Rozdział dwudziesty

1.6K 73 0
                                    




Z każdym dniem przybywa was tutaj coraz więcej. ☺️Dziękuje, ze jesteście.🥰

Liam

Pomimo, że dopiero co wróciłem do domu nie miałem ani chwili odpoczynku. Tym samym nie mogłem spędzić czasu ze swoją żoną, której nie widziałem od kilku dni. Praktycznie odkąd wyjechałem. Załatwiłem jedne sprawy, a tutaj na miejscu czekały na mnie kolejne. Chłopaki już czekali na mnie w moim gabinecie. Jak mogłem wywnioskować po porozstawianych szklankach rozgościli się jakby byli u siebie. Ale nie miałem do nich o to problemu. Uważałem ich za braci, których nie było mi dane mieć.

– Ogarnąłeś wszystko? – zapytał Benjamin gdy tylko zasiadłem za biurkiem.

– Ta. Podpisałem nową umowę z Lovrićem. A Raguž dostał dziesięć procent więcej towaru za tą obsuwę.– Chłopaki pokiwali głowami zgadzając się z moją decyzją. – Niestety nie spotkałem się z  Pelivanem. Nie wiem za kogo on się kurwa uważa, że w ostatniej chwili informuje mnie, że nie ma zamiaru robić ze mną interesów. – Oparłem łokcie o biurko wplatając palce we włosy. Bywały momenty kiedy myślałem, że to wszystko mnie przerosło i to był właśnie jeden z nich.

– Liam doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że początki będą ciężkie. Nie każdy zgadza się z tym w jaki sposób przejąłeś władzę. – Benjamin wstał z kanapy. Nalał do szklaneczki whisky i postawił ją koło mnie na biurku.

– Wielu chciałoby zająć twoje miejsce. W ogóle posiadać to co ty posiadasz. – Wtrącił się Adi zataczając ręką okrąg. – Ale oni nie zdają sobie sprawy, że to się tobie należy. Nie znają prawdy. – Nawet oni nie wiedzieli dokładnie co się stało gdy byłem dzieckiem. Wiedzieli tylko, że mój ojciec był kiedyś na szczycie, ale ktoś odebrał mu władzę i teraz ja po latach pragnąłem aby wróciła z powrotem w ręce tych, do których należała od początku.

– Mniejsza o to. – Zamoczyłem usta w napoju. – Proszę teraz ładnie jak na spowiedzi powiedzieć co odjebało się pod moją nieobecność. – Sam parsknąłem na swoje słowa. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w koście, możliwe że na własnym ślubie a o spowiedzi to wolałbym wspominać. Musiałbym raczej zamordować kapłana jakbym powiedział mu wszystkie moje grzechy, chyba że wcześniej on sam by się zabił. Nikt nie dałby rady tego pojąć. 

– Było stosunkowo spokojnie. Może aż za spokojnie. Trzeba będzie bardziej przyjrzeć się jednemu z burdeli, które prowadzi Divković. Zaczynają dochodzić do nas słuchy o tym co się tam dzieje. Ponoć dziwki...

Wszyscy zamilkliśmy gdy ktoś zapukał do drzwi. Osoba nie czekała na moją odpowiedź tylko nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi. Lucija weszła pewnie do środka, ale gdy dostrzegła, że nie jestem sam pewność siebie ją opuściła. Spuściła ramiona i z obawą wpatrywała się w moich towarzyszy.

– Przepraszam, że przeszkadzam. – Przeniosła wzrok z moich kumpli na mnie i powoli ruszyła w moją stronę. Było widać jak na jej twarzy zagościł strach. Uśmiechnąłem się do niej szczerze. Chciałem, żeby wiedziała, że mimo wszystko nie mam jej za złe, że weszła bez pozwolenia.

Stanęła blisko mnie, ale nic nie powiedziała. Uniosłem brew. Czyżby moi przyjaciele ją spłoszyli. Objąłem ją za biodra i wciągnąłem na swoje kolana. Pisnęła cicho zaskoczona. Zgromiłem wzrokiem moich przyjaciół, którzy parsknęli próbując ukryć śmiech. Wpatrywali się w nas nie robiąc sobie praktycznie nic z tego, że ich zachowanie krępuje moją żonę.

Mimo, że siedzieli niedaleko ja nie byłem w stanie powstrzymać się od dotyku jej delikatnej skóry, nie teraz kiedy po naszej rozłące, w końcu mogłem ja ponownie zobaczyć. Serce zabiło mi na myśl, że skoro przyszła do mnie sama, to też za mną tęskniła. Jeździłem dłonią po jej nodze obserwując jak się rumieni. Tak słodko, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przez te kilka dni zdążyłem za tym zatęsknić. Zbliżyła usta do mojego ucha i szepnęła.

Jedna Decyzja - Kovachievich #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz