Rozdział 2

2K 181 9
                                    


ALESSANDRO

Dzień przed przyjęciem z okazji zaręczyn Giny i Dantego.

— Nie możemy tego robić, Alessandro. Proszę cię, przestań...— powiedziała Georgina. 

Próbowałem się zmusić, próbowałem oderwać usta od jej szyi, ale za każdym razem do niej powracałem. Czułem jej zapach. Słodka nuta czegoś czym się wysmarowała tego ranka przeciągała mnie do niej. 

Chwilami miałem ochotę zatopić w niej zęby.  Gina pachniała jak dom. Nie czułem tego zapachu od kilku lat. 

— Po co tutaj przyszedłeś? — zapytała. 

Oparła dłonie na mojej klatce. Miałem wrażenie, że w każdej chwili może mnie od siebie odepchnąć. Przylgnąłem więc  do jej ciała jeszcze mocniej. 

— Przecież wiesz. — Udało mi się wykrztusić. 

Miałem zadziwiająco ściśnięte gardło. W piersi odczuwałem ból. 

— Po prostu to powiedz! — syknęła cicho. 

Spojrzałem w jej oczy. Nie błyszczały szczęściem. Wręcz przeciwnie. Widziałem w nich udręczenie tak wielkie, że inny człowiek nie byłby wstanie go udźwignąć.

— Musiałem się z tobą pożegnać. 

— Zrobiłeś to już cztery lata temu.

Zapłonął we mnie ogień, gdy przyjrzałem się jej dokładniej. Stała w moich ramionach. Ubrana w czarną sukienkę na ramiączkach. Na nogach miała szpilki. Włosy opadały jej falami na ramiona.  Miałem wrażenie, że potrafi prześwietlić mnie z każdej strony. Jej bystre spojrzenie było wnikliwe. Znałem je bardzo dobrze. Uwielbiałem budzić się obok niej i pierwsze co — to zaglądać w jej oczy.

 — Tylko ty od zawsze potrafiłaś sprawić,  że widziałem świat w kolorach. —  Łapię jej dłonie w swoje. — Jesteś moim słońcem w pochmurny dzień. Moją wodą na pustyni...

 Wargi zaczynają jej drżeć.

 Poczułem chęć opowiedzenia jej o tym dlaczego tak naprawdę porzuciłem ją kilka lat temu. Ale  tchórz, który krył się we mnie po raz kolejny wybrał przyjemniejszą dla siebie opcję. 

Nachyliłem się nad nią i przycisnąłem swoje usta do jej. Musnąłem je raz, drugi aż poczułem delikatne jak piórko muśnięcie. 

Jej ciało idealnie wpasowało się w moje. Zanurzyłem dłoń w jej włosach. Pogłębiłem pocałunek i wtedy wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Spojrzałem za siebie, ale jedyne co dostrzegłem to zamykające się  z trzaskiem drzwi wejściowe.

— O mój Boże. — Usłyszałem.

Gina odepchnęła mnie od siebie i wybiegła z domu. Podszedłem do okna. Dante patrzył na Ginę jakby pierwszy raz w życiu ją zobaczył. Nie mogłem dłużej  wytrzymać. Ruszyłem za nimi. Oboje płakali. Nikt z nich nie krył goryczy. Stanąłem za plecami przyjaciółki i wtedy na mnie spojrzał. 

Kuzyn zrobił krok w moim kierunku. 

— Zawszę traktowałem cię jak brata — powiedział. — Nie jestem nawet zaszokowany tym co zobaczyłem... Głęboko w duszy domyślałem się, że jesteście sobie przeznaczeni. Miałem jednak nadzieje, że zasługuje z waszej strony na coś więcej. 

— Dante... — krzyknęła Gina. 

Machnął na nas ręką, wsiadł na motocykl i z rykiem odjechał. Nie myśląc wiele wskoczyłem do samochodu i pojechałem za nim. Nie mogłem zostawić go samego. Znowu spierdoliłem!  —pomyślałem. Tym razem musiałem opowiedzieć mu o wszystkim co czułem. Nie mogłem zamieść swoich uczuć pod dywan.

Z każdym kilometrem odczuwałem strach. Na liczniku miałem już ponad stówkę. Jechałem za nim już z dobre dwadzieścia minut. 

Zwolnij, do cholery, bracie! — prosiłem w myślach. 

Zniknął mi w tunelu. Przyspieszyłem i gdy wyjeżdżałem za zakrętu... świat jakby się zatrzymał. Furgonetka z rozmachem uderzyła w niego. Usłyszałem huk. Wyprostowałem się — jakby ktoś smagnął mnie biczem po plecach. Czułem jak źrenice mi się powiększają.   

Zatrzymałem się, wyskoczyłem z pojazdu i ile sił w nogach pobiegłem w jego kierunku.  

Padłem przy jego ciele. Z kącika ust wydobywała mu się krew. Szumiało mi w głowie. Dante wyciągnął w moją stronę podrapaną dłoń. Chwyciłem ją w swoją i delikatnie ścisnąłem.

— Wybacz nam — powiedziałem. 

Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach. To moja wina! 

— Nie mam wam tego za złe — wychrypiał. — To mój koniec, Alessandro. 

— Nie myśl tak! — krzyknąłem.

Mrugał coraz wolniej. Oczy częściowo mu się zamykały. Chociaż nie chciałem tego do siebie dopuścić to podświadomość już zaczęła podpowiadać mi najgorsze scenariusze.

— Musisz odnaleźć siostrę zakonną. Nazywa się Celestyna.—Zakrztusił się, ale mówił dalej: — Dwie godziny stąd jest zakon. Oni powiedzą wam gdzie jest wasz syn. Twój i Giny.

— O czym ty mówisz, Dante? Popatrz na mnie! — krzyknąłem. — Dante? — powtórzyłem. — Nie zostawiaj nas! — ryknąłem. 

To były ostatnie słowa Dantego skierowane w moją stronę. Jego śmierć zmieniła wszystko, a tak naprawdę odmieniła mnie. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Musiałem zmierzyć się z życiem, którego wcześniej nie znałem, a może inaczej — nie miałem o nim pojęcia. 


Kolejna część układanki :)

SZEF KUCHNI. Z MIŁOŚCI DO CIEBIE. TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz