szybko wybiłem broń czerwonemu chwytając go za gardło mechaniczną ręką i zablokowałem cios niebieskiego. Następnie z całej siły kopłem niebieskiego tak, że ten odleciał na parę metrów, po czym rzuciłem w niego już półmartwym czerwonym.
Czterech z głowy. Jeszcze dziewięciu.

Nagle uderzył mnie mocny podmuch wiatru i odrzucił w tył. Gdy odzyskałem równowagę zauważyłem, że już biegnie na mnie czterech przeciwników. Ninja. Zielony, biały, szara i pomarańczowa. Natychmiast przywołałem kij, dematerializując miecz. Bez problemu blokowałem każdy nadchodzący cios, gdyż przeciwnicy byli bardzo przewidywalni.

Pierwszy odpadł zielony trafiony dość mocno w głowę. Biały ninja wykorzystał moment mojej nieuwagi i strzelił we mnie lodem. Wykonałem gwałtowny unik lecz moc trafiła mój kij, zamieniając go w wielką maczugę. Wykonałem nią potężny zamach trafiając dwie dziewczyny i odrzucając na sporą odległość. Został blaszak, który naparł na mnie. Wykonałem wykop uwalniając się, po czym doskoczyłem do niego i zadałem kilka szybkich ciosów. Na koniec złapałem go za strój i rzuciłem w biegnącego w naszą stronę chłopaka w bladozielonym stroju. Ten nie zdążył wykonać uniku i oberwał kilkudziesięco kilowym nindroidem.

W tym momencie z ziemi wystrzeliły pnącza, odrzucając mnie. Szybko się zerwałem, gdyż zaczęły wyrastać nowe, a w moją stronę zaczęły lecieć głazy. Wśród uników zdołałem zobaczyć cztery skrzydlate postacie na tle księżyca.
Szybko wzbiłem się w powietrze, aby dotrzeć do nich lecz moje rodzeństwo dołączyło do walki. Zaczęli we mnie rzucać kulami mrocznej i jasnej energii.

Nagle wszystkie trzy pociski trafiły mnie, posyłając mnie z hukiem na ziemię. Plus tego wszystkiego był taki, że zaprzestali ataku i lekko się do mnie zbliżyli.
Z trudem wygramoliłem się z niewielkiego krateru w asfalcie i wstałem lekko się chwiejąc.
- DOŚĆ - rykłem, ściągając maskę i przybierając demoniczny wygląd. Cała czwórka zamarła na mój widok. A mieli czego się bać. Byłem praktycznie szkieletem o krwistoczerwonych kościach. Nogi i prawa ręka były mechaniczne, ale wyglądały jak zwykłe kości. Były przytwierdzone w stawach. Jedyną wyglądającą prawie tak samo jak zawsze częścią ciała była głowa. Wyglądała jak głowa człowieka z którego zerwano skórę. Strachu mojemu wyglądowi dodawały pomarańczowe rogi oraz ciemnoszare, poranione anielskie skrzydła.

- Bracie co ci się stało? - spytała przerażona Layla.
- Przecież uciekł - przypomniał mój brat - To jest najwyraźniej jego kara.
- Lucyferze przecież wiesz, że to tak nie działa - odezwała się Flora.
- Ojciec przecież mówił....
- Ojciec jest kłamcą - krzyknąłem, przerywając bratu - Powiedział wam, że uciekłem, tak? Dobre sobie. Wielki władca, a boi się powiedzieć co zrobił.
- Raf o czym ty mówisz? - zaniepokoiła się Terra.
- O tym, że mnie staruch wygnał.

Zapadła grobowa cisza. Rodzeństwo i kuzynki popatrywali na siebie zdezorientowani, a nawet przerażeni.

- Raf, słyszysz mnie? - odezwał się głos Mii z krótkofalówki. Szybko po nią sięgnąłem obserwując reakcje członków rodziny, którzy jednak byli zbyt wstrząśnięci - Jestem przy magazynie, gdzie ty jesteś?
- Jedź do bazy jak najszybciej potrafisz i ukryjcie ładunek - oznajmiłem szeptem - Nikt cię nie będzie śledził. Nie czekajcie na mnie, a przede wszystkim NIE WRACAJ TU. Ja sobie poradzę. Widzimy się rano. Obiecuję.
Po tych słowach zmiażdżyłem urządzenie.

- Jak to cię wygnał? - wydusiła nagle Layla.
- Normalnie. Nie mógł patrzeć jak nie radzę sobie po wypadku - oznajmiłem, zakładając maskę i powracając do ludzkiego wyglądu. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo poturbowany jestem - Zaprowadził mnie w nocy do tego jego ogrodu, otworzył portal i wyrzucił.
- Skąd mamy wiedzieć, że to ty nie kłamiesz? - Lucyfer wciąż miał wątpliwości.
- Wróćcie do domu i się go spytajcie - oznajmiłem - A mnie zostawcie w spokoju.

Po tych słowach rozrzuciłem po całej ulicy bomby dymne. Gdy wybuchły szybko pobiegłem w stronę ciemnej uliczki, w której się schowałem.
- Gdzie on jest? - spytała Terra.
- Uciekł - powiedziała Flora - Tchórz.
- Trzeba go znaleźć - oxnajmiła Layla.
- Nie - zaprotestował Lucyfer - Załatwimy  go następnym razem. Teraz wracajmy do domu. Za długo już tu siedzimy.

Cała czwórka odleciała, a ja wyszedłem z zaułka. Byłem ranny, a musiałem dostać się do bazy. Chciałem polecieć, ale skrzydła ucierpiały przy uderzeniu. Ruszyłem piechotą. Po chwili na poboczu zauważyłem samochód. Rozbiłem szybę i wsiadłem do środka. Odpaliłem auto na kablu i ruszyłem do baru.

Po kilkunastu minutach byłem już na miejscu. Porzuciłem samochód na jakimś parkingu i kawałek przeszedłem z buta.
W środku paliło się światło mimo, że na drzwiach wisiała karteczka z napisem "Zamknięte". Drzwi o dziwo były otwarte. Wszedłem do środka i usłyszałem gwar rozmów.
Idąc w stronę głównej sali słyszałem głos szefa mówiący, że " On napewno wróci". Miło, że we mnie wierzy. Usłyszałem również Mię.
- Ale musimy coś zrobić. Cokolwiek - mówiła - Co jeśli jest ranny, czy coś?
- Ranny to jest mało powiedziane - powiedziałem stając w wejściu i trzymając się za brzuch - Czuje się jakby mnie tir przejechał.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy na mój widok. W takim stanie to jeszcze mnie chyba nie widzieli.
- Raf - zawołała Mia i podbiegła do mnie, po czym mocno mnie uściskała. Z mojego gardła wydobył się głośny jęk z bólu, na co dziewczyna szybko się odsunęła - Wybacz.

Uśmiechnąłem się do niej i skierowałem się w stronę baru.
- Ja mówiłem, że z nich jest słodka para - rzucił Killow, a wszyscy wybuchli śmiechem.
- Ty nie pierdziel, tylko mi polej - rzuciłem do niego - Bo zaraz tu zejdę z bólu.

Upadły Demon ~ Ninjago [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz