- Jeszcze raz dziękuję, panu profesorowi za pomoc Cho, nawet jeśli ona nie jest zbytnio w stanie, to wiem, że też by panu podziękowała - wybełkotał niezręcznie Harry, wiedząc jak ta część "od niego" nieszczerze brzmiała. - No i em... Dziękuję za uratowanie nam wszystkim... Życia? Tak, chyba tak...
Stali naprzeciw siebie na korytarzu w szpitalu świętego Munga. Snape zaskoczył wszystkich swoim pojawieniem się tu tak samo, jak tym, że żył. Harry miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje z niezręczności. Ron i Luna to mieli dobrze, że mogli sobie tak po prostu uciec i gdzieś tam gruchać do siebie w kącie niczym gołąbki. Nawet nie dostrzegali zabójczych spojrzeń, które im wysyłał kątem oka.
- Gdyby nie pan - ciągnął dalej chłopak, mając wrażenie, że jest mu wykrztusić coś z siebie jeszcze trudniej niż pierwsze swoje wypowiedzi skierowane do Cho - pewnie umarłaby... A na pewno nie przyszłaby do mnie wtedy i... Zresztą, mniejsza z tym. Właściwie, dlaczego pan nas wszystkich tak oszukał z tą swoją śmiercią? I dlaczego później pojawił się w idealnie odpowiednim momencie, żeby postawić na nogi Cho?
- Bardzo jesteś ciekawski, Potter - stwierdził mistrz eliksirów, patrząc na niego z takim politowaniem, że w Harry'm krew się aż gotowała. - Może dlatego, że sam nie umiesz pomyśleć. Tak... To dość logiczne. A więc po pierwsze gdyby sytuacja nie była tak dramatyczna, być może wcale nie wysłuchałbyś mojej prośby o zabranie łzy do myśloodsiewni, bo i po co. Po drugie było to bezpieczniejsze ze względu na to, że, jak uczciwie przyznaję, razem z dyrektorem Dumbledore'm popełniliśmy błąd i omal nie wysłaliśmy cię na pewną śmierć, a więc jeśli Voldemort nie byłby pewien mojej śmierci, nie byłby też taki pewien swego zwycięstwa, co mogłoby się źle skończyć, a ze względu na to, że uznawaliśmy cię za horkruksa, było prawdopodobne, że Czarny Pan dowiedziałby się przez wejście do twego słabego umysłu o wszystkim.
- Ach... - wyjąkał Harry, nieco skołowany przydługim punktem drugim. - A czemu pan, em, przyszedł?
Uniósł brwi i popatrzył na niego ironicznie.
- Bo lubię panu uprzykrzać życie, panie Potter - stwierdził sarkastycznie. - Muszę komuś coś zwrócić - mruknął po chwili pod nosem jakby zamyślony. Co Harry'ego niemal przeraziło, na kamiennej twarzy swojego byłego profesora dostrzegł cień lekkiego uniesienia ust.
* * *
Czarnowłose dziewczę leżało w łóżku pod wpływem eliksiru słodkiego snu. Miarowy oddech i spokojna twarz Cho sprawiły, że nie do końca legalnemu gościowi zrobiło się lżej na duszy. Dobrze wrył mu się w pamięć widok jej wyczerpanej, obolałej i zrozpaczonej. Teraz wyglądała zgoła inaczej. Czuł, że długo na tych ustach nie pojawi się jeszcze szczery uśmiech, ale już wpłynął na nią spokój, który panował wokół niej. Jeśli wszystko potoczy się dobrym torem, niedługo i wewnątrz niej zapanuje pokój. Chociaż... Walka z przeszłością nie jest taka prosta, sam o tym wiedział najlepiej.
Ale ona miała przyjaciół. Potter się nią zaopiekuje, tak, raczej. Jeśli nie, to źle na tym wyjdzie i Severus już o to zadba. Nie dopuści, by kolejna osoba się stoczyła przez złamane serce. Ale czy ona mogła? Nie, właśnie tym mu zaimponowała. Chroniła osobę, która jej nienawidziła... Czyż to nie interesujące? Cierpiała, niby dla Pottera, ale jednak... Nie skorzystała z okazji by się zemścić i to nie dlatego, że była słaba, lecz dlatego, że kierowała nią jakaś siła, która pozwalała jej na rzeczy niezwykłe. Przypominała mu trochę Lily. Albo po prostu doszukiwał się podobieństwa.
Położył na stoliku nocnym elegancką różdżkę z ciemnego drewna. W końcu wracała do właścicielki jako znak powrotu do wolności. Umysł dziewczyny potrzebował jeszcze wiele czasu, by wrócić do zwykłego stanu, może lat, ale kiedyś stąd wyjdzie, stanie w świetle słońca, uniesie swoją różdżkę i świat ujrzy jedną z największych bohaterek wojny, Cho Chang, dziewczynę, która poświęciła całą siebie, nie otrzymując nic w zamian. Snape nie sądził, by została doceniona przez ludzi, nie, masy nigdy nie zwracały uwagi na prawdziwych bohaterów. Jednak pokładał nadzieję, że ona zrozumie kiedyś, że zwyciężyła swoją wojnę i że nie będzie jej nigdy ścigać poczucie winy lub niespełnienia.
Wyjął z kieszeni kopertę i popatrzył na nią. Nie wiedział, czy chce to zrobić. Nie lepiej dla wszystkich byłoby po prostu zniknąć na zawsze? Już samo przychodzenie tu nie stanowiło najlepszego pomysłu, a co dopiero... Jednak ta Krukonka wyróżniała się w jego oczach. Może więc rzeczywiście pomyśli o nim kiedyś i zechce dowiedzieć się, gdzież on się obraca. Zacisnął zęby i wsunął papier pod jej poduszkę. Może nigdy nikt go nie przeczyta, może spadnie gdzieś i zakurzy lub zostanie podarty. Ale zawsze można zostawić... Co mu to zaszkodzi przecież...
Szybko wyszedł z pokoju, rzucając jeszcze jedno wyjątkowo ciepłe spojrzenie w stronę śpiącej.

CZYTASZ
Burza Sprawiedliwości
FanficAlternatywna rzeczywistość, w której II Wojna Czarodziejów poza wiciami szlamcowników jest poprzeplatana naelektryzowaną siecią intryg. Burza nadchodzi. Niektóre nici zerwą się, inne zaczną parzyć wszystkich dookoła. Wszystko zależy od rozdania kart...