XVIII

268 11 4
                                    

Następnego dnia obudziłam się znowu o 5.30 nad ranem, a w zasadzie to blokowa nas obudziła krzycząc i uderzając pałką o łóżka. Szybko zeszłyśmy z naszej pryczy, uprzednio ścieląc ją naszym małym skrawkiem materiału, gdyż kocykiem nie można było tego nazwać. Potem miałyśmy chwilkę aby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne, lecz było nas za dużo aby każdy mógł skorzystać z ustępu, więc ja jak i większość kobiet poszłyśmy od razu do kolejki po śniadanie. Tak jak i wczoraj dostałyśmy kawałek chleba i ciecz, która z nazwy była herbatą. Gdy tylko zjadłam śniadanie musiałyśmy iść na plac apelowy, aby znów nas policzono. Podczas liczenia okazało się, że brakuje jednej osoby, więc zaczęto nas liczyć od początku. Niestety i tym razem zabrakło jednej osoby, więc zaczęto poszukiwania. Podczas nich my dalej musiałyśmy stać wyprostowane na mrozie. Po paru minutach usłyszałam strzał, a potem przyszła kapowa, aby wydać rozkaz ustawienia się w kolumny robocze. Poszłam tam, gdzie wczoraj, więc znów cały dzień przerzucałam żwir z jednej strony na drugą. Tym razem jednak dołączyła do mnie Cela, lecz nie mogłyśmy zamienić ani słowa, ponieważ podobno można było za to oberwać. Dzień znów dłużył mi się niemiłosiernie, a wszystko pogarszały krzyki bitych kobiet oraz parę wystrzałów, które słyszałam z daleka. Po skończonej pracy miałyśmy wracać do obozu, lecz wpierw musiałyśmy wziąć wszystkie poległe dziewczyny. Miałam nadzieję, że nie będę musiała jeszcze dodatkowo wysilać się po katorżniczej pracy, lecz niestety przypadło że między innymi ja i Cela musimy wziąć jedną z kobiet. Kapo wytypowała do tego akurat nas pewno dlatego, że wyglądałyśmy jeszcze całkiem dobrze. Droga dłużyła się, a ja myślałam, że zaraz opadnę z sił. Kiedy wróciłyśmy wskazano nam miejsce gdzie mamy położyć nasze poległe towarzyszki i ustawiłyśmy się w piątkach na apel. Wtedy zdałam sobie sprawę jak dużo osób tak naprawdę umiera tutaj każdego dnia. Nie dość, że obok nas piętrzył się stos trupów to wiem, że jeszcze na pewno były inne sposoby zabijania więźniów. Po długim apelu otrzymałyśmy skromną jak zwykle kolację, a potem wróciłyśmy do baraku. Nie gadałyśmy już dzisiaj z Celą zbyt dużo. W zasadzie  to dobrze, musiałam sobie poukładać wszystko w głowie i uświadomić sobie, że właśnie tak będzie teraz wyglądało moje życie- praca, strach, ból, głód. 

.

.

Serwus! W końcu napisałam nowy rozdział. Wiem, że jest krótki, ale musiałam zakończyć tutaj akcję, aby z sensem rozpocząć kolejny. Jak zwykle miło mi będzie, jeśli napiszecie swą opinię na temat rozdziału. Mam też do was pytanie,  a mianowicie zająć się bardziej pisaniem nowych rozdziałów, czy najpierw poprawić poprzednie? Bo tak ostatnio sobie mniej więcej czytałam i zobaczyłam, że w zasadzie często nie mają one sensu i są pisane gorzej aniżeli kolejne. A teraz żegnam się z wami. Do kolejnych rozdziałów!

Za bramą AuschwitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz