5. Dzięki, chaszcze

238 7 4
                                    

Letnie promienie słońca padały na moją twarz, mimo że miałam na sobie słomkowy kapelusz. Przyjemne ciepło delikatnie piekło w buzię, a woda mieniła się i roznosiła zapach świeżego powietrza. Zdecydowałam się na bikini w kolorze niebieskim, które należało do moich ulubionych. Przez ostatnie dwa lata stało się nieodłącznym elementem każdego wyjazdu nad wodę. Miało naprawdę piękny, ukrywający mankamenty krój, ale jednocześnie podkreślało to, co powinno. Jako przykładna organizatorka i maniaczka porządku, wypełniłam torbę plażową po same brzegi, tak aby niczego nie zabrakło. Zaopatrzyłam się w krem do opalania, okulary przeciwsłoneczne, koc i jakieś przekąski. Nawet jeśli nie wykorzystałabym tych wszystkich rzeczy, zawsze mogli z nich skorzystać znajomi. Lubiłam służyć pomocą i okej — może wyglądało to trochę jak chęć przypodobania się — ale naprawdę chciałam, aby mnie polubili. W końcu zanim zaczną się studia, miałam spędzić w ich towarzystwie trochę czasu. 

Właśnie podczas takich chwil, czułam że naprawdę jestem szczęśliwa. Spokój był jedyną rzeczą, której pragnęłam — mało tego — potrzebowałam, aby docenić piękno życia. Nie każdy potrafił zatrzymać się na chwilę i skupić na teraźniejszości oraz tym co nas otacza, a ja opanowałam tę sztukę do perfekcji i było to coś, co szczerze napawało mnie dumą. Uwielbiałam chłonąć tu i teraz, całkowicie wyzbywając się negatywnych myśli chociaż na malutki momencik. 

— No proszę, znów się spotykamy. — Zostałam wyrwana z zadumy przez głos Jake'a wychodzącego z samochodu wraz z Taylorem. 

Obydwoje mieli na sobie sportowe spodenki, które jak mniemam, nadawały się również do pływania. Jeden z nich postanowił pozbyć się swojej koszulki i przysięgam, jeśli moje wcześniejsze przypuszczenia, że Jake grał w rugbby okażą się nieprawdziwe, to nie wiem, co zrobię, bo jego postura naprawdę na to wskazywała. Musiałam przyznać, że tutejsza płeć niepiękna okazała się być łamaczem stereotypów, bo ciężko było mi znaleźć kogoś, kto o siebie nie dbał. Nie myślałam, że przyjeżdżając do Nowego Jorku, poznam tylu przystojnych facetów. Nie żeby stanowiło to mój priorytet, bo rozpoczynanie jakiejkolwiek relacji znajdowało się na szarym końcu listy zadań, jakie miałam ochotę odhaczyć. 

Zsunęłam z nosa okulary przeciwsłoneczne, aby spojrzeć na nowo przybyłego chłopaka.

— To wy się znacie? — zapytała leżąca na kocu obok Kelsey, która w porównaniu do mnie była już muśnięta słońcem, co uważałam za totalnie nie fair, bo spędziłyśmy tyle samo czasu, opalając się, a ja nadal przypominałam córkę młynarza. 

— Wpadliśmy na siebie w sklepie, kiedy kupowałam farbę. Nie skończyło się to dobrze — zażartowałam. 

Towarzystwo patrzyło na nas pytająco, co najmniej jakbyśmy oznajmili, że się ze sobą przespaliśmy. Nic bardziej mylnego. 

— Tak jakby ją staranowałem — wyjaśnił przepraszająco. — Ale hej, to był czysty przypadek! — Wyrzucił ręce w górę tylko po to, by za chwilę je opuścić. — Ciężko zauważyć taką drobinkę pośród ogromnych regałów. 

Poczułam się nieco zmieszana słowami chłopaka. Nie przepadałam za tym, jak ktoś rzucał uwagi dotyczące wyglądu, a tym bardziej wzrostu. Wiedziałam, że Jake nie miał nic złego na myśli, ale swego czasu był to mój kompleks. 

— Cóż, ciebie za to ciężko przeoczyć — odgryzłam się. Nie miałam zamiaru zabrzmieć wrednie, po prostu się z nim przekomarzałam. — Prawdziwy olbrzym. Chyba z lochów w Harrym Potterze uciekłeś, co? 

—Tu mnie masz! — Chłopak zaśmiał się gardłowo. Reszta paczki również była rozbawiona naszą krótką słowną potyczką. Miło było w końcu podokuczać sobie z kimś dla żartów, a nie tak jak w przypadku Aarona mieszać siebie z gównem. — Pani za to ze świata Hobittów, mam rozumieć?

SwimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz