Rozdział 2 - „Jaki on jest upierdliwy"

437 32 29
                                    


Cassie opuściła dormitorium Slytherinu. Sama nie wiedziała, co myśleć o problemie Jim. Dość często można było ich spotkać razem na wzajemnym dogryzaniu sobie, ale pewnego razu dostrzega błysk w oczach Potter'a, gdy jej przyjaciółka prawiła mu wiązankę. Czy jemu się to podobało? A może droczył się z nią, bo coś do niej czuł? Długo zastanawiałaby się tak jeszcze, lecz wpadła na silne, męskie ramiona, które oplotły ją w jej talli. Przed nią stał nie kto inny, jak John Wood, który uśmiechał się od ucha do ucha. Był starszym o rok bratem jednej z przyjaciółek dziewczyny - Madeleine Wood.

- Widać, że przeznaczenie cały czas chce nas ze sobą powiązać. - uśmiechnął się do niej. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że trzyma swoje ręce na jego klatce piersiowej.

- Pff. Widać, że przeznaczenie cały czas robi mi na złość. - prychnęła. Chciała wyjść z uścisku chłopaka, jednak ten był silniejszy i jej na to nie pozwolił.

- Dlaczego cały czas jesteś na „nie"? - spytał brązowowłosy. - Co ja ci takiego zrobiłem.

Przez myśli Cassie przebiegło sto odpowiedzi na raz, jednakże żadna nie była odpowiednia. Chwilę potrwało, zanim Wood uzyskał odpowiedź.

- Taka już jestem, a nawet taki ktoś, jak ty mnie nie zmieni. Zrozumiano?

- Ale.. - przerwała mu, natychmiastowym powiedzeniem słowa „nie". - Nawet nie powiedziałem co.

- Ale wiem, co chcesz powiedzieć. Nie. - odparła bez wahania. Dokładnie nie miała pojęcia, jakie uczucia aktualnie przechodzą przez jej ciało. Satysfakcja? Radość? Smutek? Czy może złość? Nie potrafiła tego stwierdzić. Wolała trzymać się od niego z daleka. Przecież nie mogła pokochać..kogoś z Gryffindoru.. Jej rodzina na to nie zezwalała. - Nie, bo nie. Puść mnie!

Wydostała się z uścisku szatyna i szybko ruszyła przed siebie.

- Cassie, stój! - chłopak dogonił ją i odwrócił do siebie. - Zaufaj mi, proszę.

- Nie. - odpowiedziała ostro, marszcząc brwi. - Puść mnie.

- Nie zrobię nic bez twojej zgody. - szepnął, patrząc w jej duże, zielone oczy, które w głębi cierpiały.

Nastolatka nic nie odpowiedziała, tylko lekko odepchnęła go od siebie, po czym posłała mu morderczy wzrok i odeszła w swoją stronę. Postanowiła iść do siostry John'a - Madeleine. Ona zawsze wiedzieła, co ma powiedzieć i doradzić. Znała swojego brata, jak nikt inny i uwielbiała doradzać tym dwójka w sprawie ich „relacji". Nie byli parą, ale nie byli też sobie obojętni.

- Och, twój brat to idiota! - warknęła, siadając obok Maddie w Wielkiej Sali. - Jaki on jest upierdliwy!

- No wiem, na swój sposób jest nawet spoko. - odparła z uśmiechem wymalowanym na twarzy Madeleine. - Poradzisz sobie sama? Czy mam cię przypilnować? - zaśmiała się, wiedząc jakie to niebezpieczne zostawiać Cassie samą.

- Jasne. Poradzę sobie. - wywróciła oczami, uśmiechając się pod nosem. - Idziesz na randkę z miotłą i tłuczkiem? - zgadła. Wiedziała, że krukonka uwielbia grę w Quidditcha, zresztą podobnie, jak jej starszy brat. Chociaż oni chyba mieli to już rodzinne.

- Ażebyś wiedziała. - uśmiechnęła się szeroko Maddie i wyszła z Wielkiej Sali, pozostawiając Cassie samą z kubkiem soku dyniowego i smutkami, spowodowanymi głównie przez rodzinę dziewczyny. Współczuła jej. Jak można, aż tak nienawidzić swojego dziecka? Czemu dobrzy ludzie zawsze mieli przechlapane, a tym złym wszystko wychodziło na dobre? Jaki ten świat jest niesprawiedliwy.

ᴜᴡᴏᴅᴢɪᴄɪᴇʟᴋɪ ᴢ ʜᴏɢᴡᴀʀᴛᴜ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz