VI. Wyjazd

156 17 0
                                    

- Możesz mi powiedzieć, który bar jest otwarty w święta?! - Yvette wrzucała zdenerwowana swoje ubrania do walizki, nie patrząc nawet na Mathilde, która stała w drzwiach do ich sypialni ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.

- Każdy! - odwarknęła brunetka.

- Jasne - odparła cicho i trzymając w ręku kosmetyczkę wycelowaną nią w partnerkę - Mam tego po dziurki w nosie!  Nawet kilku dni nie możemy ze sobą spędzić, bo ty i twoja praca są najważniejsze! 

- Moja praca, tak? A kto przez ostatnie miesiące pracował po szesnaście godzin dziennie?! Ja? Czy ty?

- Wiesz co? Wal się. Mam nadzieję, że miło będziesz się bawić śpiewając dla tych pijaków.

Zamknęła walizkę i wyniosła ją na korytarz. Ubrała płaszcz i nim zdążyła nacisnąć klamkę, za plecami usłyszała jeszcze głos Mathilde.

- Yvette - westchnęła zirytowana - To tylko głupie święta. Nawet nie jesteśmy wierzące.

Kobieta prychnęła i odwróciła się.

- Nie chodzi o wiarę - powiedziała i wyszła w końcu z mieszkania, niosąc w dłoni walizkę.

Spakowała ją do bagażnika i oparła się o górę auta, próbując opanować nerwy.  Jak Mathilde mogła wybrać pracę, zamiast niej? Przecież umawiały się, że odpoczną od pracy, że pobędą razem, a koniec końców i tak wyszło nie tak jak powinno było wyjść. Dobrze, że chociaż Audrey odebrała i że spędzi z nią te święta. Stęskniła się za dawną przyjaciółką, choć oczywiście wielu rzeczy  wciąż nie potrafiła jej wybaczyć. Przede wszystkim kłamstwa o zamążpójściu Mathilde. Wiedziała, że będą musiały na ten temat porozmawiać. Wsiadła w końcu do samochodu i wyjechała z parkingu. Czekało ją kilka godzin jazdy, ale czym bardziej oddalała się od Paryża, tym mocniej czuła się wolna.


W repertuarze na dzisiejszy wieczór miała kilka piosenek Edith Piaf oraz parę kolęd. Wcale nie miała ochoty wychodzić dzisiaj na scenę, udawać, że cieszy się, że tutaj jest. Jednak miała też przeczucie, że podróż z Yvette także nie byłaby czymś dobrym. Wiedziała, że pewnie pokłóciłyby się o jakąś pierdołę już w samochodzie przez co cały ich wyjazd i tak byłby popsuty. Przed wyjściem na scenę wypiła na szybko jednego drinka co skutecznie ją rozluźniło, ale także sprawiło, że zaczęło jej się kręcić w głowie. Stojąc już przed publicznością wzięła kilka głębokich oddechów. Na sali było niewiele osób. Głównie starsi mężczyźni, widocznie bez rodzin, z którymi mogliby spędzać święta, kilka młodych dziewcząt za to stało przy barze i rozbawione rozmawiały o czymś ze sobą. Zaczęła śpiewać, a w przerwach między kolejnymi występami piła kolejne drinki, które magicznie pojawiały się na fortepianie. Gdy w końcu usłyszała ostatnie oklaski, chwiejnym krokiem zeszła ze sceny i w długiej wieczorowej sukni podeszła do jednej z kobiet, która najbardziej ją oklaskiwała.

- Śledzisz mnie? - zapytała, patrząc na rozbawioną Ginette.

- To przypadek, że tutaj jestem - odpowiedziała.

- Dla mnie nie istnieją przypadki.

- Szkoda, ale jednak musisz zrozumieć, że moje życie nie kręci się wokół ciebie.

Mathilde pokręciła głową i zbliżyła się do dziewczyny o pół kroku. Dystans między nimi wyraźnie się zmniejszył na co obie zaczęły szybciej oddychać. 

- Yvette nie przyszła tu z tobą? - zapytała w końcu Ginette, patrząc na usta byłej przyjaciółki.

- Wyjechała.

- Na długo?

- Parę dni - Mathilde dotknęła dłoni dziewczyny i opuszkami palców zaczęła delikatnie muskać jej skórę. Czemu to robiła? Czy to przez alkohol, a może po prostu chciała się oderwać, poczuć coś innego? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, ale wiedziała, że pożądanie, które odczuwała w stosunku do Ginette zaczęło być nie do zniesienia. Musiała je rozładować. Teraz.

Dzieli nas przepaść [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz