Rozdział 11 - Hate myself

259 19 6
                                    

Looking at you like that,
It hurts me so bad

Byłem głupcem, myśląc że po noworocznym pocałunku, coś się między nami zmieni. Żaden z nas nie wracał do tego tematu, jakby nic podobnego się nie wydarzyło. Mógłbym użalać się nad tym, że znów miałem złamane serce, ale przyzwyczaiłem się do takiego stanu. Czułem się jak skała, której nic już nie jest w stanie ruszyć. Dlatego pogodziłem się z odrzuceniem. Siły dodało mi to, że wreszcie wyznałem mu swoje uczucia. Tak długo tłamszone, zaczęły mnie przerażać. W końcu dowiedział się o wszystkim, a mi spadł kamień z serca. To był czas, kiedy powinienem skupić się na sobie. Nie mogłem dać się dłużej wykorzystywać. Należało wreszcie to zakończyć. Nikt nie był w stanie zrobić tego za mnie. Sam musiałem się przeciwstawić. Nowy rok, a więc należało zapomnieć o przeszłości i ruszyć pełną parą z kopyta. Chciałem znów pokochać siebie i cieszyć się ze swojego życia w zespole. Było z czego, bo na początku stycznia nagrywaliśmy piosenkę z Halsey. Utwór miał wyjść dopiero w kwietniu, ale to wymagało wiele przygotowań: podróże do Stanów, godziny prób i treningów. To był czas, kiedy zaczęliśmy coraz bardziej promować się za granicą. Udało nam się podbić Koreę, a to oznaczało że należy poszerzyć horyzonty. Z tym wiązały się również dodatkowe lekcje angielskiego, które zapewnił nam menadżer, żebyśmy dobrze wypadli na wywiadach. Nauka szła nam średnio, przynajmniej Jungkook wydawał się zachwycony, jak zwykle łapiąc wszystko z zadziwiającą łatwością. Pozostali szybko się poddawali, licząc że Namjoon będzie tłumaczyć. Niestety nawet w kontaktach z Halsey należało przynajmniej poznać kilka podstawowych słówek. Ta specjalnie na nasz przyjazd nauczyła się witać i przedstawiać po koreańsku. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak ładnie akcentowała każde słowo. Wymieniliśmy się prezentami, jedząc razem obiad. To był przyjemny czas. Do kwietnia widzieliśmy się jeszcze pięciokrotnie.

Sam występ stresował mnie bardziej niż debiut. Chciałem wypaść jak najlepiej, żeby ludzie pokochali nie tylko naszą muzykę, lecz także przystojnych Koreańczyków, śpiewających z przesłaniem. Nie wyobrażałem sobie zawieść fanów. Tym razem to im oddałem całe swoje serce, zapominając o problemach i prywatnych zmartwieniach. Byłem wdzięczny, że tak bardzo mogłem się rozwijać, a to wszystko dzięki nim. Przed każdym występem dziękowałem za takie szczęście. Mogłem spełniać swoje marzenia, spędzać przyszłość z ludźmi, których kochałem najbardziej. Bez BTS nie byłbym sobą. Życie z tymi chłopakami wiele mnie nauczyło. Nie były to tylko rzeczy dobre, ale świat nie był idealny. Nauczyłem się egzystować w społeczeństwie, poznałem siebie i swoje słabości. Myślę, że stałem się silniejszy i dlatego zamierzałem to pokazać. Moim celem na ten rok było pokochać siebie, przestać się przejmować i żyć pełnią życia. Przecież na tym polegało szczęście. Większość marzeń już udało mi się spełnić, więc byłem bliżej niż dalej swojego celu. To napawało mnie optymizmem. Im więcej pracy miałem, tym czułem się bardziej zaangażowany w swój samorozwój. Podniosłem swoje kompetencje w tańcu, nie raz wracając do stylu współczesnego, mój wokal również się poprawił, zważywszy ile pozytywnych komentarzy dostawałem pod każdym występem na żywo. Ludzie zauważyli, że stałem się bardziej żywszy, coraz częściej prowadziłem transmisje na VLIVE i udzielałem się w mediach społecznościowych. Wrócił stary Jimin, a nawet w dużo lepszym wydaniu. Wreszcie czułem się dobrze sam ze sobą i właśnie to było w tym wszystkim najpiękniejsze. Nie potrzebowałem lepszego dowodu na to, że wróciłem do formy. Odnowiłem też kontakt z przyjaciółmi ze szkoły, do której chodziliśmy razem z Taehyungiem. Większość z absolwentów zdążyła już zadebiutować, więc nie było większego problemu z kontaktem podczas występów w programach. Niestety w tym roku nie promowaliśmy się aż tyle w kraju, więc większość roku spędziliśmy za granicą. To miało zbliżyć do siebie BTS, które w tamtym roku wisiało na włosku. Już dawno groził nam rozpad, ale nikt nie chciał o tym mówić. Całe szczęście miałem też innych popleczników. Ten rok nie byłby taki sam, gdyby nie Kai i Taemin. Z nimi zawsze mogłem porozmawiać. Nie zbywali mnie liczbą obowiązków, czy zakazami wytwórni. Potrafiliśmy codziennie rozmawiać na naszym grupowym czacie, a gdy wróciłem ze Stanów pojechaliśmy wspólnie za miasto na piknik, namioty i kajaki. Takie męskie wypady zawsze podnosiły mnie na duchu, przez co do dormu wracałem z dodatkową energię, uśmiechem i błyskiem w oku. Bez nich nie poradziłbym sobie w wielu sprawach, które przyprawiały mnie o długotrwałe migreny. Ta dwójka była dla mnie największym pocieszeniem. Dzięki nim zrozumiałem, że miłość do Jungkooka od zawsze była toksyczna, a on w ostatnich latach nie zrobił nic, żebym poczuł się lepiej. Zawsze przez niego spadałem na sam dół. Już dawno powinienem się od niego odciąć. Mówili mi to wszyscy, a ja głupi nie słuchałem. Całe szczęście, że wreszcie to do mnie dotarło. Już nie raz obiecywałem sobie, że z nim skończę, ale tym razem moje postanowienie wytrwało dużo dłużej. Nie rozmawialiśmy przez cztery miesiące, nie licząc tych momentów kiedy musiałem go o coś zapytać lub wymagano tego od nas w wywiadach. Poza tym nie miałem z nim żadnego kontaktu. Czułem się lekko jak jeszcze nigdy. Zupełnie jakbym dostał skrzydeł. Ani trochę nie żałowałem. Oczywiście, że mi go brakowało, ale starałem się o tym nie myśleć. Wychodziło mi to całkiem dobrze, dopóki ponownie nie wróciliśmy do Stanów, a tam dostałem z nim pokój w hotelu. Próbowałem to jakoś odkręcić, nawet chciałem się z kimś zamienić, ale Namjoon poprosił żebym nie robił scen. To było bardzo dziecinne z mojej strony. Powinienem wziąć to na klatę i przetrwać te kilka dni. Uznałem, że będzie to świetny sprawdzian moich nowych umiejętności. Pierwszego dnia mieliśmy próby, więc całe przedpołudnie spędziliśmy na sali treningowej z Halsey. Wieczorem był występ, później nagrywaliśmy na żywo dla fanów, a na koniec dnia byliśmy już tak zmęczeni, że od razu poszliśmy spać. Ominęły mnie trudne rozmowy, szczególnie że widziałem jak Jungkook na mnie patrzy i próbuje mnie zaczepić. Trzymałem się na dystans, w nocy zasypiając odwrócony do niego plecami. Nie chciałem się dekoncentrować, a gdybym dłużej się mu przypatrywał, zacząłbym znów myśleć o naszej relacji. Drugiego dnia było gorzej – rano wspólne śniadanie z chłopakami, zwiedzanie i wieczorna impreza. Alkohol nie był moim sprzymierzeńcem. Nie chciałem uciekać w uzależnienia, ale tym razem bałem się, że nie wytrzymam do końca, jeśli nie sięgnę po kilka szklanek whisky. Musiałem pokazać klasę i wyjść z tego obronną ręką. Trzymałem się blisko Yoongiego, który najwyraźniej obrał tą samą strategię. Ostatnio nasz kontakt się pogorszył, więc postanowiłem go poprawić, przez całą noc wysłuchując jego żalów o Suran, problemów w tworzeniu i bólu barku, który sprawiał mu coraz więcej trudności. Każdy miał problemy, a ja wciąż skupiałem się tylko na swoich. Miło było pomóc przyjacielowi, nawet wesprzeć go dobrym słowem, które wbrew pozorom naprawdę potrafiło pomóc. Widać, że podniosłem go na duchu, bo dał się nawet zaciągnąć na parkiet. Siedzieliśmy przy barze do późna. Reszta już dawno zebrała się do pokoi. Przesadziłem z alkoholem i gdy wracaliśmy po drugiej, Yoongi musiał mnie oprowadzić, bo sam z pewnością zdążyłbym się pięć razy zgubić. Przytuliłem go na pożegnanie, rzucając jakimś ciepłym słowem, a on pierwszy raz tak szczerze podziękował za moją przyjaźń. Nasze relacje były różne, ale nieprzerwanie traktowałem go jak starszego brata. Był niezwykle mądry i uzdolniony. Z takimi ludźmi chciało się przebywać. To bardzo dowartościowywało.

Tear on a rainy day [jikook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz