— Randka — prychnął Czarny Kot, kiedy skakał po dachach Paryskich mieszkań. — To nie będzie randka — dodał, kręcąc głową do siebie. Zamyślony i roztargniony nie potrafił się na niczym skupić, jak na słowach Plagga, które ciągle prześladowały jego myśli.
Zastanawiał się, czy nie zawrócić. Powiedzmy, że stresował się tym spotkaniem, bo sam nie był pewien, dlaczego wpadł na taki pomysł. Domyślał się, że działał pod wpływem chwili, ale był zły na samego siebie, że nie wymyślił czegoś znacznie lepszego niż wyjście do kina. Z drugiej strony mógł sobie wmawiać, że w ten sposób odwdzięczy się za tę dawną rozmowę z nią. Choć kogo on też próbował oszukać.
— To głupie — uznał, przeskakując na kolejny dach.
Lubił Marinette, była jego przyjaciółką, ale chyba właśnie to powodowało, że nie potrafił sobie wyobrazić jej w inny sposób. Wiele dla niego znaczyła, ale nigdy nie myślał o niej inaczej niż o koleżance z klasy. W jego sercu wciąż siedziała Biedronka, nawet jeśli ta nie zawracała na niego uwagi.
To było dla niego zbyt wiele jak na tę chwilę. Próbował uspokoić myśli, ale te, jakby przejęły nad nim kontrolę. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ale wiedział, że Plagg okropnie namieszał mu w głowie. Musiał się zatrzymać, chociaż na moment, żeby poukładać myśli. Z dachów wylądował na chodniku, otrzepując swój kostium z niewidzialnych dla oka pyłków. Złapał się za głowę, drapiąc za uszami, a kiedy uniósł wzrok, nie mógł uwierzyć, że wylądował akurat w tym miejscu.
Stał koło niewielkiej kwiaciarni, ze złotym szyldem i napisem na nim: "Kwiaty dla pięknych dusz — Geneviève Le Bon". Walnął się w czoło, nie wiedząc, jak ma to odebrać. Jeśli wszystko na świecie podpowiadało mu, że szedł właśnie na randkę, to nie pozostawało mu nic innego, jak kupić dziewczynie kwiaty.
— Och mère, to przecież Czarny Kot! — zawołał ekspedientka, kiedy Kot wszedł do środka, od razu czując w nozdrzach mocny zapach kwiatów. — W czym mogę ci pomóc?
Chłopak zmieszał się, gdy podchodził do lady. Sam nie wiedział, w czym mogła mu pomóc. Rozglądał się wokół, wypatrując czegoś odpowiedniego, ale nic konkretnego nie przychodziło mu na myśl.
— Potrzebuję kwiatów, ale takich dla przyjaciółki — odparł, nieco zakłopotany.
— Bien sûr, bien sûr, myślę, że najlepiej się będą nadawać gerbery. Piękne kwiaty, które wyrażają szacunek i pamięć dla obdarowywanej osoby – powiedziała, sięgając po różowe kwiaty, które stały za nią w wazonie z wodą.
I choć kwiaty te były piękne, Kotu niezbyt się podobały.
— Nie ma Pani może czegoś... bardziej..., czy ja wiem, charakterystycznego?
— Oui, oui, rozumiem. Co powiesz, mon chéri, na żonkile?
— Oj, nie. Proszę wybaczyć, ale niech to będą kwiaty, wyrażające głęboką przyjaźń.
Kobieta zmierzyła Kota specyficznym wzrokiem, marszcząc brwi. Przyjrzała się mu, po czym nagle, szeroko się uśmiechnęła, jakby doskonale wiedziała, co było mu potrzebne.
— Och, bien sûr! — zawołała radośnie, klaszcząc raz w dłonie. — Róże, mon chéri. Czerwone róże będą idealne dla twojej przyjaciółki.
Chwyciła z ogromnego wazonu sześć róż, zaplatając wokół nich czerwoną wstążkę i zakręcając ją nożyczkami przy końcach. Kot zmarszczył brew, przyglądając się kwiatom, które kobieta trzymała już gotowe, do góry nogami w dłoni, aby się nie zniszczyły.
— Jest Pani pewna? — zapytał, nie spuszczając wzroku z kwiatów. — Czerwone róże są oznaką przyjaźni?
— Każda przyjaźń, mon chéri, jest inna. A po twoich oczach widzę, że twoja jest wyjątkowa. Dlatego te czerwone róże, będą idealne dla twojej przyjaciółki.
CZYTASZ
46 róż ~ Miraculous
Fanfiction❥ Czarny Kot nie potrafił zrozumieć, dlaczego Biedronka tak dziwnie się zachowuje, a Marinette długo nie potrafiła pozbierać się po rozstaniu z Luką. Kiedy ona i Kot coraz częściej zaczęli ze sobą rozmawiać, zrozumieli, jaki błąd popełniali, nie zau...