4. Będą z ciebie ludzie.

227 7 6
                                    

JAKAYLA


Wychodząc rano z mieszkania, czułam się dość słabo. Nie chodziło o ból głowy, który od wczorajszego wieczoru już mi towarzyszył, a fakt, że chłopaki naprawdę zostali u Toby'ego. Nie wrócili do domu i nawet nie odezwali się słowem przez noc. Nie lubiłam siedzieć sama, tym bardziej w mieszkaniu, które prawnie należało do Rastusa. Nie raz miałam z nim o tym pogawędkę, bo tak jak Haider naprawdę czuł się, jak u siebie, to ja miałam mieszane uczucia co do tej kwestii.

Cała noc zeszła mi na myśleniu, czy aby czasem to ja nie byłam osobą, która przesadza. Może faktycznie nie powinnam, aż tak naciskać na prawdę z jego strony i poczekać, jak sam będzie w miejscu, gdzie powie mi o wszystkim bez problemu. Tyle że mimo zaufania, które naprawdę w nim pokładałam, nie potrafiłam się nie martwić, o to, co się u niego dzieje. Znałam go na tyle długo i tak dobrze, że miałam świadomość, jak bardzo lubił przyciągać problemy. Czy to przez własne, głupie pomysły czy też z czystego przypadku?

Problemy były drugim imię Haidera.

Bałam się. Bałam się, że w którymś momencie trafi na osoby, które nie odpuszczą tak łatwo i nie skończy się na przypomnieniach w formie wiadomości. Tylko Haider tego nie potrafił zrozumieć. Patrzył na to z myślą, że jego urok osobisty i dobra gadka rozwiążą wszelkie nieścisłości. Nie myślał o tym, że gdyby jednak coś mu się stało, to ja bym tego nie przeżyła. To mogło wydawać się dla niektórych niezrozumiałe. Tu nie chodziło o przywiązanie do jego osoby, które mimo wszystko było ogromne. Ja kochałam tego człowieka na zabój i nie wytrzymałabym myśli, że mogłam jakkolwiek mu pomóc, a on mi o tym nie powiedział. Wynieśliśmy się z Toms River, aby zacząć od początku. Znaleźć pracę, wynająć mieszkanie i myśleć o wspólnej przyszłości. Tyle że nasza relacja co chwilę była poddana próbie czasu, a ten czas może się kiedyś okazać nieodpowiedni i wtedy dopiero będzie ciężko.

Wsiadając do białego audi, od razu uśmiechnęłam się w stronę przyjaciela, który z jeszcze większym zadowoleniem na mnie spojrzał.

– Dzień doberek, tutaj proszę twoja kawusia. – Podał mi napój, a następnie wjechał na jezdnię.

– Dziękuję, że przyjechałeś.

– I tak mam po drodze, a skoro mamy na tę samą godzinę to, czemu nie. Jesteś jakaś smutna, co jest? – zauważył, powodując u mnie lekki uśmiech. Był jedną z tych osób, które od razu wiedziały, że coś się dzieje. Nigdy nie nalegał na odpowiedź, ale był moim przyjacielem, którego darzyłam niezwykłym zaufaniem.

– Pokłóciłam się z Haiderem. – Przyznałam niemrawo.

– Pogodzicie się jak zawsze. Nie męcz tak tej pięknej główki. Za dużo myślisz i tworzysz niepotrzebne scenariusze.

– Bardzo pocieszające, dziękuję. – Sarknęłam pod nosem.

– Do usług. – Poklepał moje udo i skupił się z powrotem na drodze. – Mówiłem poważnie, przestań główkować. Głowa ci zaraz wyparuje.

Robert był bardzo dobrym kierowcą, z uznaniem obserwowałam jak sprawnie i spokojnie jeździł po zatłoczonych ulicach Nowego Jorku. Jeśli chodzi o przejazd przez miasto, to nie ważna, która była godzina. Tu zawsze coś się działo.

Dlatego ani trochę nie byłam zdziwiona, kiedy znaleźliśmy się, nie lada pięć minut przed godziną rozpoczęcia przez nas pracy. Roby musiał sobie to dobrze wyliczyć, skoro dał radę podjechać po mnie i jeszcze zdążyliśmy idealnie do pracy. Tak bardzo mu zazdrościłam, że miał swoje auto. Ja ledwo zdałam prawo jazdy, a sama jazda za kierownicą nie specjalnie mnie kręciła i szczerze, każda podróż była dla mnie katorgą. Bałam się odpowiedzialności.

Wounded AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz