Rozdział 10 - „Rozmowa"

263 24 20
                                    

Siedząc na środku boiska od Quidditch'a, Maddie nie myślała o tym, że na dworze pada deszcz, a jej ubrania będą w całości przemoknięte. Musiała wszystko sobie ułożyć. Nigdy nie myślała, że Cassie naprawdę ulegnie John'owi. Nie była na nią zła, raczej nie potrafiła przyjąć do wiadomości owego faktu. Nagle krople deszczu przestały padać na nią, jakby ktoś je zatrzymał, natomiast nad sobą poczuła kogoś obecność. Podniosła wzrok ku górze, przez co spotkała się ze wzrokiem szanownego Syriusza Black'a. Chłopak podał jej rękę, którą po krótkim namyśle przyjęła, uśmiechając się lekko.

- No proszę. Gdzie dziewczyna chce odpocząć, tam zjawia się nasz Casanova. - powiedziała na wstępie, wywracając oczyma.

Syriusz uśmiechnął się pod nosem, gładząc kciukiem zewnętrzny skrawek jej dłoni. Przyznanie się do tego, że każdy jej nawet ten mały ruch, sprawiał, iż zapierało mu wdech w piersiach, a co dopiero kiedy uśmiechała się z dołkami w policzkach i to z jego powodu? Wtedy to już cały świrował. James dużo razy mówił, że zachowuje się jakby miał obsesję na punkcie młodej Wood, ale co mógł poradzić na swoją młodzieńczą miłostkę i uczucia, które przy niej odczuwał?

- Chcesz pogadać? - zaproponował obejmując ją ramieniem.

Maddie lekko zrzuciła jego ramię, wypychając swój bark w górę. Odwróciła się co niego tyłem, chcąc iść dalej po prostu w milczeniu. Nie była typem osoby, która otwierałaby się przed każdym w nadziei na zrozumienie. Ale Black nie dawał tak szybko za wygraną. W końcu jak nie on to kto?

- Wiem, że nie jestem najlepszym kandydatem do rozmowy, lecz chyba wyboru nie masz, więc co ty na to, żebyśmy udali się w tajne i tylko mi znane miejsce?

Ciemnowłosa zatrzymała się, zastygając na chwilę w miejscu. Właśnie tego potrzebowała. Cichego miejsca, o którym miało pojęcie bardzo mało osób. Delikatnie pokiwała twierdząco głową na znak zgody z chłopakiem, a ten błyskawicznie złapał ją za rękę, prowadząc dziewczynę za sobą prosto do jego kryjówki.

~•~

Jim wyszła z lochów Slytherin'u, gdzie próbowała jakoś udobruchać Cassie, żeby nie myślała o tym wszystkim. Ślizgonka skierowała się do kuchni, w której liczyła na znalezienie jakiś słodkich smakołyków, by poprawić humor młodej Axesoar. Fakt faktem. Osobiście chciała ją zamordować, ale nie mogła przecież zrobić tego publicznie. Poza tym Cas była w rozsypce, a że dała się zwieść pokusie to już była inna sprawa.

Nagle pod wpływem rozbawionego głosu, krzyczącego do jej ucha „buu", podskoczyła do góry, łapiąc się za serce.

- Na wszystkie brody Merlina! James, ty idioto jeden! - krzyknęła, wypuszczając parę z uszu. Jej złość można było wyczuć na kilometr, w końcu jeszcze przed chwilą serce dziewczyny znajdowało się w jej gardle poprzez strach.

- Ty się tak nie denerwuj, złotko. - odparł brunet, roztrzepujac swoją bujną, niczym u konia grzywę.

Dziewczyna założyła ręce na biust, miażdżąc go wzrokiem.

- Złotko? Ja ci pokażę złotko..

Niespodziewanie do pięknej główki przebiegłej siedemnastolatki, wpadł pewien pomysł, w którym doskonale mogła wykorzystać słabość James'a do dziewczyn. Z lekkim uśmiechem na twarzy podeszła do chłopaka, przejeżdżając czubkiem palca po jego ramieniu, zjeżdżając dłonią w dół, specjalnie zahaczyła o krawędź od spodni Pottera. Jim zbliżyła się do twarzy gryfona, przez co ich twarze dzieliły centymetry. Przekręciła głowę w bok, odważając się na pierwszy krok, lecz kiedy James był tak omotany tym wszystkim, ona szybko zerwała mu okulary z nosa, włączając sprinta w nogach, choć ślepy James nie był żadną przeszkodą. Ukryła się za jedną ze ścian, wiedząc, że zabawa dopiero się zacznie.

- Jammy. Nie znajdziesz mnie? - odezwała się, aby chociaż trochę nakierować go na swój ślad. - Ah. No tak. Nie widzisz. Jak łatwo jest cię wpędzić w trans. Wystarczy, że dziewczyna przejmie kontrolę.

Chwilę później, po paru bliskich spotkaniach z podłogą, James dotarł w jednym kawałku do Jim, chwytając ją na oślep za nadgarstek.

- Czy szanowna panna Mendes byłaby tak miła i oddała mi moje okulary, bo bez nich jestem ślepy jak kret? - spytał nastolatek, widząc rozmazaną postać przed sobą.

Jim zaśmiała się perliście, zakrywając ręką usta. Widok proszącego ją o zwrot okularów James'a był naprawdę dobrym obrazem.

- Czy pan Potter byłby teraz tak miły, i nie będzie już w przyszłości mnie straszyć? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, nakładając mu okulary na oczy. Poczochrała go po włosach, po czym stwierdziła, szczerząc się. - Tak lepiej.

James uśmiechnął się zwycięzko, widząc zaróżowione policzki swojej towarzyszki. Wyglądała pięknie w rumieńcach, luźno związanym koku i wesołą miminką twarzy.

- Naprawdę Jim Mendes się zarumieniła i to w mojej obecności jest pogodną osobą?

- Nie szczerz się tak, bo ci zęby wylecą, a po coś musisz je mieć. - wywróciła oczami, wyciągając przed jego twarz rękę, gdyż stał zdecydowanie za blisko.

ᴜᴡᴏᴅᴢɪᴄɪᴇʟᴋɪ ᴢ ʜᴏɢᴡᴀʀᴛᴜ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz