2

1.1K 52 13
                                    

Wyjmując blachę z pachnącymi ciasteczkami usłyszałam trzask zamykanych drzwi, chyba tata wrócił. Przełożyłam wypieki na półmisek wdychając ich intensywny zapach.

 - Layla?! – niski głos wypowiedział moje imię. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam zdziwionego lecz bardzo uśmiechniętego Liama – o mój boże!

Ominęłam wyspę i wpadłam w jego ramiona. Dwa cholerne lata poszły w niepamięć.

 - Zmężniałeś, urosłeś, nabrałeś mięśni, mój mały Li – zaśmiałam się na wspomnienia. Dotknęłam jego bicepsa poprzez bluzę.

 - Hej, ty nie lepsza: nadal jesteś chuda, ale zniknął ten twój dziecięcy tłuszczyk – pacnęłam go w ramię, na co się zaśmiał – masz dłuższe włosy, troszkę urosłaś, ale to wciąż moja mała Li.

 - Masz ochotę coś zjeść? – on usiadł przy wyspie, a ja postawiłam przed nim ciastka. Oczy mu się zaświeciły.

 - Moje ciastka! Boże – ugryzł kawałek – jakie to dobre. Możesz tu mieszkać, zezwalam.

Przewróciłam oczami z uśmiechem. Przeszliśmy z jedzeniem do salonu, Liam włączył naszą ulubioną bajkę, Toy Story. Jedząc i oglądając filmy gadaliśmy do późnego wieczora, aż nie przyjechał tata i pogonił nas spać. Próbował być stanowczy, ale widziałam że cieszy się z tego, że spędzamy ze sobą czas.

Wzięłam prysznic i przebrałam się w koszulkę z logiem Pink Floyd. Po ustawieniu budzika zasnęłam gotowa stawić czoła jutrzejszemu dniu.

*

- Dobrze wyglądasz – skomentował Liam siedząc przy wyspie w kuchni i jedząc naleśniki, które robił tata.

Normalnie, zwyczajnie, jak zawsze, nie było nic ciekawego w ciemnych jeansach ze stanem, luźnej szarej koszulce, ramonesce i czarnych Nike roshe run. Byłam bardzo delikatnie pomalowana i miałam rozpuszczone włosy.

Siedząc z dwójką mężczyzn mojego życia przy wyspie jedliśmy, rozmawialiśmy i słuchaliśmy suchych kawałów mojego taty – dla mnie wyjątkowy i piękny poranek. Zupełnie inny niż kiedy mieszkałam w Wolverhampton, gdzie jak wstawałam to mamy już nie było w domu a ja nie jadłam nawet śniadania.

Przy wyjściu tata mnie zatrzymał.

 - Tak?

Wyciągnął w moim kierunku dłoń, na której leżała karta kredytowa na moje nazwisko.

 - Tato… - bąknęłam zakłopotana.

 - Muszę dbać o swoją księżniczkę – pocałował mnie w czoło – miłego pierwszego dnia w szkole, kocham cię.

To też jest nowość, nawet jak byłam mniejsza mama nie mówiła mi takich rzeczy.

 - Ja ciebie też, do zobaczenia później – wyszłam z domu zarzucając pasek torby na ramię. Pogoda była świetna, zero niepokojących chmur o piękne słońce. Liam wychylił się przez okno swojego terenowego Jeepa.

 - Chodź, Li – wsiadłam na fotel pasażera i wyjechaliśmy z podjazdu kierując się do szkoły. Przez świecące słońce musieliśmy założyć okulary przeciwsłoneczne.

Oczywiście po długiej dyskusji na temat słuchanej muzyki między Kanye Westem, a Edem Sheeranem postanowiliśmy pójść na kompromis i włączyć Red Hot Chilli Peppers.

Okazało się, że moja nowa szkoła oddalona jest od domu jakieś pół godziny. Był to dość nowy budynek z wielkim parkingiem, na którym roiło się od uczniów i ekstrawaganckich samochodów. Ludzie widząc auto Liama (albo mnie w nim), odwracali głowy w naszym kierunku. Zaparkowaliśmy i po wyjściu z auta Payne objął mnie ramieniem i skierował nas w stronę jego kumpli mówiąc, że muszę ich poznać.

 - Ludzie patrzą się na mnie albo na to, że idziemy ze sobą jak para – powiedziałam do brata. Ten pocałował mnie w czoło na co wywróciłam oczami za okularami – właśnie o tym mówię.

 - Nie martw się, jak się patrzą to na mnie, bo przecież jestem taki seksowny i przystojny.

 - I skromny – mruknęłam cicho, ale tak żeby usłyszał.

Zaśmialiśmy się z tego i po chwili stałam przed czwórką nieznanych mi chłopaków, którzy pewnie byli jego kumplami, o których mi tak dużo wczoraj mówił. Cholera, jacy oni byli gorący!

 - Liam? Eee… powinniśmy o czymś wiedzieć? - jakiś blondyn spojrzał na nas skonsternowany, strąciłam jego ramię z siebie.

 - Mówiłam ci coś.

 - To jest Layla – przedstawił mnie.

Spojrzeli na mnie uśmiechnięci.

 - TA Layla? O której tyle gadałeś przez całe wakacje?

 - Ej stary, nie pogrążaj mnie.

Zachichotałam, a każdy z nich zaczął się przedstawiać na swój sposób: ten blondyn Niall od razu mnie przytulił, Zayn uścisnął mi dłoń dość powściągliwie, niejaki Harry z burzą loków na głowie, słodkimi dołeczkami w policzkach i zielonych oczach także ścisnął moją dłoń lecz jakoś bardziej przyjaźnie niż jego kolega Zayn. Stojąc obok Liama poczułam jak ktoś nachyla się nade mną i pociąga kilka razy nosem.

 - Czy ty mnie wąchasz? – zapytałam bruneta stojącego za mną.

Payne spojrzał na niego z uniesioną brwią.

 - No co? Wiesz jak ona ładnie pachnie? Lubię wanilię. Jestem Louis – przytulił mnie od tyłu, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

Założyłam okulary na włosy, a oni otworzyli buzie ze zdziwienia. O co im chodzi?

 - Czy waszą mamą jest Angelina Jolie? – wydukał Niall.

 - Co? Nie. Dlaczego pytasz?

 - Bo jesteś bardzo podobna – powiedział Louis przyglądając mi się uważnie i naruszając moją przestrzeń osobistą.

Spojrzałam na Liama.

 - Braciszku, weź go. Czuję się niekomfortowo – zaśmiali się, a Louis zrobił smutną minę.

Rozległ się dzwonek na lekcje.

 - Tu masz swój plan lekcji i dokumenty, które musisz dostarczyć po lekcjach do sekretariatu – Liam wręczył mi plik kartek – co masz teraz?

 - Trzy fizyki rozszerzone – powiedziałam, a on zaczął mi tłumaczyć jak powinnam trafić do klasy.

 - Łooo, rodzina geniuszy. Też tak chcę – skomentował Harry, bo jak się okazuje mój brat ma rozszerzenie z chemii.

Spojrzałam na chłopaka z loczkami i uśmiechnęłam się nieśmiało przegryzając wargę. Zdecydowanie był w moim typie, chociaż każdy z nich był powalający. Liam, masz więcej takich kumpli?

Weszłam do szkoły i skierowałam się do odpowiedniej klasy na zajęcia z fizyki.

I'm Yours || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz