Rozdział 8

777 92 6
                                    


Alessandro

 —  Co jest z tobą, do cholery, nie tak? — syczę. — Trzy tygodnie temu nachodzisz Ginę, a teraz mnie? Dobrze wiesz, że między nami wszystko skończone. Wydawało mi się, że wszystko ci dosadnie wyjaśniłem. 

— Daj spokój, Alessandro. — Zbliża się do mnie Beatrice. — Ona nie da ci tego czego potrzebujesz! — szepcze z zapałem. 

— A skąd możesz wiedzieć czego, a raczej kogo potrzebuje do szczęścia? Zmieniłaś się. Co się z tobą stało? 

Przyglądam się jej uważnie. Wiem, że kręci z moim wspólnikiem. Będę musiał wreszcie rozwiązać sprawy z tym facetem. Dante... wpakowałeś mnie w niezłe bagno. 

— To ty mnie zmieniłeś! — syczy. — Oddałam tobie i twojemu synowi najlepsze lata życia. Miałeś być mój, do cholery! 

W jej oczach pojawiają się łzy. 

— Kocham cię, Alessandro — mówi. — Wróćmy do miejsca, w którym byliśmy. Mieliśmy wszystko. 

— Nie mogę tego zrobić. — Wyciągam do niej dłoń i głaszczę ją po policzku.— Kocham Ginę. Nie mogę bez niej żyć. Doskonale o tym wiesz. 

W jednej sekundzie widzę jak coś w niej pęka. Zrzuca moją dłoń, prostuje się i wrzeszczy:

— Ciekawe czy ta ździra zdaje sobie sprawę z tego, że twój bękart jest również jej synem. Jak myślisz, dalej będziesz udawał z nią rodzinkę jeśli dowie się prawdy? Jak bardzo cię znienawidzi za to, ze ukrywałeś przed nią prawdę i to jeszcze tyle lat?

— Zamknij się! Gówno wiesz o mnie, o nas! — Stoję na wprost niej! Dłonie zaciskają mi się w pięści. Gdyby nie była kobietą... sprałbym ją na kwaśne jabłko. — Niczego ci nie obiecywałem. Sama wpakowałaś się mi do łóżka. To ty przekroczyłaś granicę. 

Uśmiecha się do mnie.

— Nie chcesz być mój, nie będziesz też jej. — Wyciąga telefon z torebki, którą ma przerzuconą przez ramię. 

— Co robisz? — syczę.

— A jak myślisz? Dzwonię do tej  twojej zdziry! Najwyższa pora, aby dowiedziała się o tym, że twój dzieciak jest również jej. 

— Co ona powiedziała? — Dociera do mnie słaby głos. 

Spoglądam w stronę uchylonych drzwi i zamieram. Gina wpatruje się we mnie cała zapłakana. 

— Kochanie...— zaczynam.

— Nie ruszaj się! —  krzyczy, gdy chcę do niej podejść. — Powiedz mi, że ona kłamie, Alessandro! No dalej... Powiedz mi! 

Głos jej się łamie. Patrzę na nią i przeszywa mnie zimny dreszcz. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Wygląda tak pięknie. W błękitnej sukience w stokrotki. Niewinnie i tak bardzo młodo. Nie zasługuje na ten ból, który teraz odczuwa.  Do oczu napływają mi łzy. Nie mogę jej stracić. 

— Gino, musisz mnie posłuchać. 

— Przestań się mazać, Alessandro.— Odzywa się Beatrice. Nie poznaje jej. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem jej na wychowywanie swojego jednego dziecka. — Syn Alessandra jest również twoim dzieckiem. Mówię prawdę. Alessandro pozwolił ci cierpieć przez tyle lat, bo cię nienawidzi!

Śmieje się pod nosem. 

Kobieta, którą kocham blednie. Pod nosem wciąż powtarza: to nie może być prawda. Zaciska dłonie na klamce z taką siłą, że kostki jej bieleją. 

— Georgina...

— Powiedz mi, że ona wymyśla! — krzyczy.

— Nie mogę tego zrobić. 

To był ten moment, w którym złamałem jej serce. Zniszczyłem wszystko co kochała. Znienawidziłem się kolejny raz. 

 Gina kładzie rękę na piersi i zaczyna otwierać usta jak ryba. Nie zważając na jej słowa protestu łapie ją w pół i prowadzę do kanapy. 

— Nie mogę oddychać — skrzeczy. 

— Co wy tutaj robicie? Słychać was...

Barman wpada do mojego gabinetu, ale przerywam mu i wrzeszczę by zadzwonił po pogotowie. 

— Szach i mat — mówi Beatrice. 

— Wypierdalaj! — ryczę w jej stronę. 

— Sam tego chciałeś! 

Czuje jak Gina wbija mi w rękę paznokcie. 

— Nigdy ci tego nie wybaczę — szepcze cicho.

— Wytrzymaj skarbie. 

Układam ją na kanapie i błagam Boga o pomoc. Nie mogę jej stracić.  Próbuje ignorować jej słowa, ale one wciąż wybrzmiewają mi w głowie. 

— Wybacz mi, kochanie  — błagam ją cicho. 

Nie dam jej odejść. Nigdy! Chodźmy miał błagać ją do końca życia. Nie pozwolę by świat kolejny raz nas rozdzielił.


Prawda wyszła na jaw.  

SZEF KUCHNI. Z MIŁOŚCI DO CIEBIE. TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz