4. Krople Zaczynają Się Stawać Częstsze

37 8 0
                                    

Była głodna, obolała i chyba już naprawdę te nogi jej odmarzły. Leżała tu tak długo w kompletnej ciemności. Nikt nie dał jej niczego do jedzenia ani do picia, nie miała też okazji załatwić reszty swoich potrzeb biologicznych. A najgorsze było to, że nawet nie mogła sama poszukać niczego w tej ciemności. Siły jej nie wracały. Nie dawała rady się nawet czołgać. Pocieszała się tym, że przynajmniej nie zjadły jej jeszcze szczury.

Chciała, żeby ktoś przyszedł, choćby po to, żeby ją torturować. Może wiedziałaby wtedy, czy jej szopka została już odkryta. A tak nie miała bladego pojęcia, czy to łamanie jej, czy zostawienie na śmierć z przyczyny nieprzydatności. Po prostu tkwiła w mroku, a w jej umyśle niepewność, strach i ból zlewały się w jedno.

Wydawało jej się, że mijały całe tygodnie, chociaż wiedziała, że to niemożliwe - nie dożyłaby przecież. Jednak każda minuta dłużyła jej się w godzinę, gdy tak patrzyła po prostu bezradnie w ciemność. Pragnęła już tylko śmierci, ale jeśli Voldemort jeszcze nie zauważył swojej pomyłki, trwała w gotowości, by grać dalej swoją rolę. Nie liczyło się to, czego chciała ona, ale co było słuszne. A śmierć nie wydawała jej się słuszna. Zwiększała ryzyko.

Dlatego nie pozwalała opadać powiekom, gdy jej ciało przeszywał gorszy ból i zdawało jej się, że to śmierć zanurza w niej swój zgubny miecz. Nie, musiała żyć, musiała.

W końcu znów usłyszała skrzypienie drzwi, które w jej uszach, od długiego czasu zatopionych w kompletnej ciszy, brzmiało niczym famfary.

- Lumos - usłyszała znany jej skądś głos, który bynajmniej nie kojarzył się jej dobrze. Po chwili w bladym świetle, rzucanym przez koniec różdżki, zobaczyła twarz obecnego dyrektora Hogwartu.

"To koniec - pomyślała z rozpaczą. - Czarny Pan najwidoczniej wszystko wykrył i kazał Snape'owi mnie zabić. Och, jak ja mogłam myśleć, że uratuję Ginny..."

Zamknęła oczy, oczekując na wszystko, cokolwiek miała ze sobą przynieść następna chwila. Jednak ku swemu zdumieniu zauważyła przez zmiany barw pod powiekami, że zamiast nagle wyprysnąć w jej stronę zielenią, blask pozostał biały i zbliżył się do niej znacznie, lecz powoli. Poczuła jak silna dłoń byłego profesora od eliksirów ściska jej nadgarstek.

- Czy mnie panna słyszy, panno Chang? - spytał, puszczając jej rękę. Zdumiona uniosła powieki i zamrugała. Światło oślepiało ją, zwłaszcza teraz, gdy znajdywało się tuż nad nią. Z początku nie chciała odpowiadać, ale po chwili stwierdziła, że choćby tego nikt nie miał docenić, odejdzie przynajmniej zachowując kulturę osobistą.

- Tak, panie profesorze, słyszę pana - bardziej wyświszczała, niż powiedziała. Pokiwał głową bez zbędnych słów. Wyjąwszy jakąś fiolkę, podsunął ją Cho do ust, jednocześnie unosząc lekko głowę dziewczyny. Chang wiedziała, że cokolwiek to jest, w końcu i tak ją zmusi do wypicia tego, jednak nie potrafiła sama z siebie otworzyć ust.

- Pij, Chang, gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już na wejściu, nie jestem Belką Szaloną - warknął dyrektor. Posłusznie uchyliła usta, a on natychmiast wlał całą zawartość fiolki prosto do jej gardła. Zakrztusiła się, ale udało jej się nie udusić. Tymczasem Snape puścił jej głowę niezbyt delikatnie. Wyjął jeszcze z kieszeni jakiś inny flakon i wylał sobie z niego trochę jakiejś oleistej cieszy na dłoń. Następnie posmarował jej ową substancją kończyny. Skończywszy to wszystko, wstał i wyszedł bez słowa.

Burza SprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz