To takie szczęście, że mogła na nią patrzeć, właśnie wtedy gdy zimowe poranne promienie słońca okalały jej twarz. Mrużyła lekko oczy, oślepiona blaskiem dobijającym się od okien, ale dzielnie dalej sprzątała niewielki salon. Co jakiś czas zerkała na Yvette uśmiechając się przy tym słodko.
Blondynka podnosiła wtedy wzrok znad książki i zagryzała dolną wargę, nie chcąc dawać Mathlide jakiejś satysfakcji, choć w środku aż cała krzyczała aby przegrać tę bitwę i obdarować ukochaną pełnym miłości uśmiechem.
Wzdychała co jakiś czas, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. To dziwne, jak niewiele jej potrzeba aby poczuć wszechogarniającą radość. Jeszcze nie tak dawno wydawało jej się, że szczęście nie jest czymś na co zasługuje, a dzisiaj wystarczył jej widok Mathilde ze ściereczką, która wyciera kurze, ubrana w powyciągany dres.- Nie gap się tylko pomóż - uderzyła ją lekko szmatką w kolano.
- Przegrałaś zakład - przypomniała dziewczynie - więc zasuwaj ze ścierką - wzruszyła ramionami trochę od niechcenia.
- A jeśli się założymy, że w pięć minu...
- Nie - przerwała jej, nie dopytując nawet co brunetka miała na myśli.
- Okej - przyznała po chwili. Wolno odłożyła ścierkę na stolik i zaczęła niemal leniwie zdejmować z siebie najpierw koszulkę na ramiączkach a później stanik.
Yvette zaśmiała się i błądziła wzrokiem za ukochaną, która w ślimaczym tempie poruszała się topless po salonie.- Co miałaś wcześniej na myśli? - zapytała Yvette zachrypniętym głosem - zanim ci przerwałam?
- Och - westchnęła i zdjęła z siebie dresowe spodnie - totalnie wyleciało mi z głowy.
- Doprawdy?
Kiwnęła głową i kontynuowała przechadzanie się w tę i z powrotem. Yvette w końcu nie wytrzymała i wstała z kanapy. Podeszła szybko do prawie nagiej dziewczyny i wzięła ją w ramiona, całując szybko.
- Przecież...- Cicho - znów jej przerwała i pociągnęła ją w stronę fotela. Opadła na niego, łapiąc Mathilde za pośladki i przybliżając ją do siebie jeszcze bardziej. Dziewczyna westchnęła z przyjemnością, gdy sprawne dłonie jej kochanki złapały za jej piersi. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła przy tym oczy, oddając się przyjemności.
Uwielbiała te momenty, gdy były tylko dla siebie. Spokojne dni, w których oddawały się wspólnym czytaniu książek, tańczeniu do piosenek Edith Piaf albo Doris Day, czy leżeniu zmęczone po właśnie przeżytym spełnieniu. Chciała zatrzymać te chwile na wieczność i nigdy nie wypuszczać ich z rąk. Czasami trudno było jej uwierzyć w swoje szczęście. Bywały nawet takie chwile, gdy patrząc na Yvette, miała łzy w oczach, bynajmniej nie ze smutku.
Znów zaczęły się szaleńczo całować i w tej samej chwili, w której Mathilde miała zejść z kolan Yvette i poprowadzić ją do sypialni, w ich mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzały na siebie porozumiewawczo.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytała starsza z nich.
- Nie - odparła szybko i nałożyła na siebie ubrania. Nie miewały gości, więc tym bardziej było to zastanawiające.
W końcu Yvette wróciła z plikiem listów a Mathilde odetchnęła z ulgą.
- Jeden jest do ciebie - podała dziewczynie białą kopertę a sama zaczęła przeglądać resztę korespondencji.
Szybko otwarła swój list, na którym nie było adresata. Zaczęła czytać a jej twarz rozpromieniła się.
- To od Ginette - stwierdziła niby od niechcenia - Chce się spotkać.
Yvette podniosła jedną brew w geście zdumienia. Poczuła jak nagle zalewa ją fala złości. Skąd ta cholerna dziewucha wie, gdzie mieszkają?!
- Odpiszesz jej?
- Sama nie wiem - przyznała niepewnie - Minęło dużo czasu...
Yvette odpaliła papierosa i odwróciła się na pięcie. Nie chciała być zazdrosna, ale kiedy po raz ostatni widziała Ginette, ta prawie zrujnowała nie tylko jej życie, ale również i życie Mathlide. Poczuła się zagrożona, a w jej głowie pojawiły się wspomnienia jej... ich dawnego życia, kiedy wszystko było takie trudne, takie nienormalne. Starała się schować głęboko w sobie ostatnie kilkanaście lat swojego życia, jednak nie było to takie proste. Nie rozmawiała z Mathilde o dawnych czasach. Obawiała się, że dla nich obu ten temat mógłby się okazać zbyt ciężki do udźwignięcia.
- Jesteś zła? - zapytała cienkim głosem brunetka.
- Nie, skarbie -zaciągnęła się papierosem - Po prostu nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze się odezwie.
- Ja też nie - odpowiedziała szybko - skończę sprzątać, a później może pójdziemy do kina?
- Innym razem. Mam jeszcze kilka prac do sprawdzenia.
Mathilde poczuła ukłucie bólu. Nie lubiła, gdy Yvette była na nią zła o coś na co nie miała wpływu. Przytaknęła jednak po dłużej chwili i posłała ukochanej niezbyt szczery uśmiech.
~*~
Parę dni później, gdy zapadła już dawno noc, Mathilde siedziała przed pustą kartką papieru i usilnie starała się wymyślić jakąś zgrabną wymówkę, dzięki której jej dawna koleżanka nie poczuje się urażona odmową spotkania. Yvette już dawno spała, a ona gdy cały wieczór była w pracy rozmyślała tylko o ewentualnym spotkaniu z Ginette. Jeśli miałyby się spotkać to o czym by rozmawiały? Czy dziewczyna jest już mężatką, ma dzieci? A może tak jak Mathilde żyje w związku z kobietą? W końcu jednak, analizując wszystkie za i przeciw, oraz ignorując fakt, że Yvette będzie wściekła, postanowiła spotkać się z Ginette. Chciała ją zobaczyć, znów usłyszeć jej głos. Spotkają się tylko na chwilę, a później rozejdą się każda w swoją stronę, tak jak ponad sześć lat temu, gdy biegła za samochodem, którym odjeżdżała jej przyjaciółka, tak jak wtedy, gdy ostatni raz zobaczyła jej twarz za szybą samochodu.
- Dlaczego nie śpisz? - usłyszała za sobą głos ukochanej i wzdrygnęła się.
- Odpisuję Ginette - przyznała - że się nie spotkamy - to dziwne jak kłamstwo szybko przeszło jej przez gardło. Nie chciała denerwować Yvette. Nie potrzebna była jej kłótnia.
Kobieta pocałowała ją w głowę i nalała sobie wody do szklanki. Obie odetchnęły z ulgą, choć z dwóch zupełnie różnych powodów.
CZYTASZ
Dzieli nas przepaść [ZAKOŃCZONE]
RomanceKontynuacja „Dzieli nas habit" Minął rok odkąd los znów je połączył. Teraz ich związek przechodzi kryzys. Nie ma już tajemnicy, której mógłby strzec, nie ma niepokoju i strachu. Co więc im zostało? Yvette i Mathilde znów muszą stawić czoła światu...