Dziewiąta Róża

217 18 7
                                    

Skakanie po dachach paryskich mieszkań od zawsze sprawiało mu przyjemność. Poczucie wolności i niezależności było dla niego czymś rzadko spotykanym, ale za to bardzo cenionym. Uwielbiał to, tak samo, jak Biedronkę, dlatego, gdy wreszcie udało mu się z nią porozmawiać, nie potrafił przestać się uśmiechać. Szczęście, jakie się w nim tliło, było ogromne, a myśli ciągle błądziły wokół niej.

Do pewnego momentu.

Kiedy zatrzymał się przed dobrze znaną mu kamienicą, nagle zapomniał o całej reszcie. Spoglądał w okno, gdzie pomarańczowe światło, przedostawało się na ulicę, a w nim ujrzał ciemny zarys sylwetki, krzątającej się po pomieszczeniu.

Uniósł kącik ust i podleciał bliżej, ostrożnie pukając w szybę. Sam nie wiedział, co nim kierowało, ani po co właściwie tam przyszedł. Brakowało mu jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, ale nim zdążył się nad tym zastanowić, usłyszał dźwięk z drugiej strony.

— Kocie? Co ty tu robisz, o tej porze? — W oknie stanęła Marinette, w piżamce i włosach spiętych w niedbałego koczka. — Coś się stało?

— Mogę wejść? — zapytał, ignorując jej pytanie. — Nie zajmę ci wiele czasu — dodał, jakby czytał jej w myślach.

Była zmęczona i jedyne, na co miała ochotę, to położenie się do łóżka. Oczy same jej się zamykały, nie wspominając o ciągłym ziewaniu, które, co chwilę musiała zasłaniać dłonią. Czarny Kot przyszedł nie w porę, ale i tak nie zamierzała go zostawiać na zewnątrz.

Wpuściła go do środka, a między nimi nastąpił moment ciszy. Tej niezręcznej, której nikt nie lubi. Żadne z nich nie wiedziało, jak ma się zachować, ani co powiedzieć, mimo że spotykali się już wiele razy.

Tym razem było po prostu jakoś inaczej.

— Po co przyszedłeś? — zapytała Marinette po chwili, zerkając na zegarek wyświetlający się na ekranie monitora. — Jest późno, coś się stało? — dopytała, nagle ziewając.

— W zasadzie to nic — odparł cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. — Byłem obok i pomyślałem sobie, że cię odwiedzę. — Uśmiechnął się szeroko, zaczynając spacerować po pomieszczeniu. Zachowywał się, jak u siebie, co niezbyt podobało się dziewczynie.

— O tej porze? — Nie dostała odpowiedzi. — No dobrze, niech będzie — westchnęła, zmierzając do klapy w podłodze. — Przynieść ci coś do picia. Herbatę, czy coś?

— Zaczekaj, pójdę z tobą. Nie będę tutaj sam siedział, a ty nie będziesz mi usługiwać. Mogę sobie zrobić sam herbatę — zadeklarował niemal natychmiast, otwierając zejście na dół. — Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza... — dodał, widząc jej zdziwioną minę. — Chyba już nikt mnie nie zobaczy, prawda? Twoi rodzicie śpią?

— Jeśli będziesz tak głośno rozmawiał, to z pewnością się obudzą. Zejdź już na dół i nie dyskutuj — zaśmiała się cicho, puszczając go pierwszego.

Nie była pewna, czy to dobry pomysł, żeby wpuszczać Czarnego Kota do kuchni. Jednak była na tyle zmęczona, że w zasadzie było jej już wszystko jedno. Kiedy razem zeszli na dół, stąpając po schodkach naprawdę ostrożnie, nastała ich cisza i ciemność. Marinette wyjęła z kieszeni telefon i poświeciła im drogę latarką. Nie chciała zapalać światła, aby nikogo nie obudzić.

— Na kuchence stoi czajnik, jakbyś mógł, wlej do niego wody — poinstruowała go, a sama zaczęła szukać po szafkach herbat, które mogłaby zaparzyć. — Tylko niczego nie rozwal po ciemku.

— Spokojnie, w ciemności widzę znakomicie — zapewnił, ale sekundę po tych słowach czajnik ześlizgnął mu się z dłoni, upadając na podłogę. Potwornie głośny trzask, rozniosło się niemal na całe mieszkanie.

46 róż ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz