6.

3.2K 178 29
                                    

*Asai pov*

Ten gówniarz strasznie mnie wkurzył. Jak można mieć tupet, żeby wpadać na mnie jak gdyby nigdy nic?! Uderzyłem pięścią w ścianę. Trochę farby skruszyło się i opadło na ziemię. Jeśli tylko będę miał okazję, dopilnuję, żeby za to zapłacił. Wypuściłem powietrze z płuc. Przesadzasz, Asai. Jesteś zbyt emocjonalny. Kiedy poruszenie w środku nieco umilkło, przydziałem maskę spokoju i wróciłem do sierocińca.

Selyts prawie wpadł na mnie w drzwiach. Wciąż był roztrzęsiony. Dyszał.

- Dzieciaki... Są... W pokoju dziennym. Zapraszam. - Gestem wskazał mi drogę.

Stanąłem w progu pokoju dziennego. Był on dużym pomieszczeniem, w którym pełno było stolików, kanap, puf, półek na książki i zabawek, którymi w małej grupce bawiło się kilka młodszych dzieci. Sieroty kręciły się po jego wnętrzu, zajęte przekomarzaniem się ze sobą nawzajem i cichymi rozmowami. Na początku nikt nawet nie zauważył mojego przybycia. W końcu jednak jeden z dzieciaków skrzyżował ze mną spojrzenia, i nie odrywając ode mnie wzroku szturchnął łokciem swojego kumpla, który był obrócony do mnie plecami. Ten podniósł głowę i również na mnie spojrzał, a jego usta otworzyły się na oścież. Cóż, nie dziwię mu się. Nawet jeśli część wystroiła się w najlepsze ubrania, wciąż tworzyli biedną mozaikę brudu i nędzy. Musiałem przy nich wypadać szałowo.

Kolejne dzieciaki w końcu zaczęły zauważać, że coś jest na rzeczy i w końcu zapadła cisza, a wszystkie oczy wlepione były we mnie.

Selyts znowu zjawił się obok mnie. Wyglądał już trochę bladziej. Ciekawe czy wziął coś na uspokojenie.

- Jak długo panu zajmie... podjęcie decyzji?

- Chcę się im trochę poprzyglądać zanim wybiorę. Niech robią co robili - nakazałem, obracając się do niego.

- Zrozumiałem. Proszę usiąść na moim fotelu, tam w kącie. - Selyts wskazał mi skórzany mebel, jedyny który wyglądał na nowy. Potem zgrabnie przemknął obok mnie i zajął miejsce na środku sali. - Na co się gapicie?! Wracać do swoich zajęć!

Młodzież bardzo powoli odzyskiwała wcześniejszy rytm. Jednak teraz atmosfera wokół nich była niesamowicie napięta. Czuć było, że bardzo starają się wypaść jak najlepiej. Nawet jeśli tylko rozmawiali, co jakiś czas rozglądali się nerwowo i poprawiali niechlujnie poprzycinane włosy. Bez wątpienia chcieli się stąd wyrwać. Zresztą, nie dziwiłem im się. Z ich perspektywy wyglądałem jak gwarancja nowego, lepszego życia. Ciekawe, czy gdyby wiedzieli, co ich czeka, równie bardzo staraliby się, żebym ich wybrał.

Zmierzyłem wzrokiem dwóch chłopców o kruczoczarnych włosach, którzy grali w warcaby. Uderzająco podobni. Bliźniacy. Nadawali się.

Rozglądałem się dalej, uderzony przeczuciem, że czegoś mi tu brakowało. Jakiegoś pozornie nieistotnego elementu. Wtedy zrozumiałem.

Nigdzie nie było chłopaka, który wpadł na mnie wcześniej.

- Chyba wyraziłem się jasno, że masz zebrać tu wszystkich - warknąłem na Selytsa.

- Ależ zapewniam pana, że są tu wszyscy, których warto zobaczyć - powiedział pokornie.

Chciałem się z nim kłócić, chociaż sam nie rozumiałem dlaczego. Cały czas wracałem myślami do tamtego chłopaka, zamiast skupić się na obecnej chwili. Potrząsnąłem głową. I tak nie umywał się do niektórych chłopców, spośród których obecnie wybierałem. Gdyby nie to, że przypadkowo zwrócił moją uwagę, nigdy bym go nie wybrał. Zresztą, kto tu mówił o wybieraniu?

Nagle coś zasłoniło mi widok. Kilka mięsistych sylwetek. Podniosłem wzrok na pewne siebie twarze, które miały czelność spojrzeć na mnie z góry. Roztaczali wokół siebie aurę dominacji. A raczej rozpaczliwego pragnienia, by dominować. Młodzi injectorzy. Bezużyteczni.

Białe Serca (yaoi) | aboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz