𝐗𝐈𝐗

793 59 7
                                    



Y/n siedziała pod kołdrą na łóżku szpitalnym, popijając gorzką herbatą. Towarzyszył jej Simon, chociaż ciężko było wcześniej przekonać lekarzy dyżurujących na oddziale, by ten jej dotrzymywał towarzystwa.

   Siedziała ona nieco wystraszona. Miała robione jej zdaniem "dziwne" badania, o których słyszała i widziała pierwszy raz. Czuła się ogółem dobrze, lecz od dłuższego czasu czuła dziwne kłócie w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem. Ignorowała to. Nie uważała, że jest jakakolwiek potrzeba to konsultować z lekarzem.

Ale wyszło szydło z worka.

Kiedy dopiero w szpitalu miała konsultację z lekarzem, i opowiadała o swoich dolegliwościach, automatycznie bez jakiejkolwiek zgody y/n zaczęli przeprowadzać badania. Nie trwały one długo, lecz powodowały one u kobiety ogromny stres.

Czekała na wyniki. Nie wiedziała, co się dzieje i kiedy będą wyniki. Ale na pewno miały być one tego samego dnia. Do sali nagle wparował Karl. Wyglądał on za razem na wkurzonego i zmartwionego, lecz dominującą emocją była ta pierwsza. Chwycił Simon'a mocno za bluzę, podnosząc go przy okazji z krzesła.

—Nie podaruję ci tego szmaciarzu — docisnął blondyna ostro do chłodnej ściany. Nawet się nie wahając, y/n wstała z łoża szpitalnego aby powstrzymać tą dwójkę.

—Karl uspokój się! — przywaliła jemu płaską dłonią w twarz, by brunet się opamiętał. I jej czyny nie zawiodły. Od razu postawił się do pionu.

—Gdyby nie jego pieprzony pomysł to byś tutaj teraz nie leżała — wypowiedział ostro Karl przez zęby.

—To nie jego wina. Nikogo. Opanuj się chłopie, bo zaraz przyjdzie lekarz i pulmonolog. Wstydu tylko mi narobisz.

   Karl zmierzył tylko wzrokiem Simon'a i wtulił się w y/n. Po upływie krótkiej chwili brunet usiadł na taboret, na którym wcześniej siedział blondyn, dlatego też musiał on tym razem stać.

—A więc.. co się dowiedziałaś w więzieniu? — spytał, głośno wzdychając.

—Dowiedziałam się, kto był na czele tego wszystkiego — nie dokończyła, ponieważ do sali nagle wparował medyk i pulmonolog. — O wilku mowa.

—Państwo spokrewnieni z pacjentką?

—Jestem jej chłopakiem — od razu chłopak brunetki podniósł się z krzesła. — A to tylko znajomy. Może już w zasadzie iść.

   Wszyscy wymienili się szybkimi spojrzeniami, a Simon zabrał od razu swą kurtkę z parapetu — racja, na mnie już czas. Odezwij się później y/n. — Tym sposobem mężczyzna opuścił salę szpitalną.

—Dobrze. A więc sprawa wygląda bardzo skomplikowanie. Lecz pierwsze pytanie. Pali pani papierosy, bądź choruje na coś? — spytał lekarz od chorób płuc.

—Palić palę, ale nie za dużo. Z chorób to nie jestem pewna, ale wiem, że za dziecka miałam duże problemy z płucami — odrzekła, a dwójka lekarzy wymieniła się spojrzeniami. — To coś poważnego?

—Tak, i to bardzo. Ma pani podejrzenie śmiertelnej choroby płuc, lecz żeby to potwierdzić, potrzebujemy dokładniejszych badań — westchnął mężczyzna. —Ma pani może papiery z tych wszystkich badań?

—Śmiertelnej? — powtórzył załamany Karl. Miał mętlik w głowie. Tak jakby wiedział, że życie się jemu zaczyna walić. Czemu w takim momencie, skoro dopiero co z y/n stanęli na nogi?

—Uh.. papierów nie mam. Zostały pewnie w Polsce, gdy tam mieszkałam — odpowiedziała cicho, spoglądając na reakcję swojej miłości.

   On, jak i ona sama bardzo pobledli. Wszystkiego by się spodziewali, ale na pewno nie tego.

—Czyli y/n może za niedługo umrzeć, tak?

—Nie wiadomo. Musimy przeprowadzić dokładniejsze badania, w którym stadium pani y/sn się znajduje. Ale na gwałt potrzebujemy tych wszystkich badań. Nie ma pani nikogo, kto by mógł nawet wysłać pani kopię dokumentów?

—Zamierzam tam się wybrać, więc jeśli nic złego nie będzie się działo, to dowiozę te badania za niedługo — odrzekła, a Karl spoglądał na nią z wielkim szokiem.

Kiedy lekarze wyszli, para zakochanych wymieniła się zdaniami na temat tego, co brunetka dowiedziała się w więzieniu od Michael'a. Sprawę mieli zgłosić ponownie na policję, iż nie wiadomo ilu osobom "rodzina" poszkodowanej może wyrządzić krzywdę. Y/n nie uznawała się za członka tej familii. Jej rodzina była tutaj. W Nowym Jorku. Tu zaznała szczęście, a szczęście się szybko kończy. Karl był bardzo przejęty stanem swej dziewczyny. Znaczyła dla niego tak wiele. Uchyliłby dla niej niebo, by czuła się tu dobrze. Nie wyobrażał sobie, że z dnia na dzień jej tutaj może nie być. Ale brunetka patrzyła na to z bardziej optymistycznej strony — postara się o wiele więcej rzeczy wykonać, które wcześniej odwlekała "na później". O ile jej stan zdrowia na to pozwoli.










---
Krótki rozdział, wybaczcie.







A no i jeszcze jedno info. Nie naciskajcie "Kiedy rozdział?". Piszę dla przyjemności i kiedy będę chciała, to wstawię rozdział.

SHOW ME YOUR SMILE, AGAIN | KARL JACOBSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz