𝐗𝐕

1K 65 48
                                    


   Do Świąt Bożego Narodzenia został jeden dzień, a ja przez te 3 doby nie mogłam się otrząsnąć od ostatniej rozmowy z Simon'em. Jeśli porwanie nie miało być tylko jego "uspokojeniem potrzeb" tak jak to w sądzie ponoć powiedział, to o co chodzi? Przez tą sytuację jeszcze bardziej mam ochotę pojechać do więzienia. Dowiedzieć się, o co tak na prawdę poszło. Gdyby w tym maczały palce osoby trzecie, to zapewne zgłosiłoby się to na policję. Ale jak na razie nie będę się doszukiwać szczegółów, póki nic nie wiem. Pierw muszę tylko zaaplikować zgłoszenie o przepustkę i odwiedziny. Całe szczęście da się to orzes internet zrobić, także zrobię to czym prędzej.

   O dziwo Dave to niesamowity kucharz, przez co też pomógł nam w przygotowaniu potraw, by na dzień jutrzejszy się nie męczyć. W zasadzie zostało nam tylko odkurzyć cały dom i jesteśmy gotów do jutrzejszego święta. Pamiętam, że całe swoje życie nie lubiłam świąt. Nie lubiłam, ponieważ nie miałam ich normalnych. Nie siadaliśmy z całą rodziną do stołu wigilijnego, nie śpiewaliśmy kolęd i pieśni świątecznych. Nawet na takich szkolnych uroczystościach się nie pojawiałam, ponieważ już czułam do tego taką odrazę, choć w środku serca bardzo potrzebowałam bliskości z Bogiem.

—Skarbie? Coś się stało? — spytał mnie Karl, wybijając mnie z chwilowego odpłynięcia w kraię nostalgii.

—Nie, czemu pytasz? — odwróciłam głowę w jego stronę, ponieważ stał za mną.

—Wyglądasz ostatnio na taką nieobecną. Wiesz przecież, że mi wszystko możesz powiedzieć — wtulił się we mnie od tyłu, mrucząc w moje włosy.

—Dzwonił do mnie Simon — westchnęłam. — Powiedział mi, że Michael miał całkiem inny powód by mnie uprowadzić, co może całkiem zmienić przebieg sprawy i rozpocząć nowe, takowe "śledztwo".

—Nie gadaj.. — głos bruneta nieco zadrżał. — Chodź może się gdzieś przejść i tam o tym pogadamy.

   Na słowa Karl'a tylko przytaknęłam i powiadomiliśmy resztę, że wychodzimy. Ubraliśmy się ciepło i ruszyliśmy w trasę pomiędzy bladymi światłami lamp ulicznych.

—Więc co zamierzasz z tym zrobić? — spytał po chwilowej ciszy, zaciskając swoją dłoń na mojej.

—No wiesz.. ja tego nie zostawie. Choć i tak miałam zamiar się do niego wybrać nic tobie nie mówiąc. Ale w takim przypadku raczej bym musiała się wybrać i wyłapać potrzebne informacje. Jeszcze dzisiaj napiszę podanie o przepustkę i go odwiedzę po świętach. Nie liczę się teraz z twoją opinią, ponieważ jestem dorosła i mam prawo robić to, co chcę.

—Gdyby był tu Quackity, od razu zacząłby tobie wymieniać to, czego nie możesz — parsknął niepewnie Karlos. — Powiem ci tak. Idź i zrób to, co uważasz. Może za bardzo cię na smyczy trzymam, że tak myślisz.

—A chciałbyś na prawdziwej smyczy trzymać? — sprośne żarty do Karl'a to moja ulubiona czynność, aby go zawstydzić.

—Y/n, nie zmieniaj tematu — roześmiał się trochę. — Choć nie powiem, kusząca propozycja — dopowiedział cicho.

—No dobra dobra. Także nie masz do tego nic przeciwko? Oczywiście wracając do głównego tematu — specjalnie nacisnęłam na przedostatnie słowo.

—Nie mam. Chcę, żebyś czuła się swobodnie, ale to nie oznacza, że się o ciebie nie martwię.

Z moją miłością spacerowałam jeszcze dobre pół godziny. Przez ten czas o dziwo dużo się działo. Żartowaliśmy sobie, biliśmy się, rzucaliśmy w siebie śnieżkami, ale również bez przytulasów i całusów nie mogło się obejść. Wtedy zrozumiałam, że spędzamy ze sobą ostatnio na prawdę zbyt mało czasu, także wypadałoby to zmienić

—Widzisz to co ja? — spytałam, dostrzegając na ulicy małą istotę.

—Oh faktycznie, jakiś zbłąkany, mały kotek.

Podbiegłam do niego, nie zważając na to, że jest on na ulicy. Podniosłam go do góry i przytuliłam go mocno do siebie. Usłyszałam głośne opony i silnik zbliżającego się auta, ale zanim zorientowałam co się dzieje, Karl wbiegł we mnie, zamykając w szczelnym uścisku i odrzucając na dwa metry. Upadek był bolesny, a okazało się, że auto jechało kompletnie bez świateł wieczorem, w dodatku przekraczając limit prędkości. Przez to też nie było go widać z oddali.

—Nic ci nie jest? — spytał z zadyszką, a w jego tonie głosu można było wyczuć strach i przejęcie.

—Chyba nie.. i kotkowi też się nic nie stało.. — odpowiedziałam opornie.

—Cholera, masz rozcięty łuk brwiowy — wytarł swoimi zmarzniętymi palcami mą ranę. —Zabiorę cię czym prędzej do domu.

Podniósł mnie i zaczął się kierować ze mną na rękach w stronę domu. Zazdrościłam jemu tej odwagi. Nie bał się w ostatniej sekundzie zareagować, aby nic mi się nie stało. A teraz w dodatku mnie no i kociaka niesie do domu. Nie czułam się wcale źle, ale jakoś musiałam wykorzystać tą chwilę, aby poczuć się jak księżniczka.

***

   W domu zaopiekowaliśmy się kotkiem. Nakarmiliśmy go i umyliśmy. Mieliśmy zamiar rozstawić legowisko dla niego w salonie, lecz tak się zaprzyjaźnił z Clay'em, że śpi dzisiaj z nim. Być może ten rudzielec przypomina jemu Patches'a, którego musiał zostawić wraz z jego siostrą na Florydzie.

—Młoda, lepiej się już czujesz? — urwał z kontekstu George.

—Mówiłam już wcześniej, że czuję się normalnie i kompletnie nic się mi nie stało oprócz rozwalonego łuku brwiowego — przewróciłam oczami.

—Tak w ogóle to gdzie się Karl podział? — spytał Alexis, rozglądając się po wszystkich kątach pomieszczenia.

—Powiedział mi, że idzie się położyć, ponieważ jutro musi wcześniej wstać — odrzekł Techno, popijając herbatą.

   Przeprosiłam chłopaków i udałam się do naszej sypialni. Drzwi były uchylone, przez co na korytarz fioletowe światło rzucyały ledy. Weszłam do pomieszczenia, po cichu zamykając drzwi. Nie usłyszał, ponieważ leżąc coś oglądał na telefonie. Usiadłam na niego okrakiem, odkładając jego telefon na sąsiednią poduszkę.

—Hej, chciałem dokończyć oglądać wywiad — spojrzał na mnie Karl ze zakłopotaniem, nie wiedząc jak na moje czyny zareagować.

—No proszę cię — położyłam się na jego torsie tak, by móc szepnąć do ucha. — Chcę czegoś nowego spróbować..

—Y/n, posłuchaj. Wiem, że będąc teraz w związku oczekujesz czegoś więcej, ale obecnie nie mam humoru. Tak to niestety w związkach działa. Poza tym ciągle myślę o tej sprawie z tym potworem oraz o tym wypadku który mógł się zakończyć nieszczęściem — odłożył mnie na bok i ucałował w czoło. — Następnym razem się uda, okej?

   Mruknęłam tylko ciche "no dobra" i przeszłam do przebrania się w piżamę. Pierw byłam nieco zawiedziona, ale jeszcze raz przeanalizowałam słowa mojego partnera i zrozumiałam, o co jemu w zasadzie chodziło.


---

Dawno się tu z Wami nie witałam, więc hej. Jak się czujecie?

SHOW ME YOUR SMILE, AGAIN | KARL JACOBSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz