Rozdział XXIV Ginąc zawczasu

26 2 0
                                    

          Gdyby ktoś, postanowił nam zrobić zdjęcie, w tym momencie to obstawiam, że każdy z nas by nawet tego nie zauważył. Flesz wielkości bilbordu byłby niczym. Patrzyliśmy na Bruce i staraliśmy się przetworzyć podaną informację. Jakim cudem może nie żyć od czterdziestu lat? To się w głowie nie mieści. Mam przyjaciela zombie? Zerknęłam na Chejrona, nie patrzył się na nas, tylko przyglądał się swoim kopytom. Tak wiemy, że masz je umorusane, w jakim gównie. To pewnie te kłamstwa i niedomówienia.

– Wiedziałeś o tym? – Odezwałam się głośniej, nic planowałam. Ten popatrzył na mnie i kiwnął głową. – To dlaczego nic nie mówiłeś?

– Nie mógł. – Doszedł mnie głos Bruce'a. – Apollo zadbał o to, abyśmy przypadkiem się nie wygadali.

Percy wyciągnął miecz i podszedł do niego. Przyłożył ostrze do policzka chłopaka i je lekko naciął. Z rany poleciała krew, czerwona.

– Skoro nie żyjesz, to jakim cudem krwawisz?

Syn Apolla zwiesił głowę i ją po chwili podniósł. Popatrzył na syna Posejdona, a później swój wzrok przeniósł na nas.

– Nie będę z Tobą rozmawiał. – Perseusz popatrzył na niego, nic nie rozumiejąc. – To co teraz powiem, nie jest dla twoich uszu. Prawdę poznają Kamila i Daisy. – Zrobił krok w naszą stronę. – Zasługują, aby jako pierwsze się tego dowiedziały. Ze względu na misję i jej... – Wskazał mnie palcem. – ...terapeutę.

Zamrugałam parę razy nic nie rozumiejąc, co do tego ma mój terapeuta. Czyżby Pan Olla był w to zamieszany? Percy popatrzył na niego i fuknął. Chyba nie był przygotowany do tego, aby zostać uznany za mniej ważną postać. Już chciał coś mu odpowiedzieć, kiedy doszedł do niego centaur i położył rękę na ramieniu.

– Chodź chłopcze, nie warto czasami się mieszać. – Kiwnął głową Annabeth, aby udała się z nimi. – Jeszcze rykoszetem dostaniesz i będzie po tobie.

Widziałam jak dwójka herosów odchodziła, nie byli zadowoleni z tego powodu. Chejron na koniec rzucił nam smutne spojrzenie. Czyżby uważał, że nie będziemy w stanie przeboleć prawdy, która wyjdzie z ust Bruce'a? Nie może być chyba aż tak źle, prawda? Syn Apolla zaczął przebierać nogami. Musi się mocno stresować.

– Czy moglibyśmy przejść w bardziej ustronne miejsce? – Przekrzywił lekko głowę i się na nas popatrzył. – Może być kawiarnia, od razu kawę wypijemy.

I co ja mam teraz powiedzieć? Taa, z miła chęcią. Kumplujemy się od roku, chodźmy na kawę. Popatrzyłam na Daisy. Miała zaciśnięte usta i nie wyglądała na zbytnio zachwyconą. Na dłuższą metę, to się jej nie dziwię. Przyjaciel ją okłamał. Otworzyła usta i przejechała językiem po zębach.

– Niech będzie, może być kawiarnia. – Zrobiła krok w kierunku chłopaka i się do mnie odwróciła. – Nie zapytałam, pasuje Ci? Wiem, że jesteś zmęczona, więc myślę, że kawa może być dobry pomysłem.

Coś tam westchnęłam i udaliśmy się do pobliskiej kawiarni. Okazało się, Bruce potrafi przyrządzić kawę i to niby bardzo dobrą. Niech będzie, raz się żyje. Przy okazji podeptaliśmy paru ludzi, który leżeli sobie na podłodze. Szkoda mi ich, ale lepiej, żeby nie wiedzieli, co się dzieje na zewnątrz. Usiedliśmy przy stoliku i napiłam się latte. No trzeba mu przyznać, że nie kłamał. Poczułam, jak na moje kolana wskakuje Fengari. No proszę potrafi zmienić wielkość, jednak dalej ma postać tygrysa. Chociaż pieska bardziej bym wolała. Zapadła między nami cisza, której nikt za bardzo nie chciał przerywać. Widziałam, że Bruce się denerwuje, żyła na szyi to dostała drugie życie. Minęło dziesięć minut i wywnioskowałam, że dłużej nie wtrzymam. Cisza to najgorsza tortura.

Dziecię BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz