Stali naprzeciw siebie. Spojrzenie przeciw spojrzeniu. Różdżka przeciw różdżce. Śmierć przeciw śmierci. Zemsta przeciw zemście.
Promienie światła. Zieleń i czerwień. Dwa kolory kojarzone przez prosty lud ze złem. W tym momencie każdy, nie tylko Marietta Edgecombe, zastanawiał się, czy tak naprawdę nadal są strony dobra i zła, czy może jednak nienawiść po prostu walczy z nienawiścią. Czy można mówić o wygranej, gdy tak naprawdę niczyje serce nie napełni się światłem, a tylko wszystkich pochłonie mrok...?
Rzecz, której Cho najbardziej nie mogła znieść - nienawiść, panowała wszem i wobec jako cesarz prowadzący kraj ku upadkowi. Jednak każda władza ma mniejszą lub większą opozycję. Byli tu jeszcze walczący dla dobra. Ron, Luna, Neville, Dean, Padma, nowa Marietta... Z pewnością członkowie Zakonu Feniksa i Gwardii Dumbledore'a pragnęli pokoju i sprawiedliwości. Po prostu nie mieli pojęcia, co kierowało ich liderem, ich nadzieją, ich niemalże wiarą.
Jednak ktoś dostrzegł ten błysk w oczach wybrańca. Kogoś to sparaliżowało. Komuś to zadało taki ból, że przypomniał sobie wszystko, czego zapomniał. Ta osoba wbrew wszelkim nakazom zdrowego rozsądku, który w jej głowie jeszcze nie zdążył się zadomowić, rzuciła się biegiem w stronę Pottera.
Nikt się nie wychylił by ją powstrzymać. Nikt nie śmiał. Mknęła niczym strumień ożywczej wody przez wyschnięte pole. Tak jasna i czysta jak światło oraz tak pełna trwogi i delikatna jak mgła. Ktoś mógłby ją strącić z drogi jednym dmuchnięciem. Ale nikt tego nie zrobił. Powstrzymywała przed tym jej aura, pochodząca jakby z innego świata.
Harry poczuł nagły ciężar, gdy ktoś zawiesił się na jego boku. "Co za nowe przekleństwo" - pomyślał, odwracając na chwilę wzrok od Voldemorta. Omal nie dostał zawału.
Czy to śmierć? Któż inny mógłby po niego przyjść, ukazując mu oczy ukochanej dziewczyny? Zatopił się w ich ciemnej czekoladzie. Były takie zdrowe, takie przytomne, mimo że nieco zamglone. Gorzały miłością i troską jak gotujące się kakao. Kipiały od wewnętrznej dobroci, wypuszczając na policzki strużki łez. Kiedyś tak bardzo nienawidził, gdy płynęły, jednak teraz wprawiły go w takie uniesienie, że musiał je aż ucałować. Mówiły mu: "To twoja Cho, twoja jedyna, zdrowa i kochająca cię całym sercem Cho".
- Harry, jesteś bohaterem, dobrym człowiekiem, twoją siłą jest miłość, twoja i nas wszystkich, pamiętaj - szepnął anioł w postaci najwspanialszej kobiety, jaką poznał. Zapomniał o całym świecie.
Linia zwalczających się zaklęć urwała się. Voldemort korzystając z nieuwagi Złotego Chłopca zaśmiał się i rzucając po raz kolejny klątwę śmierci, zasyczał:
- Widzę, że moja zemsta dosięgnie was obojga, dokładnie tak, jak sobie obiecałem. Patrzę tak na was, cóż za słodki obrazek - zarechotał. Harry zwrócił ku niemu swój wzrok, przygarniając do siebie Cho. - Jest to znacznie śliczniejsze niż twoi rodzice, Potter. Znacznie bardziej, hmm... Romantyczne, ha ha! Obok siebie, jakby na tacy... - Zamachał różdżką z lubością szaleńca. - Avada kedavra!
- Expelliarmus! - krzyknął Wybraniec, tuląc do siebie Cho tak, by ochronić ją przed iskrami ścierających się uroków.
Dziewczyna przylgnęła do niego całym swoim ciałem, modląc się o to, by albo zwyciężył, albo mogła umrzeć razem z nim. Nie rozumiała jeszcze do końca, co się dzieje wokół, jednak czuła, że potem będzie już koniec.
CZYTASZ
Burza Sprawiedliwości
Fiksi PenggemarAlternatywna rzeczywistość, w której II Wojna Czarodziejów poza wiciami szlamcowników jest poprzeplatana naelektryzowaną siecią intryg. Burza nadchodzi. Niektóre nici zerwą się, inne zaczną parzyć wszystkich dookoła. Wszystko zależy od rozdania kart...