Nigdy nie uważałam się za osobę szpetną. Raczej posunęłabym się do stwierdzenia, że byłam posiadaczką przeciętnej urody. Włosy w odcieniu przygaszonego, mysiego blondu i kilka piegów zdobiących nos nie stanowiły najbardziej pożądanej kombinacji. Jedynie ciemnoniebieskie oczy przykuwały uwagę, nadając kontrast reszcie twarzy.
Stojąc przed otwartą szafą, zastanawiałam się co włożyć na dzisiejszą kolację. Koniec końców postawiłam na prostą, czarną sukienkę — która wydawała się być najbezpieczniejszą opcją, ponieważ nie należała ani do kategorii wizytowej ani codziennej. Idealnie.
Jeśli chodziło o makijaż nie miałam zbyt dużych możliwości, bo moje artystyczne zdolności ograniczały się do zrobienia prostej kreski na powiece i na tym się kończyło — żadne wymyślne cienie nie wchodziły w grę. Całość dopełniłam czerwoną szminką i miałam nadzieję, że będę się jako tako prezentować.
Kiedy byłam w trakcie podkręcania lokówką końcówek włosów, usłyszałam dzwonek do drzwi. Niech to szlag. Już wcześniej czułam, że się nie wyrobię, ale trudno. Zakręciłam dwa przednie pasma i zeszłam na dół.
Moim oczom ukazały się dwie wyprostowane sylwetki, ale to kobieta skupiała całą uwagę. Poruszała się z niebywałą gracją, a jej nienaganna postawa przypominała figurę baletnicy. Zdążyłam przyjrzeć się jej czarnej burzy loków i drzwi otworzyły się ponownie.
No tak, z całego tego zamieszania zapomniałam, że Aaron też został zaproszony. Chłopak miał na sobie białą koszulę, którą zostawił lekko rozpiętą tuż przy kołnierzu. Starałam się ignorować fakt, że jego tatuaże wyglądały na bardziej wyraziste, a tusz na brzuchu przebijał przez cienką tkaninę. To chyba pierwszy raz, kiedy widziałam go w czymś jasnym. Jego garderoba ograniczała się raczej do czerni i granatu. Włosy zaczesał lekko do góry, ale kilka pasm wymknęło się spod kontroli i zwisało luźno przy uszach. Teraz wiedziałam przynajmniej, po kim odziedziczył swoje kędziorki.
Zdążyłam pokonać większość schodów i stanęłam obok kuzyna, który tak jak ja czekał, aby przywitać się z gośćmi zaraz po cioci i wujku. Pan Scott ucałował moją dłoń na powitanie, a Melody musnęła policzek. Musiałam przyznać, że ojciec Aarona był naprawdę szarmanckim mężczyzną, a jego syn mógłby wziąć z niego przykład.
— Zapraszam do stołu, kochani — powiedziała ciotka, ale jej słowa docierały do mnie jak przez mgłę.
Obecnie skupiłam się na tym, że Aaron właśnie kończył witać się z Taylorem, co oznaczało, że zaraz będzie moja kolej, a ja spalę się ze wstydu, nie wiedząc co zrobić. Poczułam zapach drzewa sandałowego zmieszanego z tytoniem i nawet nie musiałam unosić wzroku, aby wiedzieć, że chłopak stał tuż obok.
— Niezła kiecka, Johnson — rzucił przelotnie.
Aha, czyli bez przywitania. Spoko.
— Dzięki. — Zmrużyłam oczy. — A tobie Perwoll do prania się skończył, że białą koszulę ubrałeś?
Skrzyżowałam ramiona na piersiach, aby podkreślić to, że dłonie wcale mi nie drżały. Chłopak prychnął, ale zdradził go uniesiony kącik ust.
— Niezłe — skomentował i skierował się w kierunku Taylora.
Kiedy zasiedliśmy do stołu, jak przewidziałam, rozpoczęła się dyskusja o studiach i przyszłości. Nie wiedziałam, co spotkania rodzinne miały do siebie, ale temat dalszych losów edukacji młodych zawsze im towarzyszył. Rozmowa przemijała swobodnie i miło, a po niemal trzydziestu minutach mogłam już stwierdzić, że Melody była naprawdę przyjazną kobietą, która emanowała dobrą energią. W przeciwieństwie do swojego męża — Christiana, jeśli dobrze usłyszałam imię, który od przejścia przez próg odezwał się może z dwa razy. Mogło to tłumaczyć, dlaczego Aaron również nie grzeszył sztuką konwersacji.
CZYTASZ
Swim
Teen FictionMaddie właśnie wkracza w nowy rozdział swojego życia, przeprowadzając się do wujostwa w celu podjęcia wymarzonych studiów. Zmaga się jednak z demonami przeszłości, a poznanie przyjaciela kuzyna rodem z piekła zdecydowanie jej w tym nie pomaga. Czy d...