Rozdział Dziewiętnasty

342 17 17
                                    

Tej nocy długo nie potrafiłam zasnąć i ciągle przekręcałam się z boku na bok, jednak to w żaden sposób nie pomagało, a sen wciąż nie nadchodził. W którymś momencie czytałam nawet książkę przy świetle różdżki, licząc na to, że uda mi się zmęczyć oczy i po prostu oddam się w objęcia Morfeusza, ale również to na nic, a po mojej głowie wciąż krążyła jedna i ta sama myśl.

Misja od Lorda Voldemorta i fakt, że miałam coraz mniej czasu na jej wykonanie, a do tego nie pojawiał się w głowie żaden pomysł.

To dlatego nie mogłam teraz spać, bo za bardzo się tym martwiłam. W zasadzie dziwne by było, gdybym się nie martwiła. Musiałam znów kogoś zabić; prawdopodobnie kogoś, kogo znam.

Pamiętam, że udało mi się zmrużyć oczy dopiero jakoś nad ranem, dlatego postanowiłam opuścić śniadanie i wstałam dopiero przed lekcją z Rudolfem, na którą niemal się spóźniłam. Jednak te kilka godzin snu nie wystarczyło na to, abym była wypoczęta i trzeźwo myślała, co mężczyzna szybko zauważył, więc skróciliśmy zajęcia i po prostu kazał mi przeczytać dodatkowe materiały, jak porządnie się wyśpię i jutro powtórzymy dzisiejsze zagadnienie. Trochę żałowałam, ponieważ Lestrange obiecał mi, że zacznie mnie uczyć magii niewerbalnej. Oczywiście wiedziałam, że to i tak poznam na szóstym roku, ale uznałam, że miło będzie to już umieć, gdy pojawię się w szkole. Ta umiejętność zdecydowanie ułatwia walkę. I będę w Hogwarcie miała satysfakcję, że potrafię coś, co inni dopiero próbują opanować. No i może tylko trochę zazdrościłam Draconowi, że też już to potrafi...

Rudolf jednak uznał, że nici z naszych lekcji, ale i tak nie miałam ochoty teraz spać, ponieważ jednak się rozbudziłam, więc siedziałam u niego w pokoju. Ja leżałam z głową na jego kolanach i czytałam książkę, a on bawił się moimi włosami. Kiedy czegoś nie zrozumiałam z przeczytanego tekstu, od razu konsultowałam to z mężczyzną, a było sporo takich zagadnień w księgach o czarnej magii. Co jakiś czas wymienialiśmy także kilka luźniejszych zdań, wtedy ja przerywałam czytanie i po prostu rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Naprawdę lubiłam spędzać z nim czas w ten sposób. Zazwyczaj przesiadywaliśmy u niego, bo było małe prawdopodobieństwo, że pojawi się tam niespodziewanie Voldemort, albo Bellatriks lub ktokolwiek inny, kto nie powinien widzieć nas razem.

Nagle pojawił mi się w głowie pewien pomysł i gwałtownie poderwałam się i usiadłam, nawet nie zwracając uwagi, że zamknęłam książkę bez zaznaczenia, gdzie skończyłam, a tego akurat bardzo nie lubiłam.

– Hermiono, co się stało? – mężczyzna wydawał się wyraźnie zaniepokojony. Popatrzyłam na niego i dopiero po chwili dotarło do mnie, że mój partner nie ma prawa niczego rozumieć, bo wcześniej nie wyjaśniłam sytuacji, w której się znalazłam. Owszem, wiedział, że mam jakieś zadanie, ale nie znał szczegółów, którymi podzieliłam się jedynie z Severusem Snape'm i Draconem.

– Zabiję Dursleyów – oznajmiłam jak gdyby nigdy nic. Ten wybór wydawał mi się słuszny, ponieważ to najbliższa rodzina Harry'ego, ale Lord Voldemort nie miał pojęcia, że tak naprawdę nic nie znaczyli dla mojego przyjaciela. Byli dla niego nikim, więc na pewno nie będzie cierpiał po ich stracie, a jednocześnie zakon nie zostanie osłabiony, a ja wypełnię swoją misję.

– Wyjaśnij mi to, kochanie – powiedział łagodnie. Nie rozumiał niczego.

– Dostałam misję od Czarnego Pana.

– Ta, o której wspomniał na zebraniu? – zapytał mężczyzna, a ja przytaknęłam.

– Powiedział, że muszę kogoś zabić i udowodnić swoją wierność, jeżeli chcę wrócić do Hogwartu. Nie miałam pojęcia, kogo mogłabym uśmiercić, aby... – nie mogłam mu powiedzieć, że nie chce osłabić Zakonu, ani Harry'ego. Rudolf był dla mnie ważny, ale mimo wszystko nie mogłam mu powiedzieć takich rzeczy. – Aby Potter się załamał. Nie chciałam też zabijać kogoś, kogo lubiłam – druga część zdania była zgodna z prawdą.

Będę Cię chronił, GrangerWhere stories live. Discover now