Tykanie wskazówek zegara nad drzwiami Wielkiej Sali zdawało się wryć Lux tak głęboko do głowy, że już nigdy nie przestanie go słyszeć. Jej nerwowe kroki zsynchronizowały się z zegarem, czego, jak miała nadzieję, nie było słychać w Wielkiej Sali. Wypierała ze świadomości głos Tiary Przydziału, a potem kolejne i kolejne okrzyki radości uczniów poszczególnych domów, że dostali nowego członka. W końcu zabrzmiał spokój, ulubiony dźwięk Lux, a Dumbledore rozpoczął wygłaszanie przemówienia, które zaczęło docierać do niej dopiero, gdy usłyszała znajome nazwisko.
- Profesor Lupin nie będzie was już uczył obrony przed czarną magią, ale, jak już pewnie wiecie, mamy wspaniałe zastępstwo. Osobę bardzo kompetentną, za którą ręczę całym sercem.
Nie nazwałaby samej siebie osobą kompetentną, więc nie była pewna, czy to jej sygnał na wejście. Spojrzała na ogromne drzwi i pomyślała alohomora, a one rozwarły się, robiąc jej przejście. Lux zastanowiła się, czy to zaklęcie ma także jakieś ukryte działanie wyciszające, bo cała sala, łącznie z Dumbledorem, zamilkła. Nowa nauczycielka ruszyła przed siebie, teraz już nawet nie próbując wyciszyć stukania butów, a jej brudna czarna peleryna sunęła za nią niczym wąż.
- Ale zajebiście wygląda - odezwała się dziewczyna z czarnymi włosami przy stole Ślizgonów.
Lux puściła do niej oczko, a z twarzy dziewczyny odpłynęły kolory. Zatrzymała się przed mównicą, znad której patrzył na nią Dumbledore'a, i ukłoniła się lekko. Wyraz twarzy starca złagodniał.
- Kochani uczniowie, profesor Lux Hardbrooke, wasza nowa nauczycielka obrony przed czarną magią.
Zawrzały ochocze oklaski ze stołu Ślizgonów i Puchonów. Krukoni bili uprzejmie brawo, ale przyglądali jej się uważnie, a Gryfoni szeptali coś między sobą.
Dumbledore wskazał jej miejsce przy stole grona pedagogicznego pomiędzy profesor Sprout, która uczyła Lux, gdy ta była jeszcze uczennicą w Hogwarcie, a Severusem Snapem. Nie trzeba było być geniuszem, by stwierdzić, że Lux nie pasuje do grona pedagogicznego ani aparycją, ani reputacją, ani charakterem. Minerva McGonagall wyglądała jakby ze wszystkich sił powstrzymywała się przed daniem jej szlabanu, Flitwick unikał jej wzroku, Trelawney gapiła się przez szkiełka okularów, które jeszcze bardziej powiększały jej absurdalnie wielkie oczy, a Lux sama nie wiedziała, co z tego było najgorsze. Ostatecznie usiadła na wskazanym miejscu bez słowa, a Dumbledore kontynuował przemowę. W miarę upływu czasu, coraz mniej uczniów wgapiało się w nią błyszczącymi od blasku świec oczami, a ona sama szybko straciła zainteresowanie ucztą powitalną.
- Kopę lat, Severus - zagadnęła zgryźliwie.
Snape nie dał po sobie poznać, czy ją usłyszał. Szukał wzrokiem kogoś przy stole Gryfonów, a gdy jego oczy się zatrzymały, nieznacznie rozchylił wargi.
- Nie jesteśmy znajomymi, Hardbrooke. Twoja przynależność do Slytherinu jest obrazą dla mojego domu i wolałbym, żebyś nie informowała o tym fakcie moich podopiecznych.
- Co jest, Smarkelus, boisz się, że opowiem im coś z twojej przeszłości? Albo że przeciągnę ich na złą stronę mocy?
Snape odwrócił się do niej, a ona doskonale przeczuła, jakie ma zamiary. Zamknęła umysł, zanim zdążył zaatakować ją legilimencją. Widząc zdziwienie na jego twarzy, wyszczerzyła zęby.
- Nic na mnie nie masz.
- Imponujące, doprawy - rzucił sucho. - Nauczyli cię tego w Azkabanie?
Przemówienie Dumbledore'a zostało przerwane oklaskami, a chwilę później prefekci wykrzykiwali wskazówki, chcąc zapanować nad tłumem nowych, wystraszonych uczniów. Nauczyciele również zaczęli wstawać, ale Lux pozostała w miejscu, obserwując przepychanki uczniów w drzwiach Wielkiej Sali z zafascynowaniem. Hogwart. Nigdy nie myślała, że będzie jej dane tu wrócić.
Gdy Snape położył ręce na blacie, z zamiarem odsunięcia krzesła, stanęła przed nimi profesor McGonagall.
- Severusie wybacz mi tę bezpośredniość, ale uczta powitalna to nie miejsce na zaczepki słowne. Natomiast po tobie, Hardbrooke, nie spodziewałabym się niczego innego, ale najwyższy czas dorosnąć. Musisz się dostosować do pewnych panujących tu zasad.
- Zasady - prychnął Severus - To dla naszej nowej koleżanki obce pojęcie.
Lux odchyliła się na krześle.
- Minervo, nie jestem już twoją uczennicą, więc wybacz, nie będę słuchać twoich kazań.
Brwi pani McGonagall uniosły się tak, że zniknęły pod kapeluszem.
- Wypraszam sobie, nie jesteśmy po imieniu.
- Więc od teraz proszę mi mówić profesor Hardbrooke.
McGonagall pokręciła głową z rezygnacją.
- Nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo bezczelna, jak czternaście lat temu.
Snape, który był już prawie w połowie sali, odwrócił się.
- Może gdyby nie uganiała się za równie bezczelnym Gryfonem, wyszłaby na ludzi.
Coś zaćmiło w głowie Lux. Na krótką chwilę zrobiło jej się czarno przed oczami, zamajaczył przed nimi tylko zarys jednej sylwetki. Potrząsnęła głową i, niewiele myśląc, chwyciła ze stołu pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce; zielone jabłko i cisnęła nim ponad kapeluszem McGonagall, w Snape'a. Jabłko zatrzymało się w locie na wysokości mównicy i pękło, a zamiast pestek wysypał się z niego brokat.
- Wystarczy - Powiedział spokojnie Dumbledore, chowając różdżkę. - Lux, czy możemy porozmawiać u mnie w gabinecie?
I skierował się w stronę drzwi, nie czekając na odpowiedź. Lux wyminęła McGonagall i podążyła za dyrektorem. Mijając Snape'a, usłyszała jak mruczy pod nosem:
- Słaby będzie z niej pożytek jeśli w emocjach sięga po jedzenie, zamiast różdżkę.
Obiecała sobie, że odpowie mu na to innym razem. Dogoniła Dumbledore'a dopiero na schodach. Szedł z rękami splecionymi na plecach, jakby głęboko nad czymś dumał. Korytarze były przyjemnie puste. Wszystkie dzieciaki siedziały w pokojach wspólnych i na pewno dyskutowały na jej temat.
- Miętówkę? - spytał Dumbledore.
Zdezorientowana Lux potknęła się o schodek. Zatrzymała upadek ręką i pokręciła głową. Broda Dumbledore'a zafalowała.
- Pierwsza zasada dobrego aurora, nigdy nie trać czujności. - powiedział miło.
- Przecież mnie pan nie zaatakował...
...a ja nigdy nie zostałam aurorem, dokończyła w myślach, a Dumbledore skinął nieznacznie głową, zupełnie jakby to usłyszał.
Weszła na schody za posągiem Feniksa, przeklinając w myślach ten cały przepych.
- Jest jakiś powód dla którego wzywa mnie pan do swojego gabinetu, czy robi pan ten ruch, który nazywam "typowym Dumbledorem"? - spytała, gdy schody same prowadziły ich do góry niczym winda.
- A co to takiego? - zaciekawił się dyrektor.
Lux odgarnęła włosy z twarzy.
- Typowy Dumbledore to zjawisko, gdy się prosi kogoś o przysługę, tak jak pan mnie o zostanie nauczycielem, a gdy osoba się zgodzi, to okazuje się, że ma pan ukryty plan, z którego teraz już za późno danej osobie się wycofać.
Schody zatrzymały się gwałtownie. Brakowało tylko typowego dla windy dzwoneczka informującego o końcu podróży.
- Ach tak - Dumbledore wygładził wąsy w zadumie. - No więc tak, myślę, że można to nazwać typowym Dumbledorem.
Drzwi do gabinetu otworzyły się przed nimi. Nic się w nim nie zmieniło od czasu, gdy Lux była tu po raz ostatni. Każda pojedyncza książka pozostała w tym samym miejscu. Jedynie feniks był znowu młody, a twarze portretów dawniej nie wykrzywiały się ze zgrozą na jej widok. No i gdy była tu ostatnim razem, na żadnym z foteli nie spał mężczyzna w krótkich włosach i wielkiej bliźnie na twarzy.
Rozpoznanie go zajęło Lux nie więcej niż pół sekundy. Jej blada twarz zaczerwieniła się gniewnie i zrobiło jej się tak gorąco, jakby gotowały się jej wnętrzności. Obróciła się gotowa do wyjścia, ale złoty posąg feniksa się za nimi zatrzasnął.
- Alohomora - powiedziała, a gdy to nie zadziałało, odwróciła się do Dumbledore'a - Wypuść mnie!
- Usiądź, Lux.
- DUMBLEDORE OSTRZEGAM, NIE TESTUJ MOJEJ CIERPLIWOŚCI.
Krzyk Lux wybił mężczyznę ze snu. Zerwał się i wyciągnął różdżkę, mierząc w ich stronę. Pomimo upływu lat, niewiele się zmienił odkąd spotkali się po raz ostatni. Nadal miał zaniedbany strój, wory pod oczami i wygląd bardzo zmęczonego życiem człowieka. Na widok Lux zwiesił ramiona, jakby patrzenie na nią było dla niego ogromnym wysiłkiem. Zaczął obniżać różdżkę, ale się zawahał.
Dumbledore odchrząknął.
- Remusie, to jest Lux Hardbrooke - wypowiedział zdanie, którego wcale nie musiał wypowiedzieć. - Lux, Remus Lu...
- Wiem kim on jest - przerwała mu wzburzona czarownica. - To wilkołak.
W odróżnieniu do Lupina, ona się nie zawahała. Jej wyprostowana ręka mierzyła różdżką prosto w czubek głowy Lupina. Westchnął ciężko.
- Posadzenie naszej małej buntowniczki obok Severusa nie było dobrą decyzją, Dumbledore. Poddenerwował ją, i ona teraz ma dalej ochotę obrzucać się z kimś wyzwiskami. Sorry, Lux, ale ja odpadam. Jestem na to zbyt zmęczony i już odrobinę zbyt dojrzały.
Opadł ponownie na fotel, odwróciwszy się od niej, jakby zupełnie go nie obchodziło, jak bardzo kusi ją rzucenie crucio na jego słabe ciało.
Dumbledore usiadł naprzeciwko i poczekał aż Lux zajmie ostatnie wolne miejsce. Oceniła szybko sytuację. Nie miała dokąd uciec, a zdążyła dobrze poznać Dumbledore'a przez pięć lat edukacji - jak on czegoś chce, to to dostaje. Chcąc jak najszybciej mieć to z głowy, usiadła na skraju fotela z postanowieniem, że cokolwiek Dumbledore jej każe zrobić, odmówi.
- Zaprosiłem tu Remusa z dwóch powodów - oznajmił dyrektor. - Po pierwsze, i wbrew pozorom mniej ważne, ponieważ był wyśmienitym nauczycielem obrony przed czarną magią. Pokaże ci dokładnie, co uczniowie już umieją, czego ty masz ich nauczyć, jaki jest system oceniania i możliwości dzieciaków. Ogólnie rzecz ujmując, powie ci wszystko, co musisz wiedzieć o swojej posadzie.
Remus skinął głową, a z wyrazu jego twarzy łatwo dało się wyczytać, że też nie jest zachwycony tą perspektywą. Najwyraźniej i on nie umiał odmawiać dyrektorowi. Z racji braku komentarza ze strony dziewczyny, Dumbledore kontynuował:
- Jak pewnie doskonale wiesz, Harry Potter chodzi do czwartej klasy. Znasz jego historię, prawda? James...
- Nie wracaj do tego - warknęła Lux, przyciskając sobie dłoń do skroni.
CZYTASZ
Nikt cię nie zapraszał
FanfictionPo pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną decyzję o zatrudnieniu jej na stanowisku nauczyciela obrony przed czarną magią. Niewiele osób zna p...