Wyjmując blachę z pachnącymi ciasteczkami usłyszałam trzask zamykanych drzwi, chyba tata wrócił. Przełożyłam wypieki na półmisek wdychając ich intensywny zapach.
- Layla?! – niski głos wypowiedział moje imię. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam zdziwionego lecz bardzo uśmiechniętego Liama – o mój boże!
Ominęłam wyspę i wpadłam w jego ramiona. Dwa cholerne lata poszły w niepamięć.
- Zmężniałeś, urosłeś, nabrałeś mięśni, mój mały Li – zaśmiałam się na wspomnienia. Dotknęłam jego bicepsa poprzez bluzę.
- Hej, ty nie lepsza: nadal jesteś chuda, ale zniknął ten twój dziecięcy tłuszczyk – pacnęłam go w ramię, na co się zaśmiał – masz dłuższe włosy, troszkę urosłaś, ale to wciąż moja mała Li.
- Masz ochotę coś zjeść? – on usiadł przy wyspie, a ja postawiłam przed nim ciastka. Oczy mu się zaświeciły.
- Moje ciastka! Boże – ugryzł kawałek – jakie to dobre. Możesz tu mieszkać, zezwalam.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Przeszliśmy z jedzeniem do salonu, Liam włączył naszą ulubioną bajkę, Toy Story. Jedząc i oglądając filmy gadaliśmy do późnego wieczora, aż nie przyjechał tata i pogonił nas spać. Próbował być stanowczy, ale widziałam że cieszy się z tego, że spędzamy ze sobą czas.
Wzięłam prysznic i przebrałam się w koszulkę z logiem Pink Floyd. Po ustawieniu budzika zasnęłam gotowa stawić czoła jutrzejszemu dniu.
*
- Dobrze wyglądasz – skomentował Liam siedząc przy wyspie w kuchni i jedząc naleśniki, które robił tata.
Normalnie, zwyczajnie, jak zawsze, nie było nic ciekawego w ciemnych jeansach ze stanem, luźnej szarej koszulce, ramonesce i czarnych Nike roshe run. Byłam bardzo delikatnie pomalowana i miałam rozpuszczone włosy.
Siedząc z dwójką mężczyzn mojego życia przy wyspie jedliśmy, rozmawialiśmy i słuchaliśmy suchych kawałów mojego taty – dla mnie wyjątkowy i piękny poranek. Zupełnie inny niż kiedy mieszkałam w Wolverhampton, gdzie jak wstawałam to mamy już nie było w domu a ja nie jadłam nawet śniadania.
Przy wyjściu tata mnie zatrzymał.
- Tak?
Wyciągnął w moim kierunku dłoń, na której leżała karta kredytowa na moje nazwisko.
- Tato… - bąknęłam zakłopotana.
- Muszę dbać o swoją księżniczkę – pocałował mnie w czoło – miłego pierwszego dnia w szkole, kocham cię.
To też jest nowość, nawet jak byłam mniejsza mama nie mówiła mi takich rzeczy.
- Ja ciebie też, do zobaczenia później – wyszłam z domu zarzucając pasek torby na ramię. Pogoda była świetna, zero niepokojących chmur o piękne słońce. Liam wychylił się przez okno swojego terenowego Jeepa.
- Chodź, Li – wsiadłam na fotel pasażera i wyjechaliśmy z podjazdu kierując się do szkoły. Przez świecące słońce musieliśmy założyć okulary przeciwsłoneczne.
Oczywiście po długiej dyskusji na temat słuchanej muzyki między Kanye Westem, a Edem Sheeranem postanowiliśmy pójść na kompromis i włączyć Red Hot Chilli Peppers.
Okazało się, że moja nowa szkoła oddalona jest od domu jakieś pół godziny. Był to dość nowy budynek z wielkim parkingiem, na którym roiło się od uczniów i ekstrawaganckich samochodów. Ludzie widząc auto Liama (albo mnie w nim), odwracali głowy w naszym kierunku. Zaparkowaliśmy i po wyjściu z auta Payne objął mnie ramieniem i skierował nas w stronę jego kumpli mówiąc, że muszę ich poznać.
- Ludzie patrzą się na mnie albo na to, że idziemy ze sobą jak para – powiedziałam do brata. Ten pocałował mnie w czoło na co wywróciłam oczami za okularami – właśnie o tym mówię.
- Nie martw się, jak się patrzą to na mnie, bo przecież jestem taki seksowny i przystojny.
- I skromny – mruknęłam cicho, ale tak żeby usłyszał.
Zaśmialiśmy się z tego i po chwili stałam przed czwórką nieznanych mi chłopaków, którzy pewnie byli jego kumplami, o których mi tak dużo wczoraj mówił. Cholera, jacy oni byli gorący!
- Liam? Eee… powinniśmy o czymś wiedzieć? - jakiś blondyn spojrzał na nas skonsternowany, strąciłam jego ramię z siebie.
- Mówiłam ci coś.
- To jest Layla – przedstawił mnie.
Spojrzeli na mnie uśmiechnięci.
- TA Layla? O której tyle gadałeś przez całe wakacje?
- Ej stary, nie pogrążaj mnie.
Zachichotałam, a każdy z nich zaczął się przedstawiać na swój sposób: ten blondyn Niall od razu mnie przytulił, Zayn uścisnął mi dłoń dość powściągliwie, niejaki Harry z burzą loków na głowie, słodkimi dołeczkami w policzkach i zielonych oczach także ścisnął moją dłoń lecz jakoś bardziej przyjaźnie niż jego kolega Zayn. Stojąc obok Liama poczułam jak ktoś nachyla się nade mną i pociąga kilka razy nosem.
- Czy ty mnie wąchasz? – zapytałam bruneta stojącego za mną.
Payne spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- No co? Wiesz jak ona ładnie pachnie? Lubię wanilię. Jestem Louis – przytulił mnie od tyłu, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
Założyłam okulary na włosy, a oni otworzyli buzie ze zdziwienia. O co im chodzi?
- Czy waszą mamą jest Angelina Jolie? – wydukał Niall.
- Co? Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo jesteś bardzo podobna – powiedział Louis przyglądając mi się uważnie i naruszając moją przestrzeń osobistą.
Spojrzałam na Liama.
- Braciszku, weź go. Czuję się niekomfortowo – zaśmiali się, a Louis zrobił smutną minę.
Rozległ się dzwonek na lekcje.
- Tu masz swój plan lekcji i dokumenty, które musisz dostarczyć po lekcjach do sekretariatu – Liam wręczył mi plik kartek – co masz teraz?
- Trzy fizyki rozszerzone – powiedziałam, a on zaczął mi tłumaczyć jak powinnam trafić do klasy.
- Łooo, rodzina geniuszy. Też tak chcę – skomentował Harry, bo jak się okazuje mój brat ma rozszerzenie z chemii.
Spojrzałam na chłopaka z loczkami i uśmiechnęłam się nieśmiało przegryzając wargę. Zdecydowanie był w moim typie, chociaż każdy z nich był powalający. Liam, masz więcej takich kumpli?
Weszłam do szkoły i skierowałam się do odpowiedniej klasy na zajęcia z fizyki.
CZYTASZ
I'm Yours || h.s
FanfictionLayla jest zmuszona przeprowadzić się do Londynu, gdzie zamieszka z ojcem oraz bratem. Czy jej życie ulegnie zmianie, kiedy zbliży się do swojego brata oraz czwórki jego przyjaciół?