Z podniesionymi rękoma zaczęłam się pomału obracać w stronę chłopaka. Jakim cudem ja się tu znalazłam, a no tak dzięki Apollo.
– Hej Bruce. Co słychać? – Uśmiechnęłam się najszczerzej jak umiałam. Nie był zadowolony, że mnie zobaczył. No cóż jest na misji, a tu takie coś się odwala. Może powinnam udawać głupią blondynkę, ale chyba w tej chwili już to nie przejdzie.
– Co się tam dzieje? – Gęstwina za nami się poruszyła i pojawiła się głowa Bena. Zdziwił się moim pojawieniem, ale to nie trwało długo. Czyżby wszyscy mieli do mnie negatywne nastawienie. Przecie już ich tyle razy przepraszałam. – Co ty tu robisz Cortez?
Chłopak zrównał się z synem Apolla i zaczął mi się bacznie przyglądać. Wzruszyłam barkami, że nie wie wiem, jakim cudem znalazłam się blisko nich.
– Co z nią zrobimy? Powiadomimy Obóz, że dziewczyna zniknęła. – Otworzyłam szerzej oczy, przecież on ciągle do mnie mierzy z łuku. Jeśli przez „przypadek" mu się omsknie strzała to będę przeszyta jak ser szwajcarski. Już chciałam go upomnieć, ale Ben przerwał mi.
– Zbierzemy ją do ogniska i opowie jak się tu dostała. Wezmę jej plecak i spróbuję coś zrobić z tym kotem. – Wskazał na Soilena, który w tym momencie zaczął wszystkim pokazywać brzuch. Czarną panterą to on nie jest. Westchnęłam, obrońca nie ma co.
Poczułam jak Bruce chwyta mnie pod ramię i podnosi. Delikatnością to on grzeszy, co to, to nie. Wywnioskowałam, że i tak nie będę już pogarszała mojej sytuacji zbędnym narzekaniem i zamknęłam buzię na kłódkę. Czułam się jak jakiś zbój. Może rąk nie miałam związanych, ale też nie było mowy o pełnej swobodzie.
W końcu udało mi się dostrzec nikły blask ogniska. Daisy pochylała się nad nim i czegoś pilnowała. Po zapachu można było poznać, że coś sobie grillowali. Oj zjadłabym kiełbaskę prosto z ogniska.
– Już myślałam, że się zgubiliście. – Usłyszałam jej cichy głos. – Jedzenie prawie gotowe. Przy okazji udało mi się rozszyfrować mapę, ale może my mieć problem z ... – Daisy urwała, kiedy mnie zobaczyła. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że dziewczyna ucieszy się na mój widok. Uśmiech był nikły, ale jednak to uśmiech. Czyż nie?
– Co ona tutaj robi? Myślałam, że na misji jesteśmy tylko w trójkę. – Wskazała na mnie palcem i zaczęła wodzić wzorkiem po każdym z nas. – Mam nadzieje, że jedzenia starczy na naszą czwórkę.
Jako jedyna podeszła do całego zamieszania w dosyć spokojny sposób. Może to jej charakter, ale błagam, ktoś się zjawia, ty myślisz czy jedzenia starczy.
– Siadaj i przez chwilę się nie odzywaj. – Ben popchnął mnie i wyrżnęłam w ziemie. Poczułam jak kamień rani mi kolano. Zacisnęłam zęby, piekło jak w mordę jeża. Za jakie grzechy ja się pytam. Miałam spokój i cisze w domu, nikomu nie wadziłam. Co ja takiego zrobiłam, aby mnie tak karać. Odebrałam swoje rzeczy od syna Aresa i znowu przyjrzałam się karteczce napisanej przez boga słońca. Jakby facet nie mógł mi wprost powiedzieć, w czym rzecz. Byłabym milej nastawiona do tej całej sytuacji, chociaż nie dam uciąć ręki.
– To jak się tu znalazłaś? – Ben usiadł po drugiej stornie ogniska i zaczął mi się przyglądać. Przez chwilę zdawało mi się, że ujrzałam w jego oczach czerwone płomienie. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Wolałam się nad tym nie zastanawiać, zawsze to płomienie ognia mogły się w nich odbijać. Wciągnęłam powietrze, raz kozie śmierć.
– Byłam nad jeziorem. – Popatrzyłam na gwiazdy i ujrzałam gwiazdozbiór Oriona. – Spotkałam Apolla, który chciał mi wytłumaczyć, dlaczego to się wszystko wydarzyło. – Spojrzałam na Bruce'a. W tym momencie było mi go strasznie żal. Marzysz o spotkaniu z boskim rodzicem, a on ma cię gdzieś. – Coś mi pokazywał i poprosił o zamknięcie oczu. Kiedy je otworzyłam, wy mnie znaleźliście.
CZYTASZ
Dziecię Bogów
FanfictionKiedy nastoletnia Kamila Cortez po raz kolejny rozpoczyna swoją edukację w nowej szkole, żaden znak na niebie oraz ziemi, nie zapowiada szlaku nieoczekiwanych wydarzeń. Nagle całe dotychczasowe życie wydaje się bańką, która zdążyła już prysnąć, a on...