Rozdział 1

2.3K 199 14
                                    

Kilka dni wcześniej 

— Ty hipokryto, ty pieprzony samolubie. 

Drzwi do mojego biura w restauracji otwierają się na oścież. 

— Co ty, do cholery, wyprawiasz? — zadaje pytanie.

Powoli podnoszę się z fotela, na którym jeszcze chwilę temu siedziałem. Przelotnie zerknąłem na cyfrowy zegarek, który stał na moim biurku. Praca pochłonęła mnie tak bardzo, że nie zorientowałem się, że jest już po siedemnastej w piątkowe popołudnie. 

Zmarszczyłem czoło już nie pierwszy raz tego dnia. Od  rana próbuję dodzwonić się do przyjaciółki z dzieciństwa - niestety bezskutecznie. 

— Wychodzi na to, że w ogóle cię nie znam, Alessandro. Kim ty, do cholery, jesteś? Kim się stałeś? 

Nozdrza brata Giny falują jak fale na morzu. Ręce ma zaciśnięte, ale wciąż wiszą mu wzdłuż ciała. 

— Hej, uspokój się, stary — mówię.— To ty wpadłeś tutaj jak  stado bydła. Powiedz wprost o co mnie oskarżasz, albo stąd wyjdź. Nie będę bawił się w zgadywanki. Nie mam ani na to czasu, ani ochoty.

Federico czerwienieje na twarzy. Na szyi uwydatniają mu się żyły. To drugi raz w życiu, kiedy widzę go w takim stanie. Po raz pierwszy pałał do mnie taką nienawiścią gdy zostawiłem jego siostrę.  Od tamtego czasu upłynęło dobrych kilka lat, a ja musiałem dzień po dniu wysilać się aby spróbować odbudować z nim dawną relację. Co więcej miałem wrażenie, że mi się udało.

— Wcześniej nigdy nie posądziłem cię o to, że być możesz jesteś skretyniałym dupkiem, ale najwidoczniej miałem o tobie zbyt dobre zdanie — warczy. 

Próbuję domyślić się czym tym razem zawiniłem w jego mniemaniu. Byłem przekonany, że nie może wiedzieć o tym, że ponownie zbliżyłem się do jego siostry. Sami ledwo umieliśmy określić co łączy nas tym razem. 

Wybijam palcami rytm i próbuję zachować spokój ducha. Tylko ze względu na Ginę. 

— Udam, że tego nie słyszałem. — Patrzę mu w rozszalałe oczy. — W tej chwili to ty zachowujesz się jak niewychowany kundel. 

Zanim zdążę wykonać chociażby jeden krok w jego stronę on doskakuje do mnie i uderza mnie pięścią w brodę. 

Kurwa mać!

Odpycham go od siebie. Przez chwilę mam wrażenie, że widzę gwiazdy. Jak na policjanta przystało miał znakomity prawy sierpowy. Próbuję ruszyć szczęką. W ustach czuje metaliczny posmak krwi. Federico chwyta mnie za marynarkę i przyciska do ściany.

— Dawałem ci wskazówki.  Od lat nakłaniałem cię, abyś wreszcie ruszył dupę, i porozmawiał z moją siostrą. — Głos lekko mu się podłamuje. — Dlaczego mnie nie posłuchałeś? Dlaczego skazałeś ją na cierpienie? Gina... umarła... umarła za życia, Alessandro! — Łzy zaczynają cieknąć mu po twarzy. — Straciłem siostrę. Straciłem swoją połówkę i teraz znowu mogę ją stracić. Tym razem nieodwracalnie. Gdyby nie twoje decyzje — jej życie wyglądałaby inaczej. Poświęciła się dla nas wszystkich. Utraciła siebie! Myśląc, że postępuje właściwie. Bo taka już jest. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała dobro innych i ty o tym wiesz najlepiej... 

Przestajemy się szarpać. Widzę jego bezsilność. Przyjaciel puszcza mnie nagle jakby się oparzył. 

— O czym ty mówisz? — krzyczę. — Dlaczego zachowujesz się tak jakby Ginie groziło jakieś niebezpieczeństwo? 

Federico garbi się i odchodzi kawałek. 

— Skoro powiedziałeś A to czas, żebyś wreszcie powiedzieć B —  warczę.  — Gdzie ONA jest? — pytam agresywnie. 

Mężczyzna wyciąga z kieszeni marynarki pognieciony list. Wyrywam mu go z dłoni. Na kopercie rozpoznaje pismo Giny. 

Przestaje oddychać!

 Serce próbuje wyskoczyć mi z piersi, gdy go rozkładam i zaczynam czytać. Wyraz po wyrazie. Literka po literce... Każdy jedno słowo napisane przez nią chwyta mnie za serce. Muszę przytrzymać się krzesła. Czuję łzy pod powiekami. Oddech staje się płytki, a ręce mi wilgotnieją.  W tej jednej chwili oczami wyobraźni widzę jej uśmiech. Potrafię usłyszeć jej śmiech. Spoglądam na przyjaciela i widzę w jakim jest stanie. Sam ledwo powstrzymuje łzy. Wracam spojrzeniem do kartki papieru. Jeszcze kilkakrotnie czytam jego zakończenie. 

Pewnie zastanawiasz się co z nami... Zawsze byłeś tylko ty. Na mały paluszek, Alessandro.

Kochaj życie tak jak ono kocha ciebie.

Ilekroć za mną zatęsknisz wyciągnij album. On przypomni ci o wszystkim co razem przeżyliśmy. Czas żebym odłożyła długopis. 

Wiem już, że nic nie będzie takie jak przedtem. Mój świat zmienił się w jednej sekundzie. 

— Federico... — zaczynam. — Zabierz mnie do niej. Zabierz mnie do Giny. 

Pierwszy raz poczułem, że tym razem mogę stracić ją na zawszę. Moje kłamstwa zabijają ją. Z całej siły kopię w kręcony fotel. Z piersi wyrywa mi się ryk. 

— Gina przeszła operację. Jest nieprzytomna. 

Lampki w głowie zapalają mi się. Docierają do mnie obrazy jakie wcześniej lekceważyłem. 

Jak mogłem być aż tak ślepy? — zastanawiam się.

Fiolki z lekarstwami, które znalazłem w szafce nocnej powinny dać mi do myślenia. Jej blada prawie, że przezroczysta skóra. O Mój BOŻE! Jak mogłem do tego dopuścić?!

— Zabierz mnie do niej, Federico — proszę.

Szarpię go za rękę. Chcę żeby na mnie spojrzał, ale ucieka ode mnie wzrokiem. 

— Nie wiem, czy powinieneś widzieć ją w takim stanie... Dają jej pięćdziesiąt procent na to, że przeżyje. Nie więcej, nie mniej. 

Zagryzam wargę. Chcę poczuć ból. 

— Bracie, jeśli  w tej chwili  mnie do niej nie zabierzesz będę jeździł od szpitala do szpitala. Rozniosę to miasto chociażby w pył —  jeśli będę musiał.

Federico podchodzi do mnie i tym razem bierze mnie w objęcia. Nie jestem pewny ile to trwa. Może pięć minut, może dziesięć, a może dwie minuty. Oboje wiemy jedno: nie możemy jej stracić. 

Idę po ciebie Gino! Wyrwę cię ze szpon śmierci jeśli będę musiał. 

SZEF KUCHNI. Z MIŁOŚCI DO CIEBIE. TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz