godzina 23:30 i siedzę i publikuję, ale UDAŁO MI SIĘ!!!
Wei Wuxian wyjął z portfela Lan Wanji jeden papierowy pieniądz. Zapalił gaz w kuchence i spalił papier, modląc się za duszę babci Xue Yanga, aby w końcu odnalazła wymarzony spokój. Jej ciało zamieniło się w proch, nie pozostawiając żadnego śladu po osobie, z którą jeszcze godzinę temu swobodnie rozmawiali i choć wypadało, żeby zatrzymali się na moment i powiadomili odpowiednie służby, oboje zaczęli rozglądać się swobodnie po domu, wykorzystując tę chwilę samotności okazję, która mogła się już nie nadarzyć. Trzy pomieszczenia były zamknięte na kłódkę — pierwsze prowadziło na strych, drugie do piwnicy, trzeba wyglądało na swego rodzaju gabinet.
Lan Wangji wyciągnął miecz i przeciął każdy z zamków, otwierając drogę do zamkniętych pomieszczeń.
Stare drzwi zaskrzypiały, samoistnie otwierając się przed kultywatorami. W pomieszczeniu panował niewyobrażalny zaduch, rodziło się od pajęczyn, a kurz nawarstwiał się na wszystkich zgromadzonych tam przedmiotach. Nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek było ruszane ostatnimi czasy.
— Dziwne — zauważył od razu Wei Wuxian.
Zdjął materiał z pierwszego z przedmiotów, które stały najbliżej niego. Kurz wzniósł się, oślepiając dwójkę mężczyzn. Oboje kaszlnęli ciężko. Pył dostał się do ich płuc, chwilę zajęło, zanim wykaszleli kurz z gardeł.
Ich twarze rozgrzało niespodziewane ciepło. Padało z przedmiotu znajdującego się za szklaną gablotą, otoczone białymi promieniami. Lśniło w mrokach pomieszczenia, przywodząc na myśl dawno zaginiony artefakt — Miecz Tysiąca Słońc.
— To... on... — Lan Wanji położył palce na gablocie, rozkoszując się widokiem przed jego oczami. Promienie nie były fałszywe, pod nimi chował się miecz, długi aż do ziemi, wielkości przeciętnego dorosłego człowieka.
Tylko raz w swoim długim życiu skrzyżował się z tym mieczem, podczas wielkiej bitwy pod Zaciszem Obłoków, dwieście lat po śmierci Wei Wuxiana. Tej broni nie dało się zapomnieć. Emanująca z niej siła, złudnie przypominająca blask słońca, zraniła go trzykrotnie, posłała jego brata na trzydniowy sen i omal nie wyłamała bram Zacisza Obłoków.
— To nie jest podróbka — przekonał Wei Wuxiana.
— Cokolwiek powiesz, Lan Zhan — odpowiedział złośliwie. — Tylko w takim razie, co tu robi? Skoro przedmiot zaginął setki lat temu, to nie ma sensu, żeby Xue Yang przechowywał artefakt w zamkniętym pokoju?
— Gromadził? — zaproponował bardzo lakoniczne Lan Wanji.
— Tylko po co? Wątpię, żeby nagle zaczęło go pasjonować kolekcjonowanie. Ech... — Podrapał się po głowie. — Najgorsze, że od samego początku nie znamy jego prawdziwych zamiarów.
— Mamy jeszcze dwa miejsca do sprawdzenia.
Subtelny uśmiech Nieśmiertelnego Mistrza rozwiał wszelkie wątpliwości. Wei Wuxian czasem nie potrafił uwierzyć, że nigdy w poprzednim życiu nigdy nie ujrzał tego uśmiechu. Z całą pewnością mógł dopisać to do listy rzecz, których nie zdołał dokonać.
— Tak, Lan Zhan, na pewno nam się uda — zapewnił, choć to przekonanie nie wynikało z wiary w swoje możliwości.
Ktoś inny.
Ktoś, kogo obserwował.
Ktoś, za kim stał.
— To nie tylko miecz...
Lan Wangji wystawił przed siebie prawą dłoń. Skumulował w niej moc i wypuścił na znak, doprowadzając do pchnięcia kurzu na przeciwległą ścianę. Za drugim razem wykorzystał siłę wiatru, zdmuchując z przedmiotów zasłony.
CZYTASZ
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanficPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...