Mój dom w Atlantic City nigdy nie porażał swoją wielkością. Był mały, ale przytulny — a przecież taki być powinien. Racja?
Zawsze wydawał mi się pełen ciepła i życia, jednak po wyprowadzce ojca stał się przytłaczająco ogromny. Bo przecież nie chodziło o sam budynek, prawda? Tylko o ludzi, którzy sprawiali, że czułaś się bezpiecznie.
Człowiek szuka swojego miejsca na Ziemii przez całe życie, dlatego bez dwóch zdań zazdrościłam osobom, którym udało się je znaleźć. Siebie póki co, musiałam określić jako osobę poszukującą i choć miałam nadzieję, że i na mnie czeka coś wyjątkowego, w głębi serca czułam ogromny lęk, że nie nigdzie nie poczuję się tak jak kiedyś w domu.
Kiedy miałam jedenaście lat myślałam, że to normalne. Że przecież dorośli nie mieli na nic czasu — każdy w końcu pracował po godzinach. Uświadomiłam sobie, jak bardzo się myliłam, gdy dostałam zaproszenie na święta do jego nowej rodziny. Oczywiście się tam nie pojawiłam. Ani wtedy, ani nigdy. Może i byłam dzieckiem, ale nie głupim.
Jednak gdyby ktoś kazał mi coś zmienić w swoim życiu, nie zrobiłabym tego. Moja mama świetnie sobie poradziła, wychowując mnie na dobrą osobę. A taką przynajmniej miałam nadzieję. Że byłam wystarczająco dobra. Dla niej.
Choć nigdy tego nie powiedziałam, uważałam Margaret za naprawdę silną kobietę.
Głoś rodzicielki przywołał mnie do rzeczywistości.
— Tak, wszystko jest w porządku — odpowiedziałam, trzymając komórkę. Nie kłamałam, bo podobało mi się mieszkanie u wujostwa. Szczerze, nie było na co narzekać. — Wiem, że się martwisz, ale naprawdę nie musisz codziennie dzwonić.
— Jesteś dorosła, ale zawsze będziesz moim dzieckiem — wyjaśniła. — To oczywiste, że się martwię. Mam takie prawo. A teraz lepiej powiedz, jak się odżywiasz? Nie chodzisz głodna? — powiedziała nieco ciszej.
— Mamooo — jęknęłam. — Proszę, oszczędź sobie. Nie będziemy o tym rozmawiać.
— Jak sobie życzysz, kochanie. Ucałuj ode mnie ciotkę Jenny — dodała na pożegnanie. — Muszę zmykać do pracy.
— Pa. Kocham cię.
Nigdy nie byłam dobra w okazywaniu uczuć, a przynajmniej tak mi się zdawało. Czasem te dwa magiczne słowa, które każdy pragnął usłyszeć, ledwo przechodziły przez usta. Mimo że nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że kocham swoją matkę, momentami czułam w sobie dziwną blokadę.
Ludzie to naprawdę skomplikowane stworzenia, pomyślałam. Choć może w rzeczywistości wszystko było proste, a to my komplikowaliśmy oraz nadmiernie analizowaliśmy każdy szczegół. Nieważne.
Spojrzałam na wiszący w kuchni zegar, który właśnie wybijał trzecią po południu. Dziewczyny miały się zjawić za kilka godzin, a ja nie zabrałam się jeszcze za sprzątanie. Otworzyłam szafę, aby wyciągnąć z niej pradawny odkurzacz. Ciocia była kobietą w średnim wieku, ale żeby go zdobyć musiała chyba odbyć podróż w czasie, bo urządzenie wyglądało jakby przybyło ze średniowiecza.
W drodze do siebie natknęłam się na leżącą w korytarzu rozpiętą torbę sportową. Pewnie Taylor wrócił z siłowni i zapomniał odnieść ją na miejsce, wydedukowałam. Schyliłam się, aby zapiąć zamek, kiedy usłyszałam głosy dobiegające z pokoju chłopaka. Nie był sam. Odskoczyłam od rzeczy jak oparzona, domyślając się do kogo należały.
Ostatni raz rzuciłam okiem na torbę i wtedy mnie olśniło. Chwyciłam shaker spoczywający w bocznej kieszeni i czmychnęłam z powrotem do kuchni, zostawiając odkurzacz przy drzwiach.
CZYTASZ
Swim
Teen FictionMaddie właśnie wkracza w nowy rozdział swojego życia, przeprowadzając się do wujostwa w celu podjęcia wymarzonych studiów. Zmaga się jednak z demonami przeszłości, a poznanie przyjaciela kuzyna rodem z piekła zdecydowanie jej w tym nie pomaga. Czy d...