I

548 16 1
                                    

Trzy lata wcześniej

-Kochanie pamiętaj aby dzwonić codziennie.

Moja mama nigdy jakoś specjalnie się mną nie interesowała ale kiedy miałam wyjechać do szkoły na inny koniec kraju to zgrywa kochaną mamę. Kochałam ją na swój sposób trochę pokręcony ale kochałam. Wolałam jak widywałyśmy się tylko przy posiłkach. To był limit naszych spotkań, trzy razy dziennie przy jedzeniu zabawne nieprawdaż? W momencie kiedy przekraczałyśmy limit dochodziło do kłótni. W której używane były najgorsze synonimy jak i określenia. Jak to często bywa byłam córeczką tatusia, tylko mój ojciec wyjeżdżał w delegacje na dwa lub trzy miesiące, a jak wracał był tylko tydzień...

W ten oto sposób zdecydowałam się na prywatna szkołę z internatem. Moja rodzina nie była jakaś super bogata byliśmy przeciętni, domek w odrębnie miasta, z małą działeczką wokół czego można chcieć więcej?

Pilną uczennicą nigdy nie zostanę. Wiadomo miałam czwórki, piątki ale 45% ocen to trójki oczywiście szmaty też wpadały. Nie byłam i nigdy nie będę piątkową uczennica. Mam możliwości ale ja po prostu jestem leniwa. Czas, który mogłam poświecić na naukę wykorzystywałam na spotykanie się z moją najlepsza przyjaciółką Liv.

Liv, szurnięta blondyna. Kolor oczu zależny jest od humoru , w którym się znajduje. Szczęśliwa ma delikatny odcień błękitu, a jeżeli jest smutna lub co gorsza zdenerwowana ma szare oczy. Okulary nosi już od dwóch lat jak i aparat na zęby. Liv jest bardzo wysoka, różni nas ok. 25 cm. Ja mam metr pięćdziesiąt, wiec jak się domyślacie ona ma metr siedemdziesiąt pięć. Różnica jest... Tęskniłabym za nią przez te trzy lata dlatego przez całe wakacje trułam jej dupę, żeby poszła do tej samej szkoły. Dzięki tacie odziedziczyłam dar przekonywania ludzi.

-Julka? Słuchasz mnie?
-Tak mamo, będę dzwonić.
-Uważaj na siebie, nie bierz od nikogo narkotyków w sumie żadnych używek!
-Mamo...
-Dobra kochanie chodź się przytul i zmykaj do autobusu.
-Może będę tęsknić. -Posłałam jej ten mój firmowy uśmieszek, również odziedziczony po tatusiu.

Właśnie podjechał autobus. Kierowca wysiadł i załadował moje dwie ogromne walizki. Przy sobie zostawiłam tylko plecak ze słodyczami dla Livi i poduszkę do spania. Autobus był jeszcze pusty. Pewnie nasze domy były pierwsze na trasie. Odnalazłam wzrokiem te blond czuprynę i dosiadłem się do niej. Niestety mój towarzysz broni mnie porzucił i spał, a ja jako przykładna przyjaciółka zrobiłam to samo.

Obudziło mnie szturchniecie w rękę tylko czemu prawą, Livia siedziała od okna...

- Livia weź daj mi spokój, żarcie masz w plecaku. - Odpowiedziałam zaspana.
- Jak ktoś proponuje jedzenie to nie odmówię. - Chwila, chwila Livia jest kobietą a to był męski głos bardzo przyjemy głos,  ale jednak.

Powoli otworzyłam moje czarne zaspane oczy. Ukazał mi się naprawdę przystojny blondyn o kobaltowych oczach, ciemnej karnacji, trochę podobnej do mojej tylko ja byłam bardziej opalona. Zarysowana szczeka dodawała mu pikantności, nie wydawał się być bardzo umięśniony. Widać , że miał powodzenie u obu płci.

- Jedzenie jest dla Livi, a ty nie jesteś Livia... - Mówię zestresowana.
- Ohh co za spostrzegawczość - Pomyślałam, że zaraz nie wytrzymam. Mądrala się znalazł -Mam na imię Artur chodzę do drugiej klasy.
- Dobra mniejsza po co mnie budziłeś? - Pytam zdenerwowana.
- Mamy postój, a twoja koleżanka prosiła aby Cię obudzić.
- Mhm - Odpowiadam nie jasno.

Jeden dzień odbiegający od normy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz