XI

414 14 1
                                    

Po zrobieniu standardowych porannych czynności udałyśmy się z siostrą do domu Wolnego. 

-Serwus- powiedziałyśmy obydwie i poszłyśmy do salonu. 

Kiedy zjawili się wszyscy zaczęliśmy omawiać szczegóły akcji. Ja z Maćkiem i Jankiem mieliśmy niestety jedną z bardziej ruchliwych ulic. Po ustaleniu wszystkiego zaczęliśmy też omawiać plany na 11 listopada. Na murach będziemy musieli pisać hasło "Polska zwycięży". I tam składy pozostawały takie same. Po omówieniu obydwóch akcji poszłyśmy z Marysią do  domu. Następnego dnia wstałyśmy dość wcześnie i każda poszła w swoją stronę. Po 20 minutach doszłam do chłopaków.

-Serwus

-Serwus Hanna. 

-Gdzie najpierw idziemy-zapytałam.

-Idziemy główną ulicą, jak zobaczymy gdzieś flagi zrywamy, wieszamy i idziemy. 

Teraz faktycznie szliśmy sobie spokojnie ulicą gawędząc o mało ważnych sprawach. Po jakimś czasie zobaczyliśmy niemiecki budynek, a na nim dwie flagi. Janek wtedy dał mi broń do ubezpieczania, a oni poszli ściągać flagi. Po jakimś czasie przyszli uradowani z faktu, że wszystko się udało. Jako, że została nam jeszcze jedna flaga stwierdziliśmy, że pójdziemy jeszcze dalej. Po znalezieniu budynku tym razem po moich namowach Aron nas ubezpieczał, a ja z Wolnym ściągaliśmy flagę. Nie powiem, nie było to łatwe zadanie, ale dałam radę. Po skończonej pracy rozeszliśmy się do domów. 

*11 listopada*

Gdy dotarliśmy na miejsce dostałam od chłopaków puszkę farby i pędzel. Sami na początku mnie ubezpieczali. Pewnie chcieli żebym to ja na razie pisała bo miałam dość ładny charakter pisma. Znalazłam dogodny dla siebie kawałek muru i zaczęłam pisać litery. Starałam się je robić równo i starannie. Po chwili pierwszy napis już był. Potem był też drugi i trzeci. Potem postanowiliśmy się zmienić. Teraz to Janek pisał, a my go ubezpieczaliśmy. Po kolejnej zmianie, kiedy skończyła nam się farba postanowiliśmy kompletnie zmienić lokalizacje. Niestety po drodze spotkaliśmy dwóch gestapowców. 

-Papieren!

Pierwszy dał Wolny. Oddali  mu je bez problemu. Potem moje. Tak samo. No i Aron. Nie mógł ich znaleźć. 

-schneller!

Na szczęście dość szybko je znalazł. I u niego nic nie znaleźli. Puścili nas dalej. Kiedy dotarliśmy na satysfakcjonujące nas miejsce otworzyliśmy drugą puszkę i zaczęłam pisać. Kolejka była taka sama. Potem trzecia puszka farby i kolejne miejsce. Pisałam znowu równe litery. Kiedy już miałam pisać "y" na nasze nieszczęście zza zakrętu wyszli Niemcy. rzuciłam farbę i pędzel na bok i zaczęłam uciekać. Niestety szkopy też zaczęli nas gonić. Postanowiłam skręcić w uliczkę mając nadzieję, że chłopcy też tak zrobią. Biegłam dalej. Usłyszałam jak ktoś za mną biegnie. Biegną do mnie. Postanowiłam, że spróbuję znaleźć pomoc u kogoś w mieszkaniu. Wbiegłam do kamienicy na drugie piętro i pukam do drzwi. Otwiera starsza pani, która chyba zrozumiała o co chodzi i od razu mnie wpuściła do środka. 

-Muszę się ukryć. Ma Pani jakieś przejście stąd do piwnic?

-Nie, ale mam schowek. Choć szybko. 

Wtedy wspólnymi siłami przesunęłyśmy kredens i okazał mi się schowek z różnymi ulotkami. Jak widać i ta Pani, lub ktoś jej bliski był w organizacji. Szybko usiadłam na ulotkach. Gospodyni domu przesunęła mebel i usiadła przy stole i zaczęła jeść. Tak przynajmniej wnioskuje po dźwiękach. Po jakimś czasie słyszę donośne pukanie. Niemcy. Potem tylko słyszę jak chodzą po domu szukając mnie po różnych zakamarkach. Nagle dochodzą do kredensu, ale idą dalej. Po chwili słyszę jak wychodzą. Potem kobieta dała mi kawałek chleba, trochę wody i powiedziała żebym jeszcze jakiś czas dla pewności siedziała w kryjówce.  Tak też zrobiłam. Powoli i jak najciszej zjadłam jedzenie, oraz wypiłam napój i czekałam. Minęło chyba blisko godziny, aż wyszłam z kryjówki. Potem kobieta mnie wypuściła. 

-Wyszli już z kamienicy?

-Chyba tak. Na wszelki wypadek zostań jeszcze chwilę. Do godziny policyjnej zostało jeszcze trochę czasu. 

-Nie, ja już pójdę. Minęło sporo czasu. 

-Naprawdę zostań. 

Obawiałam się, że może się coś dziać. Po dłuższym zastanowieniu kobieta wyglądała trochę podejrzanie. Plus jeszcze te ulotki. Coś mi w  nich nie pasowało. 

-Nie, muszę iść. 

Kobieta mnie wypuściła. Wiedząc co może się stać wybrałam okrężną drogę. Niestety, przeszłam z 20 minut i kogo widzę? No jasne że szkopów. Zaczęli teraz biec w moją stronę. Najwidoczniej mnie poznali. Jako, że miałam broń zastrzeliłam obydwóch. Nagle poczułam okropny ból między łopatkami...

Za bramą AuschwitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz