Rozdział Siódmy-deszcz

151 20 0
                                    

Dziękuje za 132 wyświetlenia i 16 gwiazdek! Serio to jest dla mnie bardzo duża motywacja bo wkładam w tą książkę sporo pracy i miło mi że chociaż kilka osób to czyta <33. Strasznie ciężko było mi napisać ten rozdział nie wiem czemu. Dlatego też jest taki krótki. Dzisiaj w rozdziale wrócimy trochę do formy pisania z pierwszych rozdziałów i od teraz w niektórych rozdziałach będę dawać słowa kluczowe, w r7 jest to deszcz. Miłego czytania-Jagna :))

Deszcz. Niby pochmurna, nieprzyjemna pogoda ale George ją lubił. Lubił gdy krople deszczu uderzały o szybę pomieszczenia w którym się znajdował. Lubił kiedy nie było gorąco. Deszcz był zbawieniem dla bruneta niczym butelka zimnej wody w upalny dzień. Zmywał z niego wszystkie jego problemy, jednocześnie sprawiając, że wracały niczym bumerang. Uczucie dezorientacji kiedy był szczęśliwy i smutny w tym samym momencie. Deszcz wprawiał go w różne stany emocjonalne. 

Wracając do rzeczywistości, ah no tak jesteśmy w niej. 

George sięgnął po swój telefon. Pierwsza myśl-Clay. Rozbawienie pojawiło się na jego twarzy.Ale on nie wiedział, że tylko na chwilę. Klasyka-zero powiadomień, instagram przepełniony zdjęciami i filmami z ostatniej imprezy. Nic ciekawego. Chłopak wstał, wybrał outfit na dzisiaj składający się z beżowej bluzy i czarnych rurek. Z całym zestawem udał się do łazienki, aby po chłodnym prysznicu i wielu przemyśleniach kilka kawałków tkanin zszytych ze sobą w odpowiedni sposób zasłoniło jego ciało praktycznie w całości. Ukryło jego wady i problemy. Oparł się o blat umywalki i spróbował się uśmiechnąć. Fałszywy, ładny uśmiech zasłonił wnętrze emocjonalne bruneta. Opuścił pomieszczenie, i poszedł do kuchni gdzie czekała na niego Nikki. Jadła swoją porcję tostów a naprzeciwko znajdowała się jego porcja.

-Dzień dobry-odpowiedział z tym samym wyrazem twarzy, który każdy mógł dostrzec. Blondynka również się przywitała i kontynuowała konsumpcję. Brunet usiadł na swoim miejscu i spojrzał na swoją porcję. 

„Będziesz gruby, a z resztą i tak już jesteś" „Nie będziesz lubiany" „Serio chcesz to zjeść? Dobrze wiesz jak to się skończy". 

Głosy w jego głowie były nie do zniesienia. George zmusił się jednak do zjedzenia śniadania. Po skończonej czynności chłopak odetchnął z ulgą i odłożył talerz do zmywarki. Brunet stwierdził, iż chce się przejść. Poinformował o tym Nikki a następnie opuścił mieszkanie, zabierając przy okazji słuchawki. Puścił swoją (ich) playlistę na spotify. Oh no I hope i don't fall - Cummrs. Chłopak naprawdę lubił tą piosenkę. Wyszedł poza klatkę i zorientował się czego zapomniał. Parasolka. Okularnik to olał. Deszcz miał go oczyścić. Chciał tego, chciał tego równie mocno jak w sobotę. Była dopiero godzina 8 i nie musiał się nigdzie spieszyć. Z Wilburem do kwiaciarni miał iść dopiero na 10, krótki spacer nikomu nie zaszkodzi. Nikomu nie zaszkodzi. „No nie wcale bo już zaszkodził". Chłopak ustawił sobie budzik na 9:00 by wrócić do domu na czas i nie spóźnić się do nowej pracy. Udał się do centrum Londynu. Było tam naprawdę ładnie. Stare kamienice, w jednej z nich właśnie mieszkała blondynka, tyle że trochę dalej od celu wyprawy bruneta. Lubił tam chodzić. Nagle coś mu mignęło przed oczami. Była to akurat ulica przepełniona sklepami ale do rzeczy. Wrócił wzrokiem do danego przedmiotu. Skrzypce. Ładne skrzypce. George umiał grać na skrzypcach na poziomie podstawowym. Miał jedne od cioci, dostał je na swoje 8 urodziny. Ta sama kobieta uczyła go do śmierci. Miał w niej wsparcie ale zmarła w wieku 41 lat. Nowotwór czwartego stopnia na lewym płucu z przerzutem na kości. George miał wtedy 13 lat. Dochodził do siebie przez dłuższy czas. Nie miał wspierającej rodziny, nie miał przyjaciół. Pogodził się z tym dopiero jak trafił do sierocińca. Wszyscy znają wersję „Byli alkoholikami, a w domu dziecka nie było miejsc więc dali go do sierocińca". Nie tak nie było. Ojciec George'a zgwałcił jego matkę, po czym ją zabił. Dwa dni później popełnił samobójstwo przez przedawkowanie leków i popicie ich alkoholem. Brunet nastawił wszystkich na inną teorię, ponieważ nie chciał aby inni wiedzieli, iż wychowywał się w patologicznej rodzinie. Fun fact - w bardziej patologicznej niż wszyscy myśleli. Skrzypce zniszczył mu jego dręczyciel z sierocińca. Luke bo tak się właśnie nazywał bawił się George'em jak najlepszą zabawką. Każdy mu powtarzał że to tylko takie droczenie się. Skończyło się wtedy gdy starszy opuścił sierociniec. Brunet miał wtedy 16 prawie 17 lat. Rok później spotkał swojego przyjaciela na 3 miesiące, ale tą historię już znacie. George wszedł do sklepu z instrumentami. Z jego ubrań i włosów kapała woda. Wiedział że będzie przeziębiony ale nie przejął się tym bardziej. W tle piosenka „I see red-Everybody loves an Outlaw". Była to piosenka z filmu 365 dni. Brunet nie oglądał tego filmu ale miał pojęcie na temat muzyki. W środku zobaczył dużo gitar, perkusji, pianin, keyboardów, fletów itd. Ewidentnie środowisko dla niego. Chciał tu pracować ale kwiaciarnia była równie kuszącą propozycją.

-Dzień dobry, czy mógłbym zakupić te skrzypce z wystawy?-zapytał od razu George. „Oczywiście już pakuje, bardzo dobry wybór, należały one kiedyś do mojego wnuka był małym skrzypkiem, ale znudziło mu się. Miał talent". - Miły sprzedawca- pomyślał brunet, wpatrując się w starszego pana pakującego skrzypce i smyczek do futerału, uważając przy tym na nie jakby były porcelanową lalką wartą pół miliona. -Nie szuka pan może pracownika do pomocy? Mógłbym przychodzić dwa razy w tygodniu na cały dzień.- zapytał George przechodząc do sedna.  Starzec miło się uśmiechnął. „Na razie nie potrzebuje pomocy, ale jak coś to proszę zostawić dane kontaktowe". Po załatwieniu wszelkich formalności młodszy zabrał swój instrument i udał się do domu. Jego telefon zadzwonił tym irytującym Iphone'owym budzikiem, który wprawia wszystkich o zawał serca. Szybko go wyłączył i poszedł do domu, gdzie czekał na niego Wilbur. Gdy wyższy zauważył co jego przyjaciel ma na ramieniu, spojrzał na niego kontem oka i się uśmiechnął.

-Już myślałem że nie przyjdziesz skrzypku- niższy wszedł na chwilę do domu odkładając instrument, informując Nikki, że wychodzi z Will'em. Ta tylko się pożegnała, i poszła zapewne robić stream'a. Chłopcy natomiast udali się do kwiaciarni. Gdy byli już na miejscu, George zauważył jaki urok ma to miejsce. Wszędzie kwiaty, kryształy, wszystko brązowo-zielone.

-Hej Eret możemy porozmawiać?-zaczął Wilbur. Przedstawili właścicielowi całą propozycję. Pożegnał się on już z byłym pracownikiem i uśmiechnął się do nowego.

-Eret- podał rękę przedstawiając się.

-George- odpowiedział brunet z uśmiechem na ustach.

-Możesz pracować ile chcesz, przychodzić kiedy chcesz, ustawiam maksymalną stawkę, ale to tak naprawdę zależy ile będziesz chciał. Rozumiem twoją sytuację i chcę ci pomóc. Podobno się na tym znasz więc nie muszę tłumaczyć Ci co jest czym- opowiedział jeszcze mniej więcej o tym miejscu, sam udał się rozłożyć dostawę, kiedy do sklepu przyszedł pierwszy klient. George bez problemu obsłużył tego i jeszcze kilku, aby o godzinie 16 wyjść z pracy i wrócić do domu. Kwiaciarnia była dość daleko, dlatego też wracał autobusem. Nic się nie zmienia. Londyn, dużo turystów, autobusy inne niż wszędzie. Wysiadł na swoim przystanku i zakończył dzisiejszy dzień oczyszczenia deszczem. Nie podziałało najlepiej ale zawsze coś. Wszedł do mieszkania i resztę wieczoru spędzili wygłupiając się z Nikki. Poszedł spać z myślą że w końcu wszystko się układa. Ale nie wiedział że to tylko słońce przed burzą.


All the kids are depressed || DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz