EPILOG

127 7 8
                                    

Dni mijały, a ja stawałam się wrakiem człowieka.

Szpital opuściłam w poniedziałek rano, w towarzystwie ojca. Za spowodowanie wypadku pod wpływem „alkoholu" dostałam 50 godzin prac społecznych. W wynikach kwi miałam pół promila, chociaż wszyscy są świadomi, że w moich żyłach płynął nie tylko alkohol. Najwidoczniej nazwisko Fox otwiera wszystkie furtki, nawet prawne.

Zabawne, bo teraz jedyne o czym powinnam myśleć to świadomość, że mogłam umrzeć, natomiast moje myśli krążą wokół czarnowłosego mężczyzny o szmaragdowych oczach. O moich słowach skierowanych pod jego adres...

Nie potrafiłam spać przez koszmary nawiedzające mnie co noc... Eryk Smith z podciętymi żyłami stojący pośrodku nicości, patrzący w moje oczy. Jego twarz nie wyraża bólu, ani strachu. Zagląda w moją duszę butelkowymi tęczówkami, które krzyczą „To wszystko twoja wina, to twoja wina. Zabiłaś mnie..."

Dopiero po tygodniu odważyłam się przyjść do szkoły i zastałam tam niespodziankę. Nowa nauczycielka od matematyki.

Siedziałam w ławce, spoglądając w stronę biurka nauczyciela. Oczami wyobraźni widziałam szmaragdową zieleń wpatrującą się we mnie. Jednak rzeczywistość była inna... Wszystko się zmieniło, a w szczególności ja...

Świat istniał tylko w czarno-białych barwach. Szczęście dostarczały mi alkohol i papierosy.

Przestałam się uśmiechać. Nie miałam dla kogo pokazywać prawdziwej siebie. Mój wygląd przeszedł diametralną zmianę. Worów pod oczami nie dawał rady zakryć nawet najlepszy korektor. Ciuchy zmieniałam tylko z przymusu dziewczyn i w sumie wtedy brałam też prysznic.

Wpadłam w odchłań, która każdego dnia pochłaniała mnie głębiej. Wszystko przestało dla mnie istnieć. Zamknęłam się na świat.

Z ojcem rozmawiałam może raz na tydzień. Nie interesowało go, co czuję. Dla niego byłam tylko porażką, nic niewartym śmieciem. Niewartą uwagi przeszkodą.

Dopiero po dwóch miesiącach zrozumiałam, że idealizowałam jego osobę. Lecz było już za późno. Wtedy właśnie imprezy stały się dla mnie codziennością. Od tygodnia nie byłam trzeźwa. Zagłuszałam wyrzuty sumienia. Chciałam zniszczyć się tak, jak zrobiłam to mu. Pragnęłam poczuć ten ból, jaki zadałam jemu.

Pół roku od kiedy go nie widziałam. Pół roku bez mojej miłości. Pół roku przeżyte w nicości.

Dziewczyny postanowiły wyciągnąć mnie do kawiarni. Dzień zapowiadał się na słoneczny. Letni wiaterek rozwiał moje włosy. Dziś pierwszy raz uśmiechnęłam się bez przymusu. Przemierzałam chodnik w towarzystwie Livi i Soni. Słuchałam o ich nowych podbojach miłosnych, w szczególności Livi, bo Sonia postanowiła się ustatkować i od dwóch miesięcy jest ze Świstakiem... Nie zwracałam szczególnej uwagi na otoczenie, na twarze ludzi mijających nas. I może gdyby nie fakt, że pomogłam starszej pani zbierać zakupy i czerwone światełko, które zatrzymało nas na pasach, to siedziałabym już w kawiarni, popijając czarną kawę. Nie siedzę i nie popijam kawy, lecz stoję na środku chodnika, spoglądając na parę zmierzającą w naszym kierunku. Rudowłosa kobieta w okularach, trzymająca za rękę czarnowłosego mężczyznę, o jakże dobrze znanych mi zielonych oczach... Para bez zbędnego zwracania uwagi, wyminęła mnie, a ja?

Ja stałam jak ten cymbał i patrzyłam. To jedyne co mi pozostało. Łzy płynęły po moich polikach i nawet nie miałam ochoty ich ścierać. Teraz wiedziałam, jaki ból mu zadałam.

Jeden dzień odbiegający od normy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz