Chociaż nie mogła się go tu spodziewać, nie była zaskoczona jego obecnością. Może nawet ucieszyła się z jego przyjścia. To tak, jakby w ciemności pojawiło się jedno, małe, jasne światełko, zawsze dające wszystkim nadzieję. Wpatrywała się w jego zielone tęczówki, czując się, jakby nie robiła tego od wieków. Jakby nie widziała się z nim szmat czasu, gdzie w rzeczywistości minęło zaledwie kilka dni.
Teraz, wreszcie poczuła, że naprawdę jej na nim zależało. Nie tylko jako partnerze Biedronki. Czuła, że dla niej, dla Marinette, również stał się ważny.
Bo, czy w innym wypadku, tak bardzo pragnęłaby się z nim pogodzić?
Krople deszczu odbijały się o chodnik, a woda w Sekwanie stała się niespokojna, falująca wraz z mocnym wiatrem. Schronieni pod mostem, skupieni tylko i wyłącznie na sobie, skutecznie ignorowali wszystko wkoło, jakby nim poza nimi samymi, nie miało żadnego znaczenia. W tamtej chwili liczyli się tylko oni.
— Kocie... ja...
— Nie musisz nic mówić — przerwał jej, łamiąc dystans między nimi.
Stali blisko siebie, zdecydowanie zbyt blisko, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Tak, jakby oboje tego wtedy potrzebowali.
— Chciałem cię przeprosić. Jeszcze raz. Zachowałem się wtedy, jak skończony palant, nie powinienem sobie żartować z takich rzeczy. Wiem, że mogło cię to urazić, ale... jakoś, o tym wtedy nie pomyślałem. Jestem strasznie głupi, okropnie głupi, że w ogóle uznałem, że to może być zabawne. Nie chcę się z tobą kłócić. Jesteś jedyną osobą, z którą mogę szczerze porozmawiać. Proszę cię, daj mi...
— Hej, Kocie. — Położyła dłoń na jego ramieniu, kiedy ten spuścił wzrok w ziemię. — Zwolnij. W takim tempie nic nie zrozumiem.
Poczuł to przyjemne uczucie pod jej dotykiem. To było jak prąd przechodzący po całym jego ciele. Czuł to w każdym nerwie.
— Ah, oczywiście. — Podrapał się po karku, krzywiąc minę. — Może... zacznę od początku.
Spojrzał na nią. Ten spokój w jej oczach sprawiał, że uwielbiał ją jeszcze bardziej. Dlaczego to ona zawsze dawała mu poczucie bezpieczeństwa? Kochał Biedronkę, ale to przy Marinette czuł się sobą. Prawdziwym sobą. To przy niej nie musiał udawać kogoś, kim nigdy nie był. Ściągał z siebie wszystkie maski, pozwalając jej zobaczyć siebie w pełnej okazałości. Była jedyną osobą, która go rozumiała. Jego i te dziwne zachowanie, które od zawsze było jego kompanem, a przed całą resztą musiał ukrywać.
— Przepraszam cię. Zrozumiałem swój błąd, zrozumiałem, dlaczego się wtedy wściekłaś. To było tak cholernie głupie...
Nie dokończył, będąc w zbyt dużym szoku jej zachowaniem. Gdy chciał ponownie rozpocząć swoje długie tłumaczenie, dziewczyna przyciągnęła go do siebie, mocno przytulając. Zupełnie, jakby miał jej zaraz zniknąć sprzed nosa. Wtulając się, czuła jego szybsze bicie serca.
Wszystkie mięśnie w jego ciele napięły się pod wpływem jej dotyku. Był jak sparaliżowany. Ręce mu zastygły w miejscu, a wzrok utknął gdzieś w oddali. Może to wszystko działo się zbyt szybko? Może za bardzo zbliżył się do Marinette? Nie znał odpowiedzi na te pytania. Rozluźnił się dopiero wtedy, gdy poczuł bijące od niej ciepło. Objął ją ramionami, czując, że jej mokre włosy nieco drażnią go w nos.
Z uścisku wyrwał ich grzmot. Wtedy zdali sobie sprawę, że deszcz wciąż lał, i nie zapowiadało się na to, że wkrótce się to skończy.
— Odprowadzę cię do domu — powiedział, kiedy między nimi zapanował dystans. Marinette zaczęła drżeć z zimna, a Kot żałował, że nie miał przy sobie czegoś, czym mógłby jej ulżyć. — Chwyć się mojej szyi — poinstruował ją, choć nie potrzebnie. Ona już dobrze wiedziała, co musi robić.
CZYTASZ
46 róż ~ Miraculous
Fanfic❥ Czarny Kot nie potrafił zrozumieć, dlaczego Biedronka tak dziwnie się zachowuje, a Marinette długo nie potrafiła pozbierać się po rozstaniu z Luką. Kiedy ona i Kot coraz częściej zaczęli ze sobą rozmawiać, zrozumieli, jaki błąd popełniali, nie zau...