Rozdział 3 - Bye bye dumb

288 28 3
                                    

Tell me honestly,
What're you waiting for

Przez lata między mną a Jungkookiem nigdy nie było tak dobrze. Era Wings przyniosła wiele zmian. On dojrzał i ja dojrzałem. Nasza przyjaźń się zacieśniła i śmiało mógłbym go nazwać drugim najlepszym przyjacielem po Taehyungu. Wszystko dzięki temu, że wreszcie przyzwyczaiłem się do tego, że między nami nigdy nic nie będzie. Długo z tym walczyłem, ale w końcu zrozumiałem i wydawało mi się nawet, że w natłoku pracy, nowych koncertów, intensywnych lekcji tańca z Hoseokiem i lekcji komponowania z Yoongim, zacząłem zapominać o swoim zauroczeniu. Jungkook był dla mnie jak partner w przestępstwie. Razem mogliśmy wiele, razem byliśmy silniejsi. Z biegiem lat cała nasza siódemka bardzo się do siebie zbliżyła. W jakiś sposób byliśmy dla siebie rodziną, bo przecież razem się wychowywaliśmy w show-biznesie. Każdy z nas chociaż bardzo się zmienił, to wciąż był tym samym chłopakiem z przed debiutu, tyle że z nowym bagażem doświadczeń. Wtedy moim marzeniem było zostać z nimi jak najdłużej i dalej wspinać się po naszej drabinie sukcesu, aż do nieba, bo naprawdę mogliśmy sięgnąć chmur. Nasz fandom był już naprawdę ogromny, zdobywaliśmy coraz więcej nagród, a co ważniejsze rozwijaliśmy się w wielu nowych dziedzinach. Ja próbowałem pisać piosenki i tworzyć do nich muzykę, aby wreszcie zadebiutować z jakąś wspaniałą solówką. Niestety szybko się zniechęcałem, ale Jungkook zawsze mnie wspierał. Suga był trudnym nauczycielem, jednak naprawdę utalentowanym. Jungkook powtarzał mi to za każdym razem, gdy Yoongi krytykował moje pomysły. Może na początku nie były najlepsze, ale starałem się by wnieść w każdą piosenkę jak najwięcej siebie. Chciałem by tekst był prawdziwy i ucieleśniał to, co naprawdę czuję. O złamanym sercu i niespełnionej miłości było mi naprawdę łatwo pisać. Wciąż mam kilka piosenek z tego okresu, chociaż oczywiście żadnej z nich nie wydałem.

– Co robisz? – zagadał do mnie Jungkook, gdy siedziałem na kanapie w naszym salonie. Na kolanach miałem pudełko lodów o smaku sernika. Zawsze dużo ich jadłem, gdy byłem w podłym nastroju. Trudno było mi się powstrzymać, nawet gdy byłem na diecie. To było takie moje małe uzależnienie, które chyba już nigdy się nie zniknie.

– Oglądam nasz ostatni występ, a co? – mruknąłem, oblizując łyżkę. Z reguły nie oglądałem naszych występów, bo zawsze się wstydziłem, patrząc na siebie na ekranie telewizora. To było żenujące jak znajdywałem mnóstwo niedociągnięć. Wtedy już chodziłem kompletnie załamany. Jednak jako że i tak miałem dziś beznadziejny humor, to nawet fatalny występ w Inkigayo nie był w stanie tego zepsuć. Nawet najdrobniejszy błąd był przeze mnie widziany jako coś tragicznego, chociaż fani i tak z zapałem skandowali nasze imiona. Nie potrafiłem ocenić się pozytywnie. Zawsze było jakieś ale.

– Idziemy na sushi. Nie chcesz iść z nami? Namjoon hyung stawia – zapytał, zawieszając wzrok na monitorze. Piosenka właśnie dobiegła końca, więc wyciszyłem telewizor.

– Możecie mi coś przynieść – Byłem zbyt leniwy, aby iść z nimi. Zresztą perspektywa zostania samemu w domu była zbyt kusząca. Mogłem zapalić, czego Jungkook bardzo nie lubił. Obiecałem mu nawet, że z tym skończę, ale nie potrafiłem. Tak samo jak nie umiałem zrezygnować z miłości do niego. Kiedy tak nachylał się nade mną i czułem zapach jego perfum, które przez te lata wciąż były takie same, to za każdym razem skręcało mnie od środka. Nauczyłem się walczyć z wieloma rzeczami, ale to do końca pozostało moją słabością.

Dyskretnie zaciągnąłem się jego zapachem, gdy ten nazwał mnie śmierdzącym leniem, za co dostał poduszką w głowę. Chwilę później wyszedł z dormu razem z Namjoonem i Seokjinem. Reszta miała czekać na nich już w restauracji. Gdy zostałem sam, od razu uciekłem na balkon. Mogłem wreszcie w spokoju delektować się dymem. Oparłem się jednym biodrem o balustradę, wyciągając lewą rękę przed siebie. Na dworze trochę kropiło, jednak pogoda była przyjemna. Nie było zbyt chłodno, ale rześko. I oddychało się dużo lepiej, szczególnie z papierosem w ustach. Wypaliłem dwa, jakby chcąc napalić się na zapas, co oczywiście było niemożliwe. Z godzinę przesiedziałem na kanapie, oglądając jakiś film. Szybko jednak mi się to znudziło i chwilę się zdrzemnąłem. Przez napięty harmonogram, takie dni jak dziś były niemal niemożliwe. Co prawda reszta chłopaków była tego dnia w wytwórni i tylko ja się tak obijałem, ale to wszystko przez to, że miałem wczoraj nieprzyjemną rozmowę z menadżerem. Upomniał mnie, że przytyłem znowu kilka kilogramów, a ja zamiast stosować się do jego wytycznych, cały dzień zajadałem stres lodami. Byłem zły, że próbuje ingerować w moje życie. Dobrze znałem reguły bycia popularnym, jednak przy każdym nowym comebacku trudniej było mi zachować idealne ciało. Wciąż byłem tym drobnym chłopaczkiem z Busan, który szybko się męczył. Byłem wygimnastykowany, ale słaby. Kurczowe trzymanie się diety, często kończyło się tym, że nie miałem siły na treningach i mdlałem. Nie chciałem znowu do tego dopuścić, aby nie być ciężarem dla chłopaków.

Tear on a rainy day [jikook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz