24. Piorun Dosięga Życia

28 5 4
                                    

Stał nad nią. Nie wywieziono jej z Hogwartu. Przeniesiono ją tylko najdalej jak można było od potencjalnych miejsc walki. Czuć od niej było coś, co sprawiało, że najpierw przytargano ją tu za nim, a potem pozostawiono. Sam o to prosił. Czuł, jakby coś nad nią wisiało niczym czarna chmura, z której lada chwila runie grad. I jakoś desperacko chciał, by była blisko. Na jej nieszczęście. Widocznie los tego chciał.

Spała wyjątkowo spokojnie. Gorączka wyczerpała ją i nie miała już sił się miotać. Wyglądała najnormalniej od czasu, gdy ją znaleźli w lochach Malfoy Manor. Ale to mu nie pomagało.

Wahał się. Czuł, że nie powinien, czuł, że Dumbledore by to zrobił bez wahania, czuł, że tak będzie lepiej przecież też dla niej, bo przestanie cierpieć, ale... Jakaś niewidzialna ręka przyciskała jego rękę do boku. Po prostu fizycznie nie mógł unieść różdżki na tą niewinną i niespodziewającą się niczego istotę, naprawdę nie potrafił...

Zakwiliła cicho. Chyba znów w jej snach działo się coś straszniejszego, bo nawet zacisnęła słabe palce na kocu, na którym leżała. Co widziała? Voldemorta? Lestrange? Malfoy'ów? A może... No właśnie... Może głównym bohaterem jej koszmarów był on, Harry James Potter, Złoty Chłopiec, Który Przeżył...? Który ma przeżyć ją...? Bo odbierze jej ten najcenniejszy dar, jakim jest możliwość istnienia...?
Nie dbał o nią nigdy - to był niestety fakt. Nie opiekował się nią tak, jak tego potrzebowała i jak na to zasłużyła. Zamiast tego złamał jej serce i... Doprowadził do tego, że przeszła to piekło i... Że teraz musi zginąć.

To wszystko jego wina. Jego cholerna wina.

Czemu ma wykonać wyrok na niej, gdy należałoby jego ukarać za te wszystkie tragedie...? Ludzie uważają go za bohatera, ale tak naprawdę... On był i zawsze będzie tylko szczęściarzem, żerującym na nieszczęściu innych. Ile jeszcze będzie musiało zginąć, by ta idea, którą wszyscy nazywali słuszną, się spełniła...? Może ta sprawa była wspaniała, jednak środki, jakimi chciano ją wprowadzić w życie, mimo całego jego zaufania do Dumbledore'a napełniały go coraz większymi wątpliwościami.

Gdzie się kończył obowiązek, a gdzie zaczynała zbrodnia? Czy dobro moralne można osiągnąć przez brak moralności? Jak nazwać to, co zaraz miał zrobić? Poświęceniem czy zbrodnią?

Znów pisnęła jak małe kociątko. Była taka bezbronna. Pewnie przez jej niemalże przeźroczystą skórę przypominała obłok, który można rozwiać jednym tchnieniem, jednak jest tak piękny, że aż chce się go chronić przed nawet naturalnym wiatrem, a co dopiero zniszczyć. Miał się nią opiekować, a nie ją skatować...

Upadł na kolana. Coś w nim pękło. Dygotał jakby w agonii. Powoli podniósł rękę z wycelowaną w dziewczę różdżką. Zacisnął powieki, nie mogąc patrzeć na to, co się miało zaraz stać. Żeby nie chybić przytknął koniec różdżki w bok dziewczyny. Zrobiło mu się duszno i ciężko.

- Av... Avada kedavra... - wybełkotał, szlochając i nie mając nawet pojęcia, czy tak beznadziejnie wypowiedziane zaklęcie zadziała. W głębi duszy pragnął, by się nie udało, chociaż rozum zagłuszał to życzenie cytatami z świętej pamięci Dumbledore'a.

Zielone światło błysnęło tak jasno, że jego kolor był całkowicie wyraźny nawet pod jego powiekami. Chrapliwy oddech ucichł. Ba, zamilkł tak nagle jakby to Harry momentalnie ogłuchł.

Rozpacz wstrząsała chłopakiem jak kopnięcia elektryczne i rozpływała się po jego krwiobiegu jak palący jad. Zrobił to. Zrobił to do cholery. Zrobił to, czego wszyscy od niego oczekiwali. Zabił Cho Chang. Odebrał jej święte życie. Czy to nie upodabniało go do Voldemorta...? Co decyduje, że jakiś mord jest usprawiedliwiony, a co że nie...? Czyżby źle zrozumiał Dumbledore'a...? Nie, niemożliwe, przecież dyrektor robił to samo, tylko posługując się cudzymi rękami.

Kim jest bohater...? Na pewno w tym momencie nie był nim Harry Cholerny James Potter. On właśnie stał się w swoim własnym mniemaniu plugawym zbrodniarzem. Znienawidzi każdego, kto jeszcze kiedyś go za cokolwiek pochwalił. Nie zasługiwał na tą sławę, jaką posiadał. Właśnie sobie to dogłębnie uświadomił.

Otworzył oczy. Nienawidził siebie, ale była jeszcze jedna osoba, której nienawidził bardziej za przykładem Dumbledore'a. Czarny Pan, Lord Voldemort, Tom Marvolo Riddle... Jakimkolwiek imieniem go nazwą i zapamiętają potomni dla Harry'ego zawsze będzie tym, który zapoczątkował wszystkie nieszczęścia. Niech czuje ból. Niech patrzy, jak zostaje mu odebrane wszystko, co posiada. Niech zapłacze z rozpaczy, jak teraz płakał Harry.

W sercu młodzieńca rozgorzało coś straszniejszego niż jakiekolwiek uczucia, których doświadczają ludzie - rozpacz, nienawiść i chęć zemsty.

Burza SprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz