10.

2.7K 166 30
                                    

*Asai Pov*

Chłopcy byli spięci, jakbym jechał 200km/h autostradą, a nie przepisową prędkością w terenie zabudowanym. A kiedy skręciłem, wrzasnęli jak na kolejce górskiej. Yuto wystraszony nawet ścisnął moją rękę. Przypominał tym trochę dziecko, które po raz pierwszy przekraczało ulicę. Zastanawiałem się, kiedy ostatnio jechali autem. Czy w ogóle nie opuszczali sierocińca?

Rzadko miałem osobiście do czynienia z towarem, a jego napływ i odpływ nadzorowałem raczej w postaci zdjęć i sprawozdań moich podwładnych. Z tego sierocińca osobiście wziąłem kogoś po raz pierwszy. Dlatego tak naprawdę nie wiedziałem, jak obchodzić się ze zgarnianymi dziećmi i młodzieżą, nawet raptem o kilka lat młodszą ode mnie. Dobrze potrafiłem tylko torturować, ale i tak nieco mniej umiejętnie, niż robił to Kyo.

Kierowałem moje luksusowe Maserati w stronę placówki, w której przetrzymujemy niewolników i przyjmujemy klientów. Nie mieli prawa niczego podejrzewać a ja nie zamierzałem wyprowadzać ich z błędu. Uśmiechnąłem się do siebie na myśl, że już niedługo wykonam moją część i znowu będę mieć wolne.

Wtedy zadzwonił telefon.

Jedną ręką wygrzebałem go z kieszeni i odebrałem połączenie od Kyo.

- Cześć szefie. Jesteś zajęty?

- Właśnie adoptowałem czwórkę i jadę z nimi do domu. Ufam, że jesteś na miejscu?

Kyo przez jakiś czas milczał. Gdzieś z oddali przez słuchawkę dobiegały zniekształcone wrzaski.

- Więc? - rzuciłem ponaglająco.

- Tak właściwie, na szefa miejscu bym tu nie przyjeżdżał.

Wyczuwając problemy, zjechałem na pobocze i zatrzymałem auto. Nie chciałem spowodować wypadku przez nagły skok ciśnienia spowodowany jakimś wybrykiem moich podwładnych. Wydech. Tylko się nie wścieknij, Asai. Wszystko jest w porządku.

- Co się stało?

- Był... mały wypadek - odparł Kyo wymijająco.

Świetnie. Uwielbiam wypadki.

- Jestem potrzebny?

- Nie, nie, twoja obecność może tylko pogorszyć sprawę. Wszystkim się tu zajmę. Ale ogarnięcie tego zajmie... trochę czasu.

Westchnąłem teatralnie, tak, żeby na pewno usłyszał.

- Więc co mam teraz zrobić? - zapytałem, mając oczywiście na myśli przewożony przeze mnie balast.

- Naprawdę nie jesteśmy w stanie ich teraz przyjąć. Proszę wrócić do willi i potraktować to jako urlop w ramach rekompensaty. Jestem pewien, że poradzi pan sobie sam z czterema nastolatkami, zwłaszcza jeśli o niczym nie wiedzą.

- Przyślijcie mi chociaż-

Ktoś w tle chyba krzyknął imię Kyo.

- Naprawdę muszę już iść. Do usłyszenia.

Po jego słowach nastąpiło pikanie przerwanego połączenia. Zacisnąłem palce na telefonie wciąż przyciśniętym do twarzy i otworzyłem okno, walcząc ze sobą, żeby go przez nie nie wyrzucić.

Kogokolwiek. Przyślijcie mi kogokolwiek.

Dlaczego akurat dzisiaj moi ludzie musieli coś spieprzyć? Czemu nie wczoraj? Czemu nie jutro? Chciałem wiedzieć co się dzieje. Jednak jeśli sam Kyo uważał, że powinienem nie interweniować, ufałem jego osądowi.

Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i zawróciłem samochód.

- Co się stało? - zapytał głos z mojej prawej. Zerknąłem na Yuto, który patrząc na mnie przekręcał nieco głowę, niczym zaciekawiony pies.

- Problemy w firmie. Nic, co by was dotyczyło.

- Masz kłopoty, Asai?

Zaśmiałem się cicho.

- Ja nie. Ale naprawdę nie chciałbym być na miejscu moich podwładnych, kiedy już się z nimi rozliczę.

- Więc to TWOJA firma? - zawołał z tyłu Haruki, głosem pełnym podekscytowania.

- Naturalnie.

- I czym się zajmujecie?

O nie. Wkraczamy na niebezpieczny grunt.

- Handlem - wyjaśniłem zdawkowo.

- A czym handlujecie?

Chwila zastanowienia. Przecież nie powiem, że handluję nimi. Próbowałem znaleźć w głowie jakiś obiekt zaczepienia, ale naprędce nie potrafiłem wymyślić żadnego sensownego kłamstwa. Postanowiłem więc wybrnąć z niezręcznej sytuacji w eleganckim stylu.

- Jeśli bym wam powiedział, musiałbym was zabić.

Moje słowa w jednej chwili zabiły wszelkie dociekania i ciekawość chłopców.
Willa była położona w centrum prywatnego lasu na obrzeżach miasta. Całość dokładnie ogrodzono drutem kolczastym - pozostałością z czasów, kiedy jeszcze cały proceder odbywał się tutaj. Ze względu na ogrom przestrzeni, nawet autem dotarcie do domu zajmowało dobrych kilkanaście minut.

Dojechaliśmy bez większych problemów. W międzyczasie wznowiłem rozmowę i próbowałem wypytywać chłopaków o jakieś podstawowe rzeczy związane z nimi, ich zainteresowania i rzeczy które robią, chociaż nie szło mi zbyt dobrze. Robiłem wszystko co w mojej mocy, żeby zabrzmieć jak najprzyjaźniej, chociaż przychodziło mi to z trudem. Tak naprawdę myśl, że przez jakiś czas czwórka obcych nastolatków przeznaczonych na sprzedaż będzie ze mną mieszkać, przyprawiała mnie o mdłości, nawet jeśli do tej pory nie przeszkadzała mi ich obecność.

Najchętniej po prostu zamknąłbym ich w piwnicy, ale nie miałem pewności, że sam poradzę sobie z całą czwórką, nawet jeśli dobrze to rozegram. Najbezpieczniej było więc nie ryzykować, że któryś zdoła uciec i przez jakiś czas grać normalnego, wpływowego ojca.

Ja i ojciec. Okropieństwo. Zwłaszcza, że między nami nie ma nawet dziesięciu lat różnicy.

- Wysiadajcie - nakazałem, wyłączając silnik. - Zaprowadzę was do waszych pokoi.

Białe Serca (yaoi) | aboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz