Rozdział dziesiąty

1.8K 73 3
                                    


Tak jak obiecałam 😊

Lucija

Podniosłam się gwałtownie biorąc duży haust powietrza. Wszystko mnie bolało. Czułam jakbym obudziła się z jakiegoś koszmaru, a to co chwilę temu widziałam było tylko wytworem mojej wyobraźni.

– Lucija. – Liam zerwał się z fotela i w sekundę znalazł się obok mnie. Spoglądałam na niego nie wiedząc co on tu robi. Przecież już się obudziłam, powinien zniknąć. Ale on nie miał takiego zamiaru. – Spokojnie. Oddychaj. – Przysunął się bliżej mnie i objął ramionami. Złapałam jego przedramię próbując unormować oddech.

– C-co się stało?

– Zemdlałaś na weselu. Lekarz zbadał cię. Na szczęście nic poważnego ci się nie stało.

– Weselu? – Wpatrywałam się w jego twarz nie wiedząc do końca o co mu chodziło. Przecież on oszalał, jak nic. Nie mogliśmy być małżeństwem Lorenzo nigdy by na to nie pozwolił.

Obserwowałam uważnie każdy ruch Liama gdy ten złapał moją dłoń. Przysunął ją bliżej swoich ust i złożył na niej delikatny jak piórko pocałunek. Coś mignęło mi między palcami, odbijając słabe promienie słońca. Otworzyłam usta dostrzegając pierścionek i obrączkę. Moja dłoń zrobiła się ciężka. Wyślizgnęła się z dłoni Liama i spadła na pościel. Nie byłam w stanie jej podnieść, nawet nią poruszyć.

Mężczyzna przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w głowę. Oparłam się o niego nie mogąc przestać wpatrywać się w obrączkę. Jakim cudem nie miałabym pamiętać własnego wesela? Co takiego musiało się wydarzyć abym zemdlała. Liam zaczął się delikatnie kołysać na boki, nie przestając składać pocałunków na mojej głowie. Powieki stawały się coraz cięższe.

***

– Taki jesteś mocny? Proszę strzelaj! – Oczy Kseni wyglądały jak dwa spodki. Próbowała odsunąć dłoń Leo, ale była bezsilna. Jej łzy nie miały końca. Szarpnęła się do przodu, ale zastygła gdy pistolet dotknął jej brzucha.

– Lorenzo. Błagam... odpuść! – Ksenia wpadła w histerię, płacz sprawiał, że całej jej ciało się trzęsło. Oddech rwał się z każdym kolejnym napadem płaczu.

Nie mogłam na to patrzeć. Nie chciałam widzieć co się wydarzy. Nie miałam pewności czy teraz Lorenzo nie byłby w stanie skrzywdzić Kseni. W dodatku gniew przysłaniał mu jasność umysłu.

– Błagam cię...

Ledwo otworzyłam oczy, a zerwałam się z łóżka omal nie zrzucając przy tym Liama. Po raz kolejny w mojej głowie odtwarzały się te makabryczne sceny ale tym razem wiedziałam już, że nie są to senne omamy. To wszystko wydarzyło się naprawdę.

– Lucija! Poczekaj. – Wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami, słysząc za sobą krzyk mężczyzny.

Biegłam boso przez korytarze wymijając po drodze ochroniarzy, którzy posyłali mi zdziwione spojrzenia. Minęłam ochroniarzy czekających przed pokojem i bez pukania otworzyłam na oścież drzwi. Weszłam do środka i zatrzymałam się w miejscu kiedy moje spojrzenie natrafiło na łóżko. Przycisnęłam dłoń do ust próbując powstrzymać płacz.

Nie zwróciłam większej uwagi na brata, którego twarz wykrzywiła się w grymasie gdy jak tornado wpadłam do jego sypialni. Gdy tylko odzyskałam czucie w nogach czym prędzej podeszłam do łóżka i usiadłam na jego brzegu. Złapałam jej dłoń i splotłam z nią swoje palce.

W końcu po prawie dwóch miesiącach ona była z powrotem z nami. Leżała w swoim łóżku, w swojej sypialni pogrążona we śnie. Wpatrywałam się w jej twarz, która wykrzywiła się w grymasie. Pogłaskałam kciukiem jej dłoń chcąc pokazać w ten sposób, że nie jest już sama i nigdy więcej nie będzie.

Jedna Decyzja - Kovachievich #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz