V

209 12 0
                                    

Środa godzina 00:00

Lekcje dziś minęły spokojnie, nigdzie nie widziałam Eryka. Razem z dziewczynami umówiłam się na miejscu. Stresuje się... trzeba wpłacić pięć tysięcy jako nagrodę dla wygranego. Nie jestem teraz pewna czy to był dobry pomysł, co jeżeli przegram?! Tata ostatnio dużo zarabia, ale to dość sporo gotówki.

J -Livia, jedźmy może już na miejsce, co ty na to?
L -Nie stresuj się, przecież masz typową wersje sportowego Mercedesa.
J -Zawsze może być ktoś lepszy, liczy się również technika jazdy, a to mój pierwszy wyścig.
L -Myśl optymistycznie!
J -Ehhh, jedźmy już, zanim tam dojedziemy to minie pół godziny, a o pierwszej mamy być.

Przez całą drogę zaciskałam ręce na kierownicy, zdenerwowanie robi swoje. Klara uzgodniła z barmanem, że nie muszę ujawniać swojej tożsamości. Tablice zmieniłam po drodze. Nie wiedziałam nawet z jakim przeciwnikiem się będę mierzyć... Livię wysadziłam dwie ulice wcześniej. Powoli podjeżdżałam w stronę startu. Ale dużo ludzi, większość w przedziale dwudziestu lat. Wszystkie krzyki i wiwaty ucichły, słyszałam jedynie warkot mojego silnika. Ustawiłam się na „starcie" i dopiero teraz zwróciłam uwagę z czym się mierzę. Butelkowe BMW M4, cudowny model... może ma jakieś modyfikacje? Ciekawe kto siedzi za kierownicą? Na środek wyszedł organizator zabawne, bo ma około pięćdziesiątki. Niski, siwawy mężczyzna za pomocą mikrofonu przedstawił mojego przeciwnika. Osiem wygranych wyścigów i tylko jeden przegrany. Określany jako postrach nocy... Razem z dziewczynami uznałyśmy, żeby przedstawił mnie jako „Czarna bestia". Niestety, ale nie wpadłyśmy na nic lepszego...

-Jako, że dziś do naszej rodziny dołączył nowy kierowca powitajmy go serdecznie! -Ahh zapomniałam wspomnieć, startuje jako facet. -Nowy członek będzie startować pod pseudonimem... uwaga, uwaga!... CZARNA BESTIA! Za trzy minuty startujemy!

Za nic na świecie nie zauważyłam kiedy ten czas zleciał... Na środek wyszła blondynka w bordowej miniówce wraz z flagą w szachownice. Moje serce samoistnie przyspieszyło, wstrzymałam oddech...

-TRZY! DWA! JEDEN!

Z wypowiedzeniem ostatniego słowa ruszyłam z piskiem opon, oczywiście omijając blondynę. Dociskałam pedał gazu, aż do samego końca! Na liczniku już widziałam 150 km/h, 160 km/h, cyferki zmieniały się jak opętane. Butelkowe BMW było na równi ze mną. Ostatnie metry do ostrego zakrętu... Trasa wynosiła około 25 kilometrów, pod koniec trasy jechaliśmy przez miasto. W ostatniej chwili zredukowałam bieg do czwórki. Prędkość spadła do 100 i delikatnie - oczywiście jak na taką prędkość - zarzuciło mi tyłem. Zakręt dłużył mi się z każdą sekundą. Na końcówce wyprostowałam koła i wcisnęłam gaz. Prędkość ponownie zaczęła wzrastać, wbiłam piątkę. Jakby mnie teraz mój tata widział... powiedziałby, że za mało mam adrenaliny we krwi i chce zginąć. Ponownie zmieniłam bieg. Jadąc
250km/h myślę o jakiś błahostkach. Przez moją nieuwagę, przeciwnik znalazł się przede mną. Zaraz zaczyna się część zabudowana, ciężej będzie wyprzedać... muszę się skupić. KURWA! Nie przegram tego! Teren zabudowany a ja jadę
200 km/h, powoli go doganiam. Skrzyżowanie, szlak by to! Nawet przez moment nie zwolniłam. Za sobą jedynie słyszałam pisk opon przy hamowaniu... W końcu zrównałam się z kierowcą BMW. Powoli przesuwałam się na prowadzenie! Mój pierwszy wyścig, a już pokochałam uczucie buzowania krwi w żyłach, zaciskania rąk na kierownicy, krajobrazu rozmazującego się przez prędkość z jaką jadę i świateł odbijających się w szybie. Do końca zostały już niecałe dwa kilometry. Widzę grupę ludzi, wykrzykujących jakieś hasła, albo wiwatujących. Dokładnie pod sam koniec znalazłam się całkowicie przed moim rywalem i jako pierwsza przekroczyłam metę! Duma mnie rozpierała. Dopiero po jakiś 250 metrach stanęłam. Nakręciłam, podjechałam do butelkowego BMW i stanęłam na wprost niego.

Jeden dzień odbiegający od normy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz