Piąta Róża

271 21 12
                                    

Było już naprawdę późno, kiedy ulice Paryża ucichły, a latarnie oświetlały puste drogi. Gwiazdy na niebie, tak pięknie lśniące, choć ledwo widoczne, próbowały dorównywać księżycowi, który jak każdej nocy, emanował swoim cudownym srebrzysto-białym blaskiem. Był właśnie środek nocy, kiedy Czarny Kot siedział na balkonie Marinette, wpatrując się w karteczkę, nad którą jeszcze kilka godzin temu, wylewała swoje łzy.

Opierał się plecami o barierki, które niezbyt przyjemnie wbijały mu się w skórę, a zimna posadzka, na której siedział, sprawiała, że mimo ciepłej pogody, robiło mu się chłodniej. Jednakże nie zamierzał stamtąd odchodzić. Skupiony na słowach, które czytał, nie potrafił wyrzucić Marinette z głowy, która nieustannie pojawiała mu się przed oczami. Zapłakana, ze łzami powoli spływającymi jej po policzkach i oczami zaszklonymi, jakby było w nich milion świecących drobinek. Znosił to z ogromnym trudem, bowiem, nienawidził patrzeć na nią w takim stanie.

I choć dziewczyna już dawno spała, nie mógł jej zostawić samej. Na pewno nie w takim stanie.

Wczytywał się w tekst, zdając sobie sprawę, że piosenka, tak znakomicie napisana, była o niej. Zamyślił się na chwilę. Chyba czegoś nie rozumiał. Dlaczego płakała, skoro ktoś tak pięknie ją opisał? Odruchowo podrapał się po głowie.

- Od kogo musi być tak piosenka? - zapytał sam siebie, analizując tekst od nowa.

Nie spostrzegł się, nawet kiedy ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Głowa, którą dotychczas opierał o barierkę, zsunęła mu się na bok, a kartka, którą wciąż trzymał w dłoni, wypadła, lądując, gdzieś na podłodze. Kot zasnął, pogrążony w mocnym śnie.

Nazajutrz, Marinette, o mało nie dostawała zawału, kiedy go zobaczyła. Przerażona, oddychając ciężko, podbiegła do Czarnego Kota, będąc bardziej, niż pewną, że coś mu się stało.

- Czarny Kocie! Kocie! - krzyczała, klepiąc go po policzku, żeby się rozbudził. - Boże, czy on żyje? - zapytała się Tikki, która jedynie wzruszyła małymi ramionkami.

Dopiero gdy obie usłyszały ciche chrypnięcie, zrozumiały, że nic mu nie było. Kwami Biedronki prędko schowało się do mieszkania, a sama Marinette, wycofywała się, obserwując, jak Kot podnosi się z podłogi. Niemal natychmiast złapał się za kark, który bolał go niemiłosiernie po krzywo przespanej nocy, a potem zaczął się rozglądać, zastanawiając się, gdzie się właśnie znajduje.

- Marinette? - zapytał, marszcząc czoło. - Co ty tu robisz?

- Co ja tu robię? Co ty tu robisz, Kocie? - odparła, zakładając ręce na biodrach.

- Kocie? - powtórzył, zdziwiony, że tak go nazwała.

- No, a kto inny?

Spojrzał na swoje dłonie, zdając sobie sprawę, że wciąż jest Czarnym Kotem i właśnie spędził noc na balkonie Marinette. Zaczął myśleć o biednym Plaggu, który musiał się męczyć przez ostatnie kilka godzin.

- Nic ci nie jest? - spytała, stając przed nim dość blisko, jakby upewniając się, że Kot, to faktycznie Czarny Kot. Chłopak poczuł się nieco niezręcznie, patrząc jej prosto w oczy.

- Nie, chyba. Musiałem tu zasnąć... - powiedział bardziej do siebie, ale Marinette nie zamierzała przez to milczeć.

- Właśnie. Czy ty tu spałeś całą noc, Kocie?

- Hę? - zapytał, udając, że nie wie, o co jej chodzi. - Całą noc? Nie... - machnął niedbale dłonią, drapiąc się po obolałym karku. - Przed chwilą, przyszedłem, ale sama wiesz, jak to jest z samego rana. Musiałem tu na ciebie zaczekać, a długo nie wychodziłaś, to... No przysnęło mi się - zmyślił na poczekaniu, a dziewczyna, ku jego zdziwieniu w to uwierzyła.

- Rozumiem... W takim razie, o co chodzi?

- O co chodzi?

- No czekałeś na mnie, Kocie? Czy ty się na pewno dobrze czujesz?

- Ach, tak, czekałem. Czekałem, bo... bo... chciałem cię zaprosić - wypalił nagle, od razu karcąc się w myślach, że nie mógł wymyślić czegoś lepszego.

- Na co?

Zachowanie Kota było według niej dziwne i przez krótki moment, zaczęła się zastanawiać, czy to nie kolejny zaakumizowany złoczyńca się pod niego podszywa. W końcu, kiedyś już się takie coś wydarzyło.

- Do kina, rzecz jasna. Słyszałaś, że jest nowy film? Bardzo ciekawy. Musimy się koniecznie dziś wybrać - drążył dalej, mając ochotę uderzyć samego siebie, że wymyślił coś takiego.

- Film? A jaki?

- Ach, za dużo pytań zadajesz, Mon Chéri. To będzie niespodzianka - odparł szybko. - Przyjdę po ciebie, więc nie wychodź z domu. Będę za jakąś godzinkę.

- Kocie, ale...! - krzyknęła, ale Kota już nie było na jej balkonie.

- Czekaj na mnie! Za niedługo będę! - odkrzyknął, co Marinette już ledwo słyszała.

Westchnęła cicho, po czym wróciła do mieszkania.

- Idziecie do kina? To wspaniale! - powiedziała Tikki, podlatując do dziewczyny.

- Ja nie wiem, co mu strzeliło do głowy. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Przy Biedronce, nigdy taki nie był - odparła, zaczynając się nad tym poważnie zastanawiać. Miała wrażenie, że przy niej był bardziej znośny. - A co, jak się domyśla, że ja... Że jestem Biedronką? - dodała z przerażeniem.

- Marinette, zaczynasz popadać w paranoję. Po prostu cię lubi i chce z tobą spędzić więcej czasu. To normalne, zwłaszcza że ostatnio się sobie zwierzyliście.

Dziewczyna szybko przypomniała sobie sytuację z wieży Eiffla, kiedy to razem z Kotem przyglądali się pięknemu księżycowi, który wtedy widniał na niebie.

- Wtedy zachowywał się inaczej niż zwykle. Nie był Kotem, tylko... - Nie potrafiła dobrać odpowiedniego słowa.

- Był po prostu sobą. Wiadomo, że przy Biedronce się inaczej zachowuje. W końcu w niej jest zakochany, a ciebie uwielbia jako przyjaciółkę.

- Zapewne masz rację, Tikki. Jak zwykle, ale po prostu... Nie potrafię się przyzwyczaić.

Kwami zachichotało, nie mając pojęcia, że Plagg robił to samo, w dokładnie w tym samym czasie. Przyglądał się Adrienowi, który chodził nerwowo po swoim pokoju, zastanawiając się, na jaki film może zabrać dziewczynę. Nie był pewien, czy żałował tego spotkania, ale wiedział, że już nie mógł się wykręcić. Karcił się jedynie w myślach, że nie wpadł na coś łatwiejszego.

- Co ja sobie wyobrażałem? - Kręcił głową, przyglądając się swojemu Kwami, które spokojnie zajadało się serami. Po nieprzespanej nocy ledwo reagował na słowa Adriena. - Może zabiorę ją na jakąś komedię? Tylko jaką? Romantyczną? Nie. To będzie dziwne. - Rzucił się na swoje łóżko, a Plagg, który na nim siedział, podskoczył wraz ze swoim jedzeniem.

- Nie wiem, młody, ale wpakowałeś się w randkę - odparł, zniesmaczoną miną, gdy sery porozwalały mu się po pościeli. - Och, coś ty zrobił? Wszystkie sery rozwaliłeś.

Adrien to zignorował.

- Randkę?! - krzyknął, ale natychmiast się uspokoił, żeby ochroniarz nie wparował mu do pokoju. - Przecież Marinette to tylko dobra przyjaciółka. Nie mógłbym zabrać jej na randkę.

- Ty nie, ale Czarny Kot już tak. I właśnie to robisz. Idziesz z nią na randkę. Tylko pamiętaj, żeby jej kupić kwiaty po drodze - dodał, głupio się uśmiechając, po czym pochłonął kawałek sera w całości.

- Kwiaty? Nie no, co ty.

- Musisz jej kupić. Jak możesz iść na randkę bez kwiatów? - drążył dalej, ledwo zrozumiale, bo kolejny kawał sera wpychał do buzi.

- Przecież to nie randka, Plagg. - Rozejrzał się po pokoju, po czym dodał. - Ale nie sądzisz, że ona tak myśli? - odparł szeptem, jakby się bał, że go usłyszy.

- Młody, ona na pewno tak myśli. - Kwami umierało ze śmiechu, choć w ogóle nie dawało po sobie tego poznać. Idealnie to ukrywał, pod maską poważnej miny, obserwując, jakie zakłopotanie maluje się na twarzy Adriena.

46 róż ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz