5. Rozmowa i poszukiwania

736 61 5
                                    

Erwin pov

Usiadłem na kanapę i wybrałem numer do Gregorego.
-Halo? Wszystko z tobą dobrze? Jak się czujesz? -zapytałem bardzo zmartwiony stanem chłopaka.
-Jest dobrze, jestem cały -powiedział.
-Okej, przepraszam ze tak wyszło ale niemieliśmy innego lepszego wyjścia niż włączenie ognia -powiedziałem.
-Chcesz się spotkać? Żeby pogadać czy coś, mam wiele rzeczy tobie do powiedzenia -rzekł brunet.
-Jasne, tylko muszę jakoś powiedzieć zakszotowi że będę niedostępny żeby sje niedobijali.
-Poco masz im mówić? Może zauważą że masz swoje sprawy -odpowiedział policjant, w sumie miał rację.
-W sumie masz rację, niebedę im o niczym mówił -przyznałem rację chłopakowi.
-Podjedziesz po mnie? Jestem na apartach -zapytałem.
-Będe za 2 minutki -powiedział i się rozłączył, wziął z szafki klamkę, ammo, wytrych oraz telefon. Wyszedłem z mieszkania zamykając że za sobą i wyszedłem na parking. Stała tam czarną policyjna corvetta, wsiadłem do środka.
-Gdzie jedziemy? -zapytał.
-Niewiem, gdzieś gdzie nikogo zbytnio niebędzie. Może obserwtorium? -odparłem a chłopak spojżał się na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Dziwne miejsce, tam przeważnie chodzą na randki.
-Co? Ehh? Poprostu będzie można popatrzeć na ładny widok.
-Okej -powiedział i ruszył. Bałem się z nim jeździć patrząc na to jak jego jazda wygląda na pościgach. Nagle Gregory mocno wyhamował ale i tak niewyrobił na zakręcie i zarysował corvette o inny samochód.
-Kurwa Grzegorz, może zamienimy się miejscami?
-Chcesz prowadzić?
-Tak -powiedziałem a chłopak wyszedł zza siedzenia kierowcy. Zdziwiłem się ponieważ Montanha niedawał praktycznie nikomu siadać za kierownice swojej corvetty. Chętnie wszedłem na miejsce kierowcy i odpaliłem ją kluczykami które dał mi Gregory. Ruszyłem w stronę obserwtorium, gdy byłem na miejscu oboje wysiedliśmy z samochodu. Weszliśmy na punkt widokowy oraz oparliśmy się o barierki tak żeby było nam wygodnie. Była 20.16 a słońce powoli zachodziło pomiędzy budynkami na horyzoncie.
-Jak sie czujesz? -zapytał Monte stojący obok mnie.
-Nie najlepiej, czasami mam dość ludzi i chciałbym mieć chwilę wolnego czasu. A tak to tylko, akcja za akcją i niemam chwili spokoju -odpowiedziałem chłopakowi prawdą, niemiałem zamiaru przed nim czegoś ukrywać.
-Eh, takie życie. Lepiej żebyś sobie zrobił taki odpoczynek-powiedział, nagle zadzwonił mój telefon. Spojżałem na wyświetlacz, był to Carbuś, wiedziałem że jak nieodbiore to będzie się martwił i jak mnie znajdzie to będzie zły.
-Nie odbieraj -rzekł chłopak, spojzalem na jego a potem spowrotem na wyświetlacz.
-Ale to Carbonara, będzie się martwił -powiedziałem a chłopak zabrał mi telefon i go wyciszył oraz oddał mi go.
-Odpocznij, wyluzuj się. Widać że jesteś cały czas spięty.
-Mhm -wymamrotałem i rozluźniłem się, siedzieliśmy w ciszy. Czułem jak mój telefon wibruje w tylniej kieszeni lecz niechciałem na niego patrzeć. Siedzieliśmy tak może z 10 czy 15 minut, nagle usłyszeliśmy przejeżdżające pojazdy oraz głosy. Oboje się na siebie spojżelismy z przestraszonymi minami, byliśmy cicho. Wyjąłem telefon, miałem masę nieodebranych połączeń od wielu osób, szczególnie z zakszotu. Nagle ktoś zaczął podchodzić w naszą stronę, nagle zza rogu wyszedł wcelowny Carbonara I David'ek.
-Erwin?! Co ty robisz?! Czemu nieodbierasz??! -krzyczał Carbo
-Przepraszam -powiedziałem.
-Wszystko okej?
-Tak, chciałem trochę odpocząć -wymamrotałem pod nosem.

Carbonara pov

Złapałem chłopaka za ramię, tak strasznie się o niego martwiłem. Spojżałem za niego, ujzalem tam męską sylwetkę która stała w mroku. Już wiedziałem kto to jest, czułem że on by tak niezrobił, Montanha go namówił żeby nie odbierał. Erwin by mi tak niezrobił, on wie że jak niebedzie odbierał to będę się martwił.
-Dobra, najważniejsze że żyjesz. Niebedziemy cię już szukać, ale masz odbierać.
-Wiem, przepraszam -powiedział.
-Okej, możesz sobie nie odbierać od jakiś randomów. Ale jak dzwonie Ja czy Kui to odbieraj bo się martwimy. Pa -powiedziałem i się wycofałem, wsiedliśmy do auta I odjechaliśmy. Zaczęliśmy do wszystkich dzwonić by poinformować ich otym że z Erwinem jest wszystko git. Szukał go cały Zakszot a on poprostu nieodbierał bo namówił go Montanha, miałem nadzieję że to się niepowtórzy.

Montanha pov

Gdy poszedł kolega Erwina spojżalem się na niego zdziwionym wzrokiem.
-Oco chodzi? -zapytałem on oparł się o mnie.
-Martwił się bo nieodbierałem -powiedział a w jego złotych oczach widać było zachodzące słońce.
-Uh, przepr -chciałem dokończyć ale chłopak mi przerwał.
-Nie przepraszaj, niemasz za co. A on się poprostu martwił o rodzinę.
-Okej -powiedziałem, zacząłem ziewać na co chłopak przestał się o mnie opierać i spojżał mi w twarz.
-Zmęczony? -zapytał na co pokiwałem mu głową. Chłopak złapał mnie za rękę I poszliśmy do auta, cały czas czułem że nie jesteśmy tu sami.
-Erwin?
-Tak?
-Czy ty też czujesz takie dziwne uczucie jagbyśmy byli obserwowani?
-Co? Nie, wydaje ci się -powiedział nagle ktoś za nami zaczął krzyczeć byśmy się poddali, spojżeliśmy się na siebie.

Przepraszam że rozdział trochę puźniej ale dokończyłam go na szybko bo niemiałam zbytnio czasu. Ale naszczeście się pojawił <3
769 słów

Ufałem Ci Jak Nikomu... | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz