Dzięki waszej aktywności i zainteresowaniem tą opowieścią, odzyskałam weny na nią. Miłego dnia/nocy!
Lia McCartney już od jakiegoś czasu próbowała się dowiedzieć dokąd tak często wymyka się Remus. Nie chciała być wścibska, ale była bardzo ciekawska i w takich sytuacjach nigdy nie słuchała zdrowego rozsądku, chociaż to ona robiła za tą odpowiedzialną, i w miarę ułożoną psychicznie. Nawet fakt, że minęła dziwnie będących blisko siebie Jim i Pottera jej nie zdziwił, bo wstrząsnęła głową, wspominając coś o zabezpieczeniach i podążyła śladami Remusa, który - jak się jej zdawało - unikał jej od czasu jednego, feralnego dnia.
Blondynka siedziała do późnej nocy w bibliotece. Na niebie widniał już błękitny księżyc w pełni. W pomieszczeniu była tylko ona i stara zrzęda zwana bibliotekarką. Lia zamknęła książki, gdyż napisy w nich były już rozmazane przez zmęczenie w jej oczach. Najchętniej zasnęłaby na miejscu, jednak, gdy wyjrzała na chwilkę za okno zobaczyła pędzącą w stronę lasu męską sylwetkę. Przetarła powieki, myśląc, że to tylko wyobraźnia plata jej figle, ale dostrzegła ruszające się pod wpływem czyjegoś ruchu, krzaki. Ciekawość dziewczyny osiągała zenitu, więc postanowiła sprawdzić zaistniałą sytuację.
W mgnieniu oka opuściła budynek szkoły, nie zważając na późną godzinę. Było coś około dwunastej, a błąkająca się sama po lesie dziewczyna była łatwym celem do namierzenia. Śledziła chłopaka aż do wrzeszczącej chaty, do której już dawno nikt nie chodził. Siedziba była zakurzona, przez co na Lię zadziałała jej alergia, powodując kichnięcie. Od razu usłyszała krzyk, zamieniający się w ryk. Jej serce zabiło cztery razy mocniej, chcąc wybić poza teren ciała krukonki, natomiast w gardle dziewczyny stanęła wielka gula, spowodowany strachem, w czym nie było nic dziwnego.
Nagle ze zakrętu chary wybiegł przeogromny wilkołak. McCartney cofnęła się do tyłu, rękoma dotykając zimnej, drewnianej ściany. Bestia stanęła z nią oko w oko. Źrenice wilkołaka powiększyły się na widok Lii, otaczały je tylko cienkie, zielone tęczówki. Widząc je, dziewczyna zmarszczyła delikatnie brwi. Takie same posiadał Remus. Jego kolor oczu przypominał dwa szmaragdy. Tęczówki wilka trochę złagodniały na widok dziewczyny. Normalnie by już zaatakował, ale w tej sytuacji stał w miejscu, niczym posąg. Znikąd usłyszał wycie innej jednostki, więc jeszcze raz zatopił swoje spojrzenie w pogodnych ślepiach Liy, po czym pognał w głąb ciemnego lasu.
Lia tylko zmarszyła brwi na to wspomnienie. Lupin zdecydowanie za często gdzieś znikał, co w końcu potwierdzało fakt, że jest wilkołakiem. Blondwłosa trzasnęła się z otwartej ręki w czoło. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała. Chyba zaraziła się nieogarnięciem od Cassie. Skoro wtedy spotkała go w Wrzeszczącej Chacie, to dzisaj pewnie też tam przebywa. Wręcz biegiem udała się do opuszczonego domu.
W chatce panował instny bałagan, a na starych meblach osadziło się pełno kurzu. Lia szła za tropem świeżych śladów po ostrych pazurach. Ktoś tu dawno nie był u kosmetyczki. Przekroczyła pomieszczenie, w jakim stało łóżko wraz ze starym umeblowaniem. Na środku stał bordowy fotel, o który opierał się jasnobrązowowłosy chłopak, trzymający się o gołą pierś, z której ubywało trochę krwi. Lia rozchyliła wargi i ze zmartwieniem w oczach podeszła do spanikowanego widokiem McCartney - Remusa.
- Nie zrozumiesz. - odparł, gdy Lia prowadziła go przez las. Przez cały czas mówił coś w tym stylu, nie mając pojęcia, że dziewczyna wie więcej, niż myśli.
- Och. Remus. Zamknij się. Wiem kim jesteś, głupia nie jestem. Umiem łączyć fakty. - skarciła go, poprawiając jego ramię na swoich barkach. - Potrzebujesz pomocy medycznej..
***
Młody Lupin ponownie syknął z bólu. Jasnowłosa oczyszczała jego rany specjalną miksturą, która do bardzo przyjemnych nie należała.
- Przepraszam. - szepnęła nastolatka, kiedy na twarzy szatyna po raz kolejny pojawił się grymas bólu. Położyła dłoń na klatce piersiowej gryfonką, bandażując opatrunek, by do skaleczenia nie dostało się powietrze. - Będzie lepiej, jak już pójdę.
McCartney podniosła się z krzesełka, które postawiła obok łóżka rannego. Jednak Remus chwycił ją za rękę, mówiąc „Zostań". Choć Lunatyk nie był typem podrywacza, jego błyszczące tęczówki przekonywały o wrażliwości i chłopięcej urodzie chłopaka. I tak wpatrywali się w siebie w ciszy, która wcale im nie przeszkadzała. Krukonka zauważyła książkę na półce nad łóżkiem Remusa pod tytułem „Animagowie". Lupin spojrzał na nią, podejrzewając, że o reszcie huncwotów również wie.
- Uprzedzając twoje pytanie. James, Syriusz i Peter są animagami. - odparł, odchylając głowę lekko w tył. Dziewczyna skinęła czaszką, jakby chciała powiedzieć, iż wie. Widząc, że siedemnastolatek znowu przekręca kark w inną stronę, zrozumiała, że mu niewygodnie. Poprawiła poduszkę, delikatnie podnosząc tył głowy nastolatka, po czym ponownie ułożyła ją na jaśku. - Dziękuję. - uśmiechnął się, czując jak jego powieki robią się ciężkie.
Lia odwzajemniła gest, biorąc do ręki koc, leżący na krańcu łóżka. Przykryła nim Remusa, który wkrótce potem odpłynął w ramiona Morfeusza. Pochyliła się nad chłopakiem i musnęła jego czoło, odgarniając kosmyki włosów z oczu chłopaka. Widok śpiącego gryfona był chyba najsłodszą rzeczą, którą kiedykolwiek zobaczyła.
Obejrzała się za siebie i zobaczyła trzech przyjaciół jej towarzysza. James opierał się o framugę brązowych drzwi, Syriusz podnosił brwi w śmieszny sposób, a Peter tylko uśmiechnął się, podjadając słodki batonik. Wywróciła oczami, czując, że jej twarz robi się cała czerwona. Zabrała swoje rzeczy pod pachę i mijając się z nimi rozkazała im być cicho, gdyż Remus musi odpocząć. Chłopcy posłuchali się dziewczyny z kącikami ust w górze, patrząc jak ta w pośpiechu odchodzi.
CZYTASZ
ᴜᴡᴏᴅᴢɪᴄɪᴇʟᴋɪ ᴢ ʜᴏɢᴡᴀʀᴛᴜ
Fanfic„ - Ugh! Cholerny Lupin! Mądrala się znalazł. - do biblioteki wparowała zła, jak osa Lia McCartney. - Co zrobił Lupin? - spytała Madeline Wood. - Przez niego źle odpowiedziałam na pytanie u Slughorn'a i Slughorn dał sryfonom pięć punktów. - odpowi...