Lan Wangji sięgnął po guqin. Usiadł na tarasie przed stawem i przejechał palcami po napiętych strunach instrumentu. Dźwięk poruszył wodą w delikatnych drganiach, które wraz z wiatrem, przyniosły kojący spokój. Jednak tylko na chwilę. Kolejny niepokój ogarnął serce nieśmiertelnego mistrza, kiedy zobaczył leżący przed nim zwój.
Za wszelką cenę unikał wracania do przeszłości, tkwienia w niej, kiedy wszystko wokół się zmieniało. Tym razem przyszło mu postąpić inaczej. Tym razem pojawił się przed nim ponownie Wei Wuxian i musiał sprawdzić, czy to aby na pewno on.
— Hanguang—jun — pozdrowił go Lan Shizhui, niosąc podarek z podróży — szatę z jedwabiu i pudełko ręcznie robionych słodyczy, które położył przed mistrzem.
Pochylił nisko czoło, niemal dotykając nim podłoże, a potem usiadł przy Lan Wangji. Włosy zebrane w kuc założył do tyłu. Pierwsze siwizny pojawiły się na nich w ostatnim stuleciu. Starzał się, choć twarz zachował młodą, a jego duch nigdy nie zelżał przez ostatnie dwa tysiące lat.
Lan Shizhui pożegnał już swoją drogą żonę i pierworodnego, który podjął decyzję o życiu i śmierci jak zwyczajny człowiek. Na groby bliskich mu przyjaciół chodził regularnie, składając na nich jeden kwiat lotosu, a potomków bliskich otaczał troską. Jednak po tych wszystkich latach, został sam.
— Czy coś się wydarzyło, Hanguang—jun? — spytał, widząc zaniepokojone spojrzenie mistrza.
— Wei Wuxian.
Na dźwięk tego imienia, Lan Shizhui zadrżał. Opuścił prezenty i odsunął się zlękniony. Lan Wangji położył na jego ramieniu dłoń, wspierając ucznia, jak tylko mógł.
— Czy... Czy coś o nim wiadomo, mistrzu? Minęło dwa tysiące lat odkąd ktokolwiek o nim wspominał...
— Spotkałem go — wyznał na spokojnie Lan Wangji.
— On... wrócił? — spytał, nie wierząc w to, co właśnie słyszy. Myślał, że mylą go zmysły.
— Nie wiem — odpowiedział krótko i szczerze. Od początku nie zamierzał okłamywać ucznia.
— Ludzie próbowali go wezwać, używali zakazanych rytuałów, żeby przyzwać jego duszę, ale nikomu się nie udało. Mówili, że dusza Demonicznego Kultywatora rozerwała się na tysiące fragmentów, których nie potrafiono zebrać.
— Niesione cierpieniem dusze pragnął odejść na wieki. Zniszczenie własnej duszy to najkrótsza droga do wiecznego spokoju.
— Ale czy Wei Wuxian był do tego zdolny? I nie pytam o jego umiejętności, bo wiem, że był potężny, tylko o...
— Wycierpiał tak wiele, że jego dusza roztrzaskała się nim zdążył pożegnać się z tym światem — wypowiedział okrutne, ale prawdziwe słowa, które podążały za nim w bólu przez te wszystkie lata.
Lan Shizhui dłużej nie kwestionował zdania mistrza.
— Jeśli to prawda, to jak zdołał powrócić? — pytał dalej, a kolejne wątpliwości okazywały się gorsze niż sama świadomość, że po dwóch tysiącach lat mógł się odrodzić Demoniczny Kultywator.
— Nie — odezwał się nagle Lan Wangji. Przyglądał się zachowaniu ucznia, jego twarzy, na której pojawiło się zmartwienie. Nie powinien się poddawać uczuciom, kiedy nic nie było pewne. Choć samo jedno spotkanie i jego napawało niepotrzebną nadzieją.
Melodie nadchodzącego kolejnego stulecia brzmiały okrutnie, wypełniały serca okrutnym lękiem i uczuciem niepokoju, które dotknęło i Lan Wangji. Nieśmiertelny Mistrz nie wiedział, dotąd zabierze ich ta historia, ale przez dwa tysiące lat nauczył się nie ignorować znaków czy przypadków.
CZYTASZ
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
Hayran KurguPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...