Rozdział 6- sen i początek.

477 22 13
                                    

>>>Alex<<<

Kick siedział na ziemi a ja stałam obok. Słońce przygrzewało, a trawa pachniała. Zdjęłam bluzę i chyba się uśmiechnęłam. Ruszyłam w stronę chłopaka. Powolutku. Usiadłam obok niego. Patrzyliśmy się na siebie. On mnie przytulił i przysunął się bliżej. Poczułam ciepło jego ręki, opierającej się o moją. Dreszcze przeszły moje ciało. Jeszcze bardziej się przybliżył. Dziwna myśl przemknęła mi przez głowę, lecz zaraz zniknęła. Siedzieliśmy razem na pikniku, obok nas stał kosz z jedzonkiem. Błysk okularów Kicka i pocałunek na moich ustach. Patrzyłam mu w oczy. Już się nie całowaliśmy. Wydawało mi się, że jest mu głupio. Odwzajemniłam buziaka. Znów siedzieliśmy bez ruchu. Kick połknął kilka małych, żółtych dropsów. Siedzieliśmy tak, a po mojej głowie biegały różne myśli. Nagle się ocknęłam. Kick leżał na brzuchu i  dyszał. Nie wiedziałam co mam zrobić. Coś chyba weszło mu do spodni, bo w okolicach jego penisa coś się unosiło. Nachyliłam się nad nim, a on złapał moją szyję i przyciągnął do siebie. Całował mnie tak namiętnie. Oddychał ciężko. Położyłam się na nim poczułam.. coś dziwnego na dole. Kick mówił coś o dropsach. Ja spojrzałam w dół. Ale mu stanął… Kick odepchnął mnie. Zdjął spodnie i rzucił się na mnie rozebrał mnie do naga. Ja.. ja nie miałam pojęcia co się dzieje. Chciałam uciec, ale kończyny mnie nie słuchały. Jego ręce opierały się o podłoże obok mojej głowy, pogładził mnie i przyciągnął palec do ust. I nagle się przysunął. Coś mnie zabolało. Ale było przyjemne. Potem jeszcze raz mnie pocałował i… jego penis jest  znacznie dłuższy niż mi się zdawało… Coraz mocniej i głębiej. Ostrzej i więcej. Szybciej i namiętniej. Całował mnie i nasze języki splatały się, tak jak akcja na dole. I nagle zza krzaków wyszła Bella i swoją paszczą połknęła mnie i Kicka, który nadal był we mnie. 

Obudziłam się zlana potem. Oddychałam ciężko. Ależ dziwny i przerażający sen. Spojrzałam na zegarek ustawiony na czerwonej szafce, obok mojego wielkiego łóżka z baldachimem. 6.30… jeszcze sobie pośpię… Zaraz… Jaki dziś dzień? Ach… dzisiaj mamy dwie lekcje polskiego… wspaniale… przekręciłam się na drugi bok. Miło… co wczoraj osiągnęłam? Zmyśliłam się. Piątka z polskiego, Piątka z biologii i nędzna czwórka z matmy… coś jeszcze? Ach tak... zostałam nominowana do konkursu recytatorskiego… mmmm…. A co z kartkówki z fizyki? Mój uśmiech w jednej chwili spadł m z twarz. Przecież wylosowali mnie też do jakiegoś wyjazdu! Mamy zbiórkę o siódmej!!! Spóźnię się!!! Ale ja nigdy się nie spóźniam… do dzieła.

Nie minęło kilka sekund, a ja już byłam gotowa. Zabrałam torbę z moimi skarbeńkami (telefony itp.). Zbiegłam na dół po długich, ciemnych marmurowych schodach, prowadzących do wyjścia. O mało co się nie wywaliłam. Och… zapomniałam… wróciłam się pędem na górę. Zapewne będą chcieli żebyśmy udowodnili, że to nas wylosowali, a nie innych. Na wszelki wypadek wezmę tą bransoletkę… po co mi jakaś bransoletka z kolorowych sznurków, kiedy ja noszę same srebrne? Nieważne… wsunęłam ją na rękę i znów ruszyłam pędem w stronę wyjścia. Gdy dotarłam do końca rozszerzających na końcu schodów i przebiegłam przed dużych hol… czy coś takiego… wreszcie mogłam wyjść, przez ogromne drzwi. Przeszłam przez rządki równo przyciętych krzewów w różnych kształtach. Przed wielką, złocistą bramą stała limuzyna, a w niej jak zwykle siedział Tom. Wsiadłam do pojazdu.

- O jak panienka ładnie dziś…

- DO SZKOŁY TOM- założyłam nogę na nogę. Przewróciłam oczami. Lokaj cały czas stał w miejscu. CO on sobie wyobraża? Na co on czeka? Zaraz go zwolnie. Może nie usłyszał.- Do szkoły- powiedziałam trochę spokojniej i wyraźniej. Przesunęłam dłonią po włosach, wgarniając je do tyłu. Westchnęłam. Zaraz się spóźnię przez tego dziada! Tom patrzył się na mnie swoim tępym spojrzeniem. Jeny… ale co ja mam zrobić, żeby wreszcie się ruszył. Palcem przestawiłam jego głowę w stronę szyby. Chyba wiem o co mu chodzi. Pewnie rodzice są zawiedzieni moim brakiem kultury… spróbujmy.- Proszę?- powiedziałam w końcu. Wreszcie zaczął jechać.- Dziękuję!- powiedziałam zirytowana… no łaskawca się znalazł…

Dotarliśmy do szkoły. Świetnie, nie jestem ostatnia. Na miejscu czekał już Kick, Rocki, Max oraz Susan i Emily... Ych.. czemu akurat oni. Wyróżnieni uczniowie powinni mieć świadectwo z czerwonym paskiem… albo być takim ciachem jak Kick. No, np. taki Rocki… przecież ten debil jest głupi i tępy! Jak można w ogóle wylosować kogoś takiego… albo Max… nieuk… Bella… wariatka, ale z dobrymi ocenami przynajmniej… albo ta Susan, niby rodzina królewska, a ona taka zwyczajna… Jedynymi osobami, które się nadają to: oczywiście ja, Kick, Nicol i ewentualnie Susan. Ja powinnam pojechać oddzielnym odrzutowcem… właściwie… to po co ja się zgłaszałam do tego wyjazdu… tyle straconych dni bez nauki… ych.

- Siemaneczko- rzuciła szczerząc się do mnie Emily.

- Dzień dobry… jak ty się odzywasz? Gdzie są wszyscy? Nie ma połowy, a jest dokładnie- spojrzałam na zegarek- jest punkt siódma- nagle przed bramą szkoły stanął duży autobus. Wiedziałam, że będziemy jechać jakimś złomem. Z pojazdu wyskoczyła ok. dwudziestoletnia kobieta. Miała na sobie czarny płaszcz. Jej oczy były czerwone, a skóra blada. Uuu… widzę, że ktoś tu lubi „Zmierzch”… Przegładziła swoje ciemno brązowe włosy do tyły. Zaczęła iść w naszą stronę. Wyszłam jej naprzeciw.

- Przepraszam- zaczęłam.- Ale jeżeli myśli pani, że ja, księżniczka z rody Malarianów- kobieta stojąca przede mną zrobiła bardzo zaskoczoną minę.- będę jechała tym czymś. To chyba...- nie zdążyłam dokończyć mojej wypowiedzi, gdy ta położyła mi dłoń na twarzy i popchnęła mnie mówiąc:

- Spadaj dziewczynko…

-Co za zniewaga!- wykrzyknęłam.

- Tak, tak. Witam, was wybrańcy- uśmiechnęła się.- Jestem Victoria M. i dziś to ja będę waszym kierowcą. Zapraszam do pojazdu- wszyscy oprócz mnie weszli do autokaru. Stałam przed wejściem. Victoria spojrzała na mnie i złapała kołnierz mojego futra. Pociągnęła mnie i już stałam w pojeździe… ych cóż za uparta… pewnie to sługa…

Byliśmy już na miejscu. Wywiozła nas do jakiegoś lasu!!! Mieliśmy wysiadać… no ona nas zgwałci i zakopie. Spojrzałam na kobietę, która właśnie obmacywała drzewa. CO ja tu robię?

- Hej, Al. Pójdziesz ze mną na randkę?- słyszałam za plecami. Już chciałam przywalić temu komuś w twarz, ale okazało się, że to Kick. Zarumieniłam się.

-Pewnie- kobieta złapała jakąś gałąź i pociągnęłam. Nagle zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Razem z autokarem. Gdy tak zjeżdżaliśmy zaczęło oblewać nas białe, oślepiające światło…

***

Wiem... ale Alex nie lubi sexu :P Więc... no wiecie... ciekawe co w następnym rozdziale...

PrzedmiotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz