Rozdział Siedemnasty

292 19 4
                                    


Otworzyłam oczy i pierwsze co czułam to tępy ból w okolicach czaszki. Merlinie, po co ja wczoraj cokolwiek piłam? Zachowałam się totalnie nieodpowiedzialnie, chociaż nie sądziłam, że wino pomieszane z Ognistą będzie miało takie skutki. Przecież nie miałam w ogóle zamiaru próbować tej Ognistej! To był gwóźdź do trumny i wiedziałam, że już nigdy więcej nie popełnię takiego błędu. Przysięgam! Moje dywagacje na temat alkoholu zostały jednak zepchnięte na bok, bo docierały do mnie kolejne fakty. Po pierwsze, to nie był mój pokój, a po drugie leżałam wtulona w Rudolfa. I na Merlina, wcale się z tym źle nie czułam. Już bardziej przerażało mnie to, że poprzedni wniosek działał na mnie tak pozytywnie. Merlinie... Przymknęłam oczy i układałam sobie w głowie wszystkie wydarzenia minionego wieczoru. Nie było to wyzwaniem, ponieważ wydaje mi się, że nie posiadałam luk w pamięci i widziałam w umyśle kolejne obrazy. Momentalnie poczułam, jak czerwienią mi się policzki, gdy przypomniałam sobie o wszystkim, co wyprawialiśmy. Dotknęłam dłonią swych warg, objechałam je palcem i delikatnie opuszkami sunęłam po szczęce, szyi, zahaczyłam o płatek ucha i znów kierowałam się w dół, ku dekoltowi, który teraz był jakby większy i przypomniało mi się, że moja sukienka była rozwiązana. Znaczyłam palcami trasę pocałunków leżącego obok mężczyzny i... myślałam o tym, że chciałabym to poczuć ponownie.

– Hermiona – usłyszałam głos mężczyzny, a potem poczułam, że się poruszył. Odsunął się nieco i już mnie nie obejmował, ale nadal znajdował się bardzo blisko mnie.

– Dzień dobry – powiedziałam. Poprawiłam mimochodem sukienkę, jakbym chciała po prostu, aby wyglądała bardziej przyzwoicie, żeby mężczyzna nie zauważył, że dopiero co myślałam o tym, jak mnie wczoraj całował. Przez chwile między nami panowała głucha cisza.

– Nie wierzę, że zasnąłem w takim momencie – mruknął w końcu. Nie wiedziałam, czy był bardziej zawiedziony, czy zirytowany.

– Mnie także to trochę skonfundowało – powiedziałam, nie patrząc na niego. Czułam, jak płoną mi policzki i w myślach błagałam, aby nie zauważył tego, jak bardzo się czerwieniłam. Chciałam tego, czy nie, musiałam przyznać, że ten mężczyzna naprawdę na mnie działał, mimo tego, że wcześniej kategorycznie starałam się nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Jednak po tym, co wydarzyło się wczoraj i biorąc pod uwagę fakt, jak teraz się przy nim czułam, nie mogłam tego dłużej ignorować.

Uniósł mój podbródek do góry i delikatnie przejechał po nim opuszkami palców, tym samym zmuszając mnie, abym na niego patrzyła.

– Spójrz na mnie, Hermiono – powiedział przy tym. – Wszystko, co wczoraj ci powiedziałem, było szczere. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić ani wykorzystać, musisz o tym wiedzieć.

– Wierzę ci – odparłam po chwili. Obserwowaliśmy się jeszcze przez moment, a potem nachylił się i delikatnie mnie pocałował. Zupełnie inaczej niż wczoraj, a zarazem równie żarliwie. To on również przerwał pocałunek i oparł swoje czoło o moje. Słyszałam, jego głośniejszy oddech, czułam, jak miesza się z moim. Przymknęłam oczy i upajałam się tą chwilą, krótką ulotną.

– Hermiono... – wyszeptał i ujął moją twarz w dłonie, wnikliwie się w nią wpatrując.

– Miałeś wczoraj rację, Rudolfie – powiedziałam cicho. – Coś nas do siebie przyciąga – byłam tego pewna jak niczego innego. Trwaliśmy tak przez chwilę, po prostu napawając się swoją wzajemną bliskością.

– Ale powinnam już iść do swojego pokoju, nikt nie powinien o nas wiedzieć – zauważyłam racjonalnie. Boję się pomyśleć, co zrobiliby Voldemort, Bellatriks, czy Delphi, gdyby się dowiedzieli, że cokolwiek nas łączy. Bo tak było i już nie mogłam zaprzeczać.

Będę Cię chronił, GrangerWhere stories live. Discover now