Wei Wuxian trwał w podejrzanie słodkim momencie przez trzynaście cykań świerszcza kryjącego się wśród traw. Kiedy jednak miało nadejść czternaste, chłopak odsunął się, ocierając oczy. Schował za dłonią zaczerwienioną ze wstydu twarz. Nie rozumiał swojego postępowania. Dlaczego znalazł ukojenie w objęciach drugiego mężczyzny, który był od niego ponad stukrotnie starszy?
Nie pojmował tego, ale Lan Wangji jeszcze mniej akceptował duszące go uczucia. Nieśmiertelny Mistrz ukrył emocje głęboko w sobie. Wiatr zagłuszał nierówne, dynamiczne bicie jego serca. Życzenie sprzed dwóch tysięcy lat spełniało się. Czy tego oczekiwał? Twarz, której nigdy więcej nie spodziewał zobaczyć, pojawiła się przed nim. Dawno zapomniany głos, nagle wydał się znajomy, gdy padło znane mu "Lan Zhan". Za młodzieńczych lat nienawidził tego, a potem za tym tęsknił.
Życie biegło własnymi ścieżkami. Ich rozdzieliły się, prowadząc mężczyzn do różnych zakątków tego świata.
I wtedy ponownie się spotkali na połączeniu tych dróg, jak kierowało ich przeznaczenie. Jednak to nie ono decydowało o ich życiu. Podejmowali własne decyzje, niezależne od życzeń złośliwego losu, który próbował im narzucić własny sposób postępowania.
Lan Wangji wyrównał oddech. Wyprostował się i dołączył do Wei Wuxian, który także uspokoił szalejące w nim emocje.
— Co dalej? — spytał Nieśmiertelny Mistrz, aby powrócić do właściwego tematu.
— Nie wiem... — przyznał Wei Wuxian. — Mój dom zniszczono. Nasłano na mnie dzikie trupy. Nie da się przewidzieć, co dalej. Moja obecność w Zaciszu Obłoków stanowi dla was zagrożenie.
— Nie — zaprzeczył od razu Lan Wangji.
— Co "nie"? — fuknął. — Lan Zhan, nie mów mi, że wielki, Nieśmiertelny Mistrz nie dba o swoich uczniów i spuściznę przodków? Ja sobie jakoś poradzę, ale chłopcy ze szkoły?
— Nie.
Wei Wuxian przewrócił oczami.
— Dobrze, Lan Zhan, dziękuję za troskę. I tak nadwyrężyłem gościnności. Nigdy nie będę wstanie odwdzięczyć się za nią. Jednak pora na mnie.
— Nie — powtórzył po raz trzeci i na tym dyskusja się zakończyła.
Zabrakło dalszych argumentów, a Wei Wuxian szczerze wątpił, że przekona Lan Wangji do zmiany zdania.
W Zaciszu Obłoków rozbrzmiały ciężkie kroki. Obaj mężczyźni skupili swoją uwagę na wejściu do sekty, stąd po chwili dobiegły rozmowy. Zza dwustuletniego drzewa wyszedł starszy Wei. Prowadził za rękę małą Yanli, niewyspaną, nieustannie przymykającą drobne oczka, ubraną w cienką sukienkę, nieodpowiednią na wieczorny chłód. Wzrok miała smutny, trochę nieobecny, lecz na widok Wei Wuxiana ożyła. Jej drobne usteczka zadrżały. Puściła się dziadka i podbiegła do brata, rzucając mu się w ramiona.
Złapał siostrę.
Przytulił ją mocno do siebie, dłoń wplótł w jej włosy, położył głowę na jej delikatnym ramieniu. Zaczął powtarzać imię siostry, jak mantrę.
Uratował małą Yanli, choć nie zdążył ocalić babci. Przez ten cały czas targały nim wyrzuty sumienia, ale kiedy wziął w swoje objęcia siostrę, odetchnął z ulgą. Jego walka miała sens. W końcu kogoś uratował, nie przynosił samego nieszczęścia.
— Dziękuję... — wydusił przez zęby. — Dziękuję, że żyjesz!
— Braciszku, braciszku — zaczęła powtarzać. — Miałam zły sen! Śniło mi się, że zły duch skrzywdził babcię, a teraz dziadek nie chce zabrać mnie do babci. Dlaczego? Przecież muszę ją odwiedzić i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku! — oświadczyła zdecydowanym głosem.
CZYTASZ
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...