8. Zawsze z tobą będę.

185 4 11
                                    

dzisiejszy rozdział z dedykacją, dziękuję bardzo za to, że jesteś ♥



JAKAYLA


Po ostatnim tygodniu byłam dość zmęczona, ale nie miałam siły i serca, aby odmówić Robertowi i Lanii wspólnej kawy. Tym bardziej że uwielbiałam spędzać z nimi czas. Mimo że nasz kontakt był raczej ograniczony do pracy, to dogadywaliśmy się jak dobrzy znajomi z liceum. Dlatego nie obawiałam się, że zabraknie nam tematów do rozmów.

– Państwa zamówienie.

Odsunęliśmy się od stolika, aby kelner bez problemu mógł położyć nasze napoje i większy kawałek ciasta, które Roby zamówił na naszą trójkę. Stwierdził, że ma ochotę na słodkie, ale nie zje sam i woli, aby każdemu wleciało parę kilogramów więcej. Ciasto posiadało więcej różnorodnych batoników, niż ja byłabym w stanie zjeść przez dwa tygodnie.

– W przyszłym tygodniu nie będzie mnie w pracy.

– A to dlaczego? – oburzyła się Lania, marszcząc brwi.

– Jadę do rodziny ojca. Babcia ma osiemdziesiąte urodziny. – Wyjaśnił, co dla obu z nas było zrozumiałe. – Zapowiada się świetna impreza. – Mruknął pod nosem.

– Lepiej, żeby nie zdmuchiwała świeczek za blisko tortu. – Stwierdziła, zajadając się pierwszym kawałkiem słodyczy.

– Lania!

– No co? Wolałabym nie zjeść kawałka z jej szczęką. – Oznajmiła z odrazą, a mnie mimowolnie przeszły dreszcze na samą myśl. – To tak, jakby wymieniła się z tobą śliną.

– Zrozumiałem. – Rzucił, nie kryjąc obrzydzenia.

– Skoro jedziesz tam w tym tygodniu, to dlaczego nie zostaniesz od razu na święta? – zapytałam, upijając łyk gorącej kawy.

– Nie żartuj sobie. – Pacnęłam mnie w ramie, a w następnej kolejności wskazała palcem na chłopaka. Zmrużyła gniewnie oczy i kontynuowała. – Nawet o tym nie myśl, Blare.

– Miałem taki pomysł, ale nie mógłbym zostawić moich ukochanych ptaszyn bez opieki.

– Kupiłeś jednak tę papugę?

– O was mi chodzi, kretynko.

Parsknęłam pod nosem. Mojej reakcji nie popierała brunetka, bo w jej oczach zauważyłam jawne zdenerwowanie i byłam pewna, że jeszcze moment i ta rosnąca bomba wybuchnie, a w jej zasięgu będzie Blare.

Sam do tego doprowadził.

– Więc wrócisz tam na święta? – powróciłam do poprzedniego tematu, zwracając na siebie ich uwagę.

– Nie. Choć święta w samym Denver brzmią świetnie. – Przyznał. – Wolę spędzić ten czas z mamą i jej partnerem.

– Nam się nawet nie chce wracać, zostajemy z Lily w mieszkaniu. – Wtrąciła Lania, mówiąc o swoich planach. – Stwierdziłyśmy, że nie warto pchać się przed samymi świętami do Jacksonville i pojedziemy po. Nie zrobi to im różnicy.

– Przynajmniej macie do kogo pojechać. – Palnęłam mimochodem, co skutkowało ich pocieszającym uśmiechem. Machnęłam ręką, chcąc to zakończyć.

– Wspominałaś, że Rastus wam coś zaproponował.

– Tak, jak co roku. Mówił, że możemy pojechać z nim do jego matki, ale raczej zostaniemy. – Westchnęłam cicho, odwracając wzrok. – Widzi się z nią naprawdę rzadko i nie chcemy im tego zabierać. To żadna nowość, że zostaniemy sami na święta. Mamy siebie, a tyle wystarczy.

Wounded AngelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz