Rozdział jedenasty

1.8K 69 0
                                    




Jutro na moim profilu pojawi się moja nowa książka. Zachęcam do czytania. ☺️

Lucija

Dni były zbyt krótkie, a noce niemiłosiernie się dłużyły. Starałam się spędzać z Ksenią jak najwięcej czasu. Każdą wolną chwilę poświęcałam na rozmowę z nią, na opowiadaniu jej o wszystkim co ją ominęło. Wspominaniu tego jak było kiedyś. Ksenia zmieniła się. Nie była taką samą osobą niż przed swoim ślubem. Teraz była bardziej skryta. Z chęcią słuchała o moim życiu, ale ani razu nie wspomniała o tym przez co przeszła a ja nie chciałam na nią naciskać. Zbywała wszystkie pytania na temat ciąży. Przyjdzie czas a sama wyzna całą prawdę. Jak tylko będzie gotowa.

Ledwo stałam już na nogach. Sen stał się dla mnie czymś ciężkim. Z trudem udawało mi się zasnąć, a gdy już się to działo nie trwało długo. Z jednej strony nie byłam wstanie powiedzieć jak bardzo cieszę się, że Ksenia wróciła do nas cała i zdrowa, ale z drugiej nie mogę zapomnieć o tym, że wyszłam za mąż, że gdyby nie ten incydent na weselu nie byłoby mnie już tutaj.

Zeszłam na parter chcąc zaparzyć sobie kolejną już dzisiaj kawę. Przestałam liczyć, która już z kolei. Przystanęłam w progu słysząc swoje imię.

– Lucija wie? – Zimny ton głosu mojego brata sprawił, że przeszły mnie dreszcze. Po raz kolejny coś przede mną ukrywają. Miałam już dość tych wszystkich tajemnic i decyzji podjętych bez mojej wiedzy.

– Nie miałem jeszcze... – Liam zaczął, ale nie dałam mu skończyć. Prężnym krokiem weszłam do salonu tym samym mu przerywając.

– O czym wiem? Lub czego nie wiem? – Liam przeczesał włosy palcami i zrobił krok w moją stronę.

– Wylatujemy. – Powiedział prosto z mostu bez żadnych przelewek. Zamrugałam powiekami nie wierząc w to co słyszę.

– Jak chcesz możesz lecieć, ja ci nie bronię. Zostanę z Ksenią dopóki nie będzie czuła się lepiej.

– Lecimy obydwoje. I tak byliśmy tu o wiele dłużej niż powinniśmy. Jestem potrzebny w Albanii. A ty jako moja żona – podkreślił dobitnie to słowo – będziesz stała u mojego boku.

– Ale...

– Lucija. – Przeniosłam wzrok na Lorenzo, który włączył się do rozmowy. – Ksenia ma tutaj doskonałą opiekę po za tym jest przy niej Lilianna. Nie martw się o nią. Zapewne niedługo ją odwiedzisz. Od niedawna jesteś żoną. Nie zapominaj o tym. Twoje miejsce jest przy mężu.

– Kiedy wylatujemy? – Zamrugałam powiekami próbując odgonić łzy, które zebrały się w kącikach oczu. Zbyt mało złych rzeczy się ostatnio wydarzyło, że postanowili odebrać mi chociaż tą namiastkę szczęścia.

– Za dwie godziny jedziemy na lotnisko. – Spojrzałam na brata, który ledwo zauważalnie skinął głową.

– Dobrze – szepnęłam pokonana i wyszłam z salonu. Nie było sensu się stawiać. Jedna kobieta na dwóch mężczyzn nie miała nawet szans.

Gdy tylko zniknęłam z ich pola widzenia wbiegłam po schodach, w mgnieniu oka pokonałam drogę do mojej sypialni. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Za kilka godzin będę w zupełnie innym kraju, daleko od rodziny i od Kseni z którą miałam jeszcze tyle tematów do rozmów. Tak wiele chciałam jej jeszcze opowiedzieć. Nie widziałam jej tak długo a nie dane było mi ponownie się nią nacieszyć.

Rozejrzałam się po pokoju, w którym być może byłam po raz ostatni. Wszystko perfekcyjnie poukładane każdy element idealnie ze sobą pasujący. Tak bardzo pokazywał jaka byłam zanim ta cała maszyna kłopotów poszła w ruch i zmusiła mnie do zmienienia się. Przystosowania do tego co mnie czeka.

Jedna Decyzja - Kovachievich #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz